Historia elektronicznej gangsterki, czyli o serii GTA
Jedna z najsłynniejszych gier w historii. Jedna z najlepiej sprzedających się gier w historii. Pierwsze Grand Theft Auto ukazało się 11 lat temu. Teraz na półkach sklepowych debiutuje PC-towa odsłona \"czwórki”.
- 05.12.2008 18:27
\"Jedynka” została stworzona przez mało znaną firmę DMA Design. Grafika już wtedy była słaba, a poczynania bohatera, czyli kilku małych pikseli, obserwowaliśmy z góry. Samochody i budynki przypominały kwadraty. Jednakże tytuł zawierał coś, czego nie było nigdzie wcześniej: możliwość wcielenia się w pospolitego bandziora. Takiego bez skrupułów. To wystarczyło, by marka zaistniała w świadomości graczy.
Zaczynaliśmy jako chłopiec na posyłki. Po wykonaniu kolejnych zadań, zyskiwaliśmy respekt. Były to głównie zlecenia na innych bandziorów albo napady na bank. Dynamikę podkręcała jazda samochodami i dostępne narzędzia zniszczenia: od karabinów maszynowych po czołgi. GTA 2 zrobiono wedle metody \"jeszcze więcej tego samego”: więcej samochodów i spluw.
Nowością był stopień reputacji wśród gangów, co oznaczało, że pracując dla kogoś, narażaliśmy się drugiej stronie. W \"dwójce” pojawiły się stacje radiowe, których mogliśmy posłuchać w trakcie jazdy. W połączeniu z coraz większym światem gry i coraz większa swoboda rozgrywki, GTA stawała się coraz popularniejsza i ciekawsza.
I wtedy DMA Design przestało istnieć… przekształcając się w znane dziś na całym świecie Rockstar Games. O kolejnej części niewiele było słychać przed premierą. Autorzy bardzo skromnie udostępniali materiały.
Aż tu nagle na rynek trafiło coś, co na zawsze zmieniło branżę elektroniczną. GTA III było najskromniej mówiąc szokiem. Cała formuła gry uległa ewolucji. Zaczynając od strony technicznej: widok zza pleców bohatera.
Bardzo dobra i w pełni trójwymiarowa grafika. Do tego rozbudowany wątek fabularny, masa ciekawych pomysłów i jeszcze większa otwartość świata gry.
Dodatek Vice City pojawił się rok później. Akcja rozgrywała się w kolorowych latach 80., a nasza postać - Tommy Vervetti - była o wiele zabawniejsza niż poprzednicy. W grę wpakowano więcej humoru i szczyptę erotyzmu. Dodano takie bajery, jak wyskok z pędzącego samochodu, możliwość latania helikopterami czy kupowania posiadłości.
W San Andreas, kolejnym dodatku, zmian było jeszcze więcej: jazda na rowerach, malowanie graffiti czy walka wraz z gangami o terytorium. Najciekawsze było to, że nasza postać musiała też biegać albo ćwiczyć, by zbytnio nie przytyć. Wizyty na siłowni, strzelnicy czy w restauracjach odgrywały niepoślednią rolę. Żeby nie zasłabnąć, trzeba jeść, a by lepiej strzelać, trzeba… ćwiczyć strzelanie! Możliwa była także zmiana fryzury czy ubrań. Takie szczegóły dodawały klimatu i sprawiały, że gra była bliższa realiom prawdziwego świata.
Nowa część GTA musiała sprostać oczekiwaniom milionów graczy. Musiała być lepsza od tytułów, które zawsze trafiały do zestawień typu \"10 najlepszych gier w historii”. Na początek gra dostała nowy silnik graficzny \"R.A.G.E.”, który zapewnia więcej tekstur i szczegółów w otoczeniu.
Całość wygląda mocno pastelowo, komiksowo i dobrze. Dopracowano też fabułę. Bohaterem jest niejaki Niko Bellic, imigrant ze wschodniej Europy, który w Stanach Zjednoczonych marzy o spełnieniu \"amerykańskiego snu”. To bliskie wielu Polakom marzenie szybko okazuje się bardzo trudne do zrealizowania.
Mówiąc najprościej, nasz bohater musi się zając nie całkiem legalnymi działaniami. A tych nie zabraknie.
Liberty City to największe miasto jakie stworzyli programiści z Rockstar. Co ważniejsze, miasto pełne przechodniów (którzy czytają gazety na przystankach, rzucają śmieci, palą, spacerują albo biegną z siatką po zakupy - świetnie to wygląda).
W przestępczej karierze Nikowi pomagają zaś takie rzeczy jak… telefon komórkowy. A teraz najlepsze: zasięg w poszczególnych częściach miasta jest różny; potrafi nawet całkowicie zniknąć. Tak jak pieniądze w bankomacie z którego Niko może korzystać.
Właściwie trudno znaleźć większe wady tej gry (poza problemami ze stabilnością gry na PC, ale już lada dzień można się spodziewać odpowiedniego patcha). Nic dziwnego, że gra, której produkcja kosztowała 100 milionów dolarów, już dawno się zwróciła.
Reklama













Komentarze