Oscarowa \"Ida” była kręcona m.in. na terenie zespołu parkowo-pałacowego Klemensów w Michalowie (powiat zamojski), przedwojennej siedzibie rodziny Zamoyskich.
XVIII-wieczny pałac zagrał klasztor, w którym wychowała się tytułowa Ida. W filmie można też zobaczyć mieszkańców Michalowa oraz pobliskich wsi: Wielączy i Niedzielisk.
- W sumie wystąpiło ok. 20 statystów z naszych okolic. To było dla nas ogromne wydarzenie. Po raz pierwszy mieliśmy okazję pracować przy filmie. Opiekowałem się całą ekipą - wspomina Waldemar Dołba, pracownik starostwa powiatowego w Zamościu, który opiekuje się pałacem w Klemensowie. - Zdjęcia były tu kręcone ponad tydzień. W filmie można zobaczyć kuchnię, główną salę pałacu i kaplicę. Część zdjęć była również kręcona przed pałacem, od strony północnej.
Są wąsy, nie ma księdza
W filmie zagrała m.in. żona, syn i ojciec pana Waldemara. - To była dla mnie przygoda życia. Wspaniałe uczucie, kiedy ma się świadomość, że jest się częścią oscarowej produkcji - podkreśla Beata Dołba.
- Zagrałam siostrę Michaelę, jedną z zakonnic. Nie wszystkie sceny weszły do filmu, ale w kilku jestem. Nawet, jeśli ktoś mnie nie rozpozna w habicie, dla mnie najważniejsze jest to, że zagrałam w tym filmie.
Propozycję roli dostał też pan Waldemar. Miał zagrać księdza.
- Warunkiem było jednak zgolenie wąsów, na co się nie zgodził - śmieje się pani Beata. - Zagrał za to nasz syn i mój teść. Obaj wystąpili w roli członków rodzin zakonnic, które składały śluby. W filmie pojawiły się nawet nasze kury i koguty. Któregoś wieczora zadzwoniła do męża zdenerwowana pani z ekipy, że potrzeba kur na rano, bo reżyser tak sobie zażyczył. Daliśmy nasze. Mąż teraz żartuje, że gdyby wiedział, że film dostanie Oscara to kury dalej by biegały, a tak już dawno wylądowały w rosole.
Błogosławieństwa z playbacku
- Jednym z trudniejszych zadań, jakie postawił przed nami reżyser była nauka ośmiu błogosławieństw po łacinie, które miałyśmy mówić podczas sceny składania ślubów przez zakonnice - opowiada pani Beata. - Różnie nam z tym szło, więc reżyser zdecydował w końcu, że tekst będzie leciał z taśmy. Miałyśmy tylko ruszać ustami, jak w playbacku.
Scena składania ślubów była dla pani Beaty szczególnie ważna. - Reżyser zapytał nas, gdzie powinien stać ksiądz w scenie składania ślubów. Powiedziałam, że to bardzo ważne wydarzenie, więc powinien stać blisko nas. Najwyraźniej spodobał mu się ten pomysł bo zawołał \"Ksiądz, dawaj tutaj!” - śmieje się pani Beata.
- Tej sceny na pewno nigdy nie zapomnę. Miałam też zapalić świece w kaplicy. Nikt mi jednak nie powiedział, w jaki sposób mam to zrobić. Zrobiłam więc tak, jak uważałam. Po zapaleniu świec, ukłoniłam się przed krzyżem z figurą Chrystusa. Reżyser powiedział mi, że jest pod wrażeniem, bo wyszło bardzo naturalnie, jakbym była prawdziwą zakonnicą.
Kamera stop!
Pani Beata i jej koleżanki spędziły na planie trzy dni. - Pierwszego dnia grałyśmy od godz. 6 do 22. Atmosfera na planie była jednak bardzo przyjemna, więc nawet nie zauważyłam kiedy ten czas minął. Statyści byli traktowani tak samo jak inni aktorzy. Nie czuliśmy się w żaden sposób gorsi - wspomina pani Beata. - Mieliśmy zapewnione kanapki, obiad, gorąca herbatę i kawę. Reżyser bardzo o nas dbał, pytał czy niczego nie potrzebujemy. Widać było, że się o nas troszczy.
Jak opowiadają filmowe zakonnice, dbał też o najdrobniejszy szczegół każdej sceny. - Bardzo dobrze było to np. widać przy scenie posiłku. Miałyśmy jeść w całkowitej ciszy, nie można było spojrzeć w bok, nawet na chwilę, tylko przed siebie na talerze. Powtarzałyśmy ją kilka razy, bo jeśli któraś z nas odwróciła głowę było natychmiast \"Kamera stop!” - opowiada Beata Dołba.
- A zupa ogórkowa, którą jadłyśmy od razu robiła się zimna. W pomieszczeniu było chłodno, a na zewnątrz kilkanaście stopni mrozu. Więc cały czas musieli nam tej zupy dolewać. Chodziło też o efekt unoszącej się pary i grę światła.
Zimowy habit
- Reżyser miał mnóstwo pomysłów, cały czas przychodziło mu coś nowego do głowy. Często np. rano zmieniał koncepcję. Jest jednak bardzo ciepłym i spokojnym człowiekiem - mówi pani Beata.
- Dlatego na planie nie było chaosu. Można tylko marzyć o takiej współpracy, nikt na nas nie krzyczał, nie strofował, dlatego przed kamerą czułyśmy się bardzo swobodnie. Każda scena w filmie odzwierciedla spokój, który panował na planie - dodaje Dorota Belina, która również wcieliła się w rolę zakonnicy.
- Miłych momentów było tyle, że nie zwracałyśmy uwagi na niedogodności. Ze względu na kilkunastostopniowy mróz pod habitami miałyśmy grube ubrania, kilka par grubych skarpet i wysokie kamasze. Inaczej nie wytrzymałybyśmy. Habit trochę uwierał przy szyi, ale to drobnostka - dodaje pani Beata.
- Na początku, kiedy dowiedziałem się, że przyjedzie tu ekipa filmowa pomyślałem, że to dla mnie spory kłopot, bo tyle ludzi jest w to zaangażowanych. Ale teraz, kiedy film dostał tyle nagród, w tym Oscara, cieszę się, że miałem okazję brać w tym udział - mówi pan Waldemar.
Powrót do dzieciństwa
Dla filmowych zakonnic udział w \"Idzie” był powrotem do dzieciństwa i młodości.
- Działaliśmy z mężem przy kościele i często przebywaliśmy w pałacu z racji tego, że kiedyś mieścił się tu sierociniec prowadzony przez zakonnice. To niesamowite, że teraz miałam okazję tu wrócić, tym razem sama w habicie zakonnicy - mówi pani Beata.
- Utkwił mi bardzo w pamięci jeden obraz z dzieciństwa. Przygotowania do procesji odpustowej. Jedna z zakonnic zaproponowała mi, żebym niosła serce Chrystusa. To było dla mnie ogromne wydarzenie, dlatego pamiętam to do dzisiaj. A teraz mogłam wystąpić w tym samym miejscu właśnie w roli zakonnicy - dodaje pani Dorota.
Premiera
- Kiedy szłam na premierę filmu, byłam bardzo zdenerwowana. Obawiałam się tego, jak wypadłam i zastanawiałam się, jaki jest ostateczny efekt. Ale po obejrzeniu jestem bardzo zadowolona. W noc oscarowej gali niestety zasnęłam, ale syn obejrzał całą uroczystość. O 4 nad ranem ostałam SMS-a \"Ida ma Oscara!”. Radość była ogromna - wspomina pani Beata. - Ja jestem natomiast rozczarowana reakcją ludzi, szczególnie moich znajomych, którzy bardzo mnie krytykowali, po tym jak się okazało, że film dostał Oscara.
Dostawałam telefony i wpisy na facebooku, że powinnam się wstydzić, że wzięłam udział w antypolskim filmie i że na pewno będę tego żałować. Na początku bardzo się tym przejęłam. To ciekawe, szczególnie jeśli chodzi o reakcje Polaków w USA, które są bardzo pozytywne. Mam rodzinę w USA i wiem, że Polonia Amerykańska jest zachwycona filmem. U nas tak nie ma, zawsze trzeba coś znaleźć, bo bez negatywnych komentarzy przecież nie mogłoby się obejść.
Klemensów wróci do spadkobierców?
XVIII-wieczny pałac w Klemensowie jest obecnie własnością Skarbu Państwa,
ale być może wkrótce wróci do spadkobiercy poprzednich właścicieli, którym jest były prezydent Zamościa Marcin Zamoyski. 30 października ubiegłego roku wojewoda Wojciech Wilk podpisał dokument, według którego majątek nie powinien być wywłaszczony dekretem PKWN z 1944 roku. Od tej decyzji odwołał się jednak zarządzający obiektem starosta zamojski. - Skargę przekazaliśmy do Ministerstwa Rolnictwa i czekamy na decyzję w tej sprawie - informuje Marcin Bielesz, rzecznik prasowy wojewody lubelskiego.
Pałac w Klemensowie zagrał w oskarowej Idzie
O pochwałach reżysera, dublach przy zupie ogórkowej, oscarowych kurach, przywiązaniu do wąsów i zdjęciach przy kilkunastostopniowym mrozie opowiadają dwie filmowe zakonnice i opiekun XVIII-wiecznego pałacu Klemensów w Michalowie, który zagrał klasztor w filmie Pawła Pawlikowskiego. To właśnie w nim wychowała się tytułowa Ida
- 27.02.2015 15:44

Powiązane galerie zdjęć:
Reklama













Komentarze