Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Trudny krok do pojednania

Chełmianin Krzysztof Krzywiński właśnie wrócił z Ukrainy, gdzie uczestniczył w uroczystościach 65 rocznicy spacyfikowania wsi Huta Pieniacka. Ma niedosyt.
Zarówno prezydent Polski, jak i prezydent Ukrainy nie nazwali sprawców po imieniu. A przecież ci są znani. Po Hucie Pieniackiej pozostały jedynie fundamenty kościoła, resztki pomnika Powstańców Styczniowych i okruchy nagrobków, gdzie znajdował się polski cmentarz. Jesienią 2005 r. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ufundowała upamiętniający męczeńską śmierć około tysiąca mieszkańców pomnik, pod którym w ostatnią sobotę spotkali się i wystąpili prezydenci obu państw. - Mówiąc o sprawcach, obaj dostojnicy dyplomatycznie ograniczali się do słowa faszyści - mówi Krzywiński, przewodniczący chełmskiego Stowarzyszenia Kresy - Pamięć i Przyszłość. - A przecież badania historyków potwierdziły, że pacyfikacji dokonał przede wszystkim dowodzony przez Niemców, ale złożony z ukraińskich nacjonalistów, pododdział XIV Ochotniczej Dywizji SS Galizien. Krzywiński w tamtych stronach ma wielu ukraińskich przyjaciół. - Oczywiście, zadałem im pytanie, czy słyszeli o zbrodni w Hucie Pieniackiej i czy wiedzą, kto się tego dopuścił. Bez skrępowania odpowiadali: \"To nasze esesmany”. Rocznicowe uroczystości rozpoczęły się o godz. 13. Tymczasem już przed godz. 11 na miejsce przyjechała charakterystycznie oplakatowanymi autokarami grupa współczesnych ukraińskich nacjonalistów. Przy drodze do polskiego monumentu ubrani na czarno młodzi ludzie ustawili krzyż z wykonaną z drutu kolczastego koroną. - Ukraińcy zagrodzili naszym delegacjom drogę - mówi Krzywiński. - Mnie przypadło w udziale poprowadzenie grupy Stowarzyszenia Huta Pieniacka. Jej członkowie rozwinęli transparent z napisem \"Dziękujemy panie Prezydencie”. Obejrzałem się i zawołałem, aby tylko nie pozwolili go sobie wyrwać. Krzywiński przyznaje, że pomiędzy uczestnikami uroczystości i pikiety nie doszło do otwartej konfrontacji. Ukraińscy narodowcy rozstąpili się przed Polakami. Nie obyło się jednak bez zjadliwych pytań \"A czego wy tu Lachy znowu szukacie?”. - Dziś trudno się zgodzić co do tego, kto w czasie wojny miał rację, a kto nie - powiedział wicewojewoda lwowski Oleksandr Hanuszczyn. - Ale ta uroczystość jest krokiem do pojednania. A my na Ukrainie powinniśmy brać przykład z Polaków, jak traktują ważne dla siebie miejsca pamięci. Krzywiński zgadza się, że mimo wszystko uroczystość przysłużyła się wzajemnemu pojednaniu. W końcu ubrani na czarno i wymachujący czerwono-czarnymi flagami młodzi ludzie, to nie cała Ukraina.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama