Reklama
Lizzie Doron \"Spokojne czasy”
Lata 50-te, południowa części Tel Awiwu. Pod zakładem fryzjerskim Zajczyka spotykają się dzieci, a w środku mieszkanki dzielnicy, ocalone z Holocaustu kobiety z Polski, Francji, Rumunii.
- 24.03.2011 17:38
Każda z nich nosi w sobie tragiczne wojenne wspomnienia. Każda inaczej sobie z traumatyczną przeszłością radzi.
- Nasze matki nie mówiły po hebrajsku. Strach przed nowym miejscem odcinał je od społeczeństwa. Dzieciom zabraniały przechodzić na drugą stronę ulicy, bo mieszkali tam Izraelczycy. Żyły w getcie, getto miały w duszy – opowiada w wywiadzie dla \"Wysokich obcasów” Lizzie Doron, autorka \"Spokojnych czasów”.
Helena całymi rankami gawędzi z kotami, a pani Welman z papużką. Tania o swoich wojennych przeżyciach opowiada tylko psu. Jej syn chce tego słuchać dopiero, gdy Tania umiera. - Zapytaj Reksia. Mój Reksio wie wszystko – mówi mu matka na łożu śmierci.
Głowna bohaterka to Lea, która po śmierci swojego męża zaczyna pracować jako manikiurzystka. Od rana do nocy słucha opowieści klientek salonu. Żadna z nich nie potrafi mówić o sobie. Za to długo rozprawiają o innych.
Tak Lea dowiaduje się, że Cyla była jedną z pierwszych więźniarek Auschwitz, a Fejgę matka wyrzuciła z transportu. Upadła na tory i jako jedyna z całej rodziny przeżyła wojnę.
Lea też nic nie opowiada. Wspomnienia z wykopanego w ziemi dołu, w którym spędziła całą wojnę, zostawia dla siebie. I o nic nie pyta. Nawet swojego szefa Zajczyka, który codziennie zakleja plastrem numer obozowy. Bez słowa wyręcza go w zamiataniu obciętych włosów z podłogi. Jej nie kojarzą się z niczym.
Reklama












Komentarze