Sprawę opisaliśmy wczoraj. Maciej Kędziora, właściciel "Dywanów Łuszczów” zauważył, że w transporcie z Belgii brakuje jednej beli wykładziny. Po inwentaryzacji okazało się, że zginęła jeszcze jedna. Ponieważ jedna z nich była charakterystyczna, to Kędziora zaczął poszukiwania. Bela z charakterystycznym wzorem "znalazła się” w sklepie konkurenta. Pan Maciej zawiadomił policję, która w ubiegłą środę zwróciła wykładziny do "Dywanów Łuszczów”.
Tego samego dnia policja zatrzymała dwie osoby, które mogły mieć związek z tą sprawą. - W środę przebywałem poza firmą. Jestem całkowicie zaskoczony zaistniałą sytuacją. Sprawa nie jest do końca wyjaśniona, nie zostałem jeszcze przesłuchany - napisał do nas Sebastian Bochniarz, właściciel firmy, w której znaleziono towar pochodzący najprawdopodobniej z kradzieży. - Wykładziny zostały zakupione od przedstawiciela handlowego przez kierownika sklepu, nie wiedzieliśmy, że pochodzą z kradzieży. Otrzymaliśmy potwierdzenia zakupu wykładzin, więc byliśmy pewni, że zakup jest jak najbardziej zgodny z prawem.
Wykładziny znajdowały się w naszej ofercie sprzedaży, nikt ich nie ukrywał. Jest mi bardzo przykro, że taka sytuacja miała miejsce, dołożę wszelkich starań, aby ta sprawa wyjaśniła się jak najszybciej - kończy Sebastian Bochniarz.
Obu handlowcom pozostaje czekać na wyniki śledztwa prowadzonego przez policjantów ze Świdnika.
Reklama
Właściciel sklepu: Nie wiedzieliśmy, że wykładziny są kradzione
Właściciel sklepu, w którym znaleziono wykładziny skradzione z firmy "Dywany Łuszczów", jest zaskoczony sytuacją. Do redakcji przysłał swój punkt widzenia na tę sprawę.
- 14.02.2015 10:00

Reklama












Komentarze