Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Avia i Aeroklub Świdnik: 60 lat sportowej historii

Rozmowa z Krzysztofem Załuskim, dziennikarzem, autorem książki \"Avia i Aeroklub Świdnik w latach 1952-2012”.
Avia i Aeroklub Świdnik: 60 lat sportowej historii
Krzysztof Załuski - dziennikarz, redaktor, były sportowiec. Od 1997 r. do 2011 r. związany z Dziennikiem Wschodnim. Zajmował się sportem, tematyką kryminalną, prowadził m.in. Tygodnik Świdnicki, Teraz Puławy i MM Lublin. Trenował piłkę ręczną w Unii Hrubieszów i AZS Lublin, koszykówkę w Lubliniance i AZS UMCS Lublin oraz siatkówkę w Sygnale i Starcie Lublin. (Wojciech Nieśpiałowski)
• Jak się czujesz po drugiej stronie, jako ten odpytywany?

– Zabawnie. Dotąd to ja odpytywałem moich rozmówców, a nie odwrotnie. I zdecydowanie lepiej czuję się w roli pytającego.

• Przez ostatnie miesiące odbyłeś sporo rozmów, bo w twojej książce pojawiają się dziesiątki postaci. Dotarłeś do osób, które tworzyły historię świdnickiego sportu. Jak to się wszystko zaczęło?

– Na początku tego roku Urząd Miasta w Świdniku zaproponował mi napisanie książki na 60-lecie Avii Świdnik i Aeroklubu. Dwa razy nie trzeba mi było powtarzać, bo jako były dziennikarz sportowy i sportowiec znakomicie czułem ten temat. Przez kilka lat redagowałem też Tygodnik Świdnicki i wiedziałem, jak dobry klimat panuje w tym mieście dla sportowców. A Avia to prawdziwa legenda… Przez lata była sportową potęgą, która wykształciła znakomitych pięściarzy, siatkarzy, pływaków, kończąc na motocyklistach. Mało który klub z miasta wielkości Świdnika mógł się pochwalić taką liczbą sekcji sportowych. Wiedziałem, że będzie o czym pisać. I że będzie to praca, która przyniesie mi satysfakcję. Mam nadzieję, że Czytelnikom również.

• W twojej książce nie ma tabel z ilością medali, podsumowań rekordów, ale są ludzie. To ich słowami opowiadasz tę historię.

– Taki był właśnie mój zamiar; dotrzeć do największej grupy osób, które były związane z Avią. I to nie tylko do sportowców, ale też np. do kierowców, czy osób, które dbały o murawę boiska albo prały stroje sportowe.

• Czyli chciałeś pokazać klub \"od kuchni”?

– Również. Ale też pokazać klimat, jaki panował w Avii, opowiedzieć historię ludzi, dla których to było całe życie.

• Chętnie rozmawiali?

– Różnie bywało. Niektórzy byli nieufni, rozgoryczeni życiem, inni schorowani. Ale wystarczyło kilka spotkań i zaczynali się nieprawdopodobnie otwierać, jakby dzięki tym wspomnieniom odżyli na nowo i na nowo przeżywali tę historię. To były niezwykłe spotkania i w konsekwencji ważne, wartościowe rozmowy. Oni żyli sportem i teraz mogli te emocje jeszcze raz przeżyć.

• Były takie spotkania, które zapamiętałeś szczególnie?

– Było ich bardzo wiele. Z niektórymi osobami spotykałem się kilkanaście razy i za każdym razem coś istotnego z tego wynikało.

• Ale jeśli miałbyś wskazać jedno szczególne?

– Chyba z Janem Szczerbakiewiczem, najsłynniejszym polskim motocyklistą lat 60., 27-krotnym Mistrzem Polski i 13-krotnym najlepszym rajdowcem kraju. Po sukcesach w Polsce wyjechał do Stanów, potem wrócił, ale słuch o nim zaginął. Różnie toczyły się jego losy i wielu odradzało mi spotkanie z nim. Ale w końcu pomyślałem: jak mam napisać historię Avii bez słynnego Szczerbakiewicza? I postanowiłem go odnaleźć. Szukałem go długo i w końcu odnalazłem go w placówce medycznej, gdzie czekał na operację. \"Dobrze, że przyjechał pan do naszego mistrza!” – ucieszyły się pielęgniarki. A on nie bardzo chciał rozmawiać, widać było, że sport to już nie jego świat. Ale po półgodzinie zobaczyłem błysk w jego oczach. To było w momencie, gdy zaczął opowiadać o początkach swojej kariery. To było niesamowite, jak ten starszy, chory człowiek zmienił się, gdy przypomniał sobie, jak szalał motocyklem po hałdach!...

• Sporo w tej książce takich emocji.

– Bo i taki był mój zamysł. Napisać książkę o sporcie dla osób, które o sporcie nie mają pojęcia. Pokazać historie ludzi poprzez ich wspomnienia, anegdoty, emocje. Obrazki z tamtych czasów są niesamowite, bo i takie to były czasy. W latach 60. na mecz do Rzeszowa piłkarze jechali Starem. Jedni siedzieli na ławkach, inni stali. Po drodze stawali, zrywali tarninę, kładli na chleb i mieli śniadanie. I nie było ważne, że jadą w trudnych warunkach, że nie wzbogacą się na tym, co robią. Ważny był sport; pasja, idea, determinacja. To był ich sposób na życie, a nie na zarobienie na życie. I w mojej książce są właśnie opowieści o życiu.

• Będzie kolejna opowieść o życiu i sporcie?

– Będzie. Pracuję nad \"Historią lubelskiej koszykówki”. To duże przedsięwzięcie, gdyż sięga lat 20. poprzedniego wieku. Lublin był kiedyś potęgą koszykówki i warto to przypomnieć. Tym bardziej, że żyje coraz mniej osób, które mogą o tym opowiedzieć. Chcę dotrzeć do tych ludzi. A będzie ich co najmniej kilkuset…

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama