Reklama
Słodko-kwaśny jubileusz Federacji
Federacja, Lublin, Centrum Kongresowe Uniwersytetu Przyrodniczego, 22.11.09
- 24.11.2009 13:58
Czy koncert dobrze wykonany i napakowany przebojami, także wesołymi, prowadzony przez błyskotliwie dowcipnego konferansjera i odbywający się przy pełnej widowni może zrobić smutne wrażenie? Okazuje się, że może. Przynajmniej w pewnej mierze.
Niedzielny występ lubelskiej supergrupy bardowskiej Federacja był pomyślany jako zamknięcie cyklu przedsięwzięć z okazji jej dziesięciolecia i zarazem impreza promocyjna nowego albumu, który tego dnia w tym miejscu miał premierę handlową.
Niestety, \"Dycha w Trójce”, nagrana podczas koncertu w Studiu Muzycznym Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej, to – jak na standardy tego zespołu – longplay dość słaby. Nie jest jubileuszowym bestem, choć pojawia się tu kilka starych wielkich przebojów Federacji. Z racji ich obecności oraz umieszczenia paru innych znanych już numerów nie jest też przekornym zestawem nowości na okazję skłaniającą do podsumowań.
Ale ważniejsze i gorsze jest to, że poza dwoma wyjątkami, nie przynosi utworów tak mocnych, wyrazistych, przebojowych i kompletnych w połączeniu wysokiej jakości muzyki i słów jak \"Piosenka w samą porę”, \"Co takiego”, \"Za nic do dodania”, \"Co ona ćpa”, \"Plotka”, \"Idę skacząc po górach” czy \"Kujawiaczek diasporalny”.
Z pięciu premierowych kawałków federaci najbardziej zbliżają się do tego kanonu w piosenkach \"Kiedy jestem sam” i \"Gadanie do stracha na wróble”. Głównie dzięki znakomitym tekstom Włodzimierza Wysockiego. Choć muzycznie też dzieje się w nich ciekawie. Szczególnie w drugiej, która ma formę poloneza.
Znałem zawartość albumu przed premierą handlową. Więc daleki byłem od euforii i wielkich oczekiwań, wybierając się na koncert go promujący. Wiedziałem jednak, że bardowie wykonają też swoje klasyki. I tu liczyłem na dobre wrażenia i się nie zawiodłem. Generalnie to był bardzo dobry występ, potwierdzający wielką klasę wykonawczą naszej supergrupy, wzmocniony błyskotliwą konferansjerką Artura Andrusa.
Natomiast zdziwiło i zasmuciło mnie to, co zobaczyłem na widowni. Była prawie pełna, ale większość publiczności stanowili ludzie po czterdziestce, z czego co najmniej połowa była po pięćdziesiątce. Okazuje się zatem, że piosenki Federacji nie rezonują już tak jak dziesięć lat temu w młodym pokoleniu. To niedobrze.
No i jeszcze jedno. Idąc na koncert nie widziałem ani jednej jego reklamy. To, że nie było żadnych plakatów na słupach, jest problemem samej Federacji i jej operatywności. Jednak miasto powinno dowartościować jakimś banerem na Ratuszu czy na placu Litewskim jubileusz zespołu, który mimo ostatnich wahnięć formy jest wciąż najlepszą wizytówką muzyczną Lublina.
Reklama












Komentarze