Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Dziewczyny na medal. Nasze siatkarki na podium mistrzostw Europy

Kinga Kołosińska i Monika Brzostek z AZS UMCS TPS Lublin to pierwsze w historii polskie siatkarki plażowe, które stanęły na podium mistrzostw Europy. W minionym weekend w Klagenfurcie nasz eksportowy debel wywalczył brązowe krążki. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia, a lublinianki dopiero się rozkręcają. Kolejnym wielkim marzeniem jest występ na igrzyskach olimpijskich.
Dziewczyny na medal. Nasze siatkarki na podium mistrzostw Europy
Kinga Kołosińska i Monika Brzostek. Fot. Kołośińska, Brzostek/Beach Volleyball Team

O rodowitej lubliniance Kindze Kołosińskiej po raz pierwszy zrobiło się głośno w 2007 roku, gdy jako 17-latka w parze z Beatą Gałek zadebiutowała w prestiżowym turnieju z cyklu World Tour. Dwa lata później dziewczyny wywalczyły wspólnie srebrny medal mistrzostw Europy do lat 20.

Na mistrzostwach świata juniorek Kołosińska grała już jednak w duecie z rybniczanką Moniką Brzostek. Opłaciło się, do domu przywiozły złote medale. Decyzja o utworzeniu na stałe pary z tej dwójki zapadła jednak dopiero w 2011 roku, który przyniósł srebrny medal mistrzostw Europy do lat 23. W 2013 roku zajęły drugie miejsce na letniej Uniwersjadzie, a także zostały rewelacją mistrzostw świata w Starych Jabłonkach, kończąc zawody na dziewiątej lokacie.

Stagnacja i rozwój

Dotychczas to właśnie był największy sukces duetu Kołosińska/Brzostek w gronie seniorek. Przez kolejne dwa lata dziewczyny regularniej grały w najbardziej prestiżowych turniejach z cyklu World Tour, kilkukrotnie plasowały się na dziewiątym miejscu. Raz, w 2014 roku w Moskwie, były czwarte.

Zmieniły trenera, rozpoczynając współpracę z Łukaszem Fijałkiem, a Brzostek została klubową partnerką Kołosińskiej w AZS UMCS TPS Lublin. Mimo tego kolejnych medali nie było. Mając na uwadze olbrzymią skalę talentu dziewczyn, można było odnieść nawet wrażenie, że nieco zatrzymały się w sportowym rozwoju.

Ale wreszcie ich talenty eksplodowały na nowo. Od kilku tygodni prezentowały wysoką dyspozycję, którą przekuły w sukces na mistrzostwach Europy, które przed kilkoma dniami zostały rozegrane w austriackim Klagenfurcie. Jako pierwsza polska kobieca para stanęły na podium tej prestiżowej imprezy. W ten sposób znacznie przybliżyły się także do występu na przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich.

Życiowy sukces

- Bardzo się cieszymy. Pomimo, że gramy lepiej niż rok temu, nie spodziewałyśmy się, że uda się wejść do czołowej czwórki. Wiele faworytek odpadło niestety z mniej znanymi parami. Choć dla nas oczywiście stety, bo dzięki temu drabinka świetnie się ułożyła i miałyśmy teoretycznie łatwiejsze zadanie niż można się było spodziewać po losowaniu - mówi Kinga Kołosińska.

Biało-czerwone z kompletem zwycięstw zakończyły zmagania w fazie grupowej. W kluczowym meczu pokonały w czwartek Niemki Katrin Holtwick i Ilkę Semmler 2:1 (21:11, 28:30, 15:13). W ten sposób zapewniły sobie pierwsze miejsce w grupie i bezpośrednio awansowały do 1/8 finału. Tam zmierzyły się z niżej notowanymi Austriaczkami Cornelią Rimser i Nadiną Strauss, które ograły 2:1 (16:21, 21:8, 15:6). W kolejnym spotkaniu, już o awans do strefy medalowej po świetnej grze zwyciężyły Szwajcarki Isabelle Forrer oraz Anoug Vegre-Depre 2:0 (21:16, 21:17).

Znów te Rosjanki

Swoje pierwsze spotkanie przegrały dopiero w półfinale, gdy na ich drodze stanęła rosyjska para Evgenia Ukolova/Ekaterina Birlova. To niewygodne rywalki dla Kołosińskiej i Brzostek. Nasze zawodniczki musiały uznać wyższość sąsiadek zza wschodniej granicy w trzech ostatnich spotkaniach. Nie inaczej było i tym razem.

Pierwsza partia była wyrównana jedynie do stanu 16:16. Później Rosjanki zdobyły kilka punktów z rzędu, zwyciężając do 17. Podbudowane w ten sposób drugiego seta rozpoczęły znacznie lepiej. Szybko wypracowały sobie trzypunktową przewagę, którą utrzymały do przerwy technicznej. Później biało-czerwone kompletnie się posypały i bez walki oddały tę partię do 14, przegrywając cały mecz 0:2.
- Przede wszystkim my zagrałyśmy słabo. Pierwsza partia to był festiwal błędów z obu stron. Rosjanki wygrały, bo popełniły ich mniej. W drugim secie one zaczęły grać lepiej, a my nadal dołowałyśmy. Tak grając nie zasłużyłyśmy na awans do finału - przekonuje Kołosińska.

Rewanż na znajomych

Trzy godziny przerwy przed starciem o trzecie miejsce wystarczyły, żeby zregenerować się fizycznie i psychicznie. W spotkaniu ze Słowaczkami Natalią Dubovcovą i Dominiką Nestracovą lublinianki zaprezentowały znacznie lepszą grę.

Znakomicie rozpoczęły, prowadząc 3:0, a następnie 9:5 i wygrały pierwszego seta do 17. Na początku drugiego przewagę wypracowały sobie przeciwniczki, ale nasze dziewczyny odrobiły straty, a dzięki asowi serwisowemu i skutecznemu atakowi Kołosińskiej wygrały na przewagi 22:20.

- Słowaczki to nasze dobre znajome. Nie tylko często razem gramy, ale i trenujemy. One lubią przyjeżdżać do nas na zgrupowania, my czasem jeździmy do nich. Ale to wszystko pomagało do tej pory raczej im niż nam. Z pięciu spotkań, jakie z nimi rozegrałyśmy przed mistrzostwami, wygrałyśmy jedno. Cztery ostatnie miały identyczny scenariusz. Wygrywałyśmy pierwszą partię, przegrywałyśmy drugą, a później tie -breaka na przewagi. Fajnie, że akurat na mistrzostwach Europy udało się wziąć rewanż - cieszy się lublinianka.

Punkty stracone i zyskane

- Mistrzostwa Europy to potwierdzenie dobrej formy prezentowanej przez Kingę i Monikę w ostatnich tygodniach. Brakowało tylko przysłowiowej kropki nad „i”, dlatego ten medal tak cieszy. Prezentowały się dobrze, wygrywały tie-breaki, wcześniej nie zawsze się udawało. Wyliczyłem, że przegrywając kilkanaście trzecich setów w innych imprezach dziewczyny straciły około 500 punktów w rankingu światowym, jakże ważnym pod końcem kwalifikacji olimpijskich - analizuje na łamach „Przeglądu Sportowego” trener Fijałek.

Po udanym występie w Klagenfurcie lublinianki są już jednak bardzo blisko występu w Rio de Janeiro. Jedną z możliwości wywalczenia kwalifikacji jest miejsce w pierwszej piętnastce światowego rankingu. Sięgając po brąz wywalczyły dodatkowe 400 punktów i awansowały na 13 miejsce. Gdyby już teraz decydowały się losy kwalifikacji, mogłyby rezerwować bilety na lot. Trzeba jednak poczekać do czerwca 2016 roku. Ale one czekać nie chcą.

Kierunek Rio

- Do tego czasu wiele może się wydarzyć. Wystarczy, że kilka par, które obecnie są za nami wejdzie do czwórki w którymś z turniejów Grand Slam. Dlatego nie patrzymy na ranking i nie czekamy na czerwiec. Chcemy zakwalifikować się na igrzyska poprzez jeden z turniejów kwalifikacyjnych. Takich turniejów będzie w sumie osiem, a awans wywalczą tylko ich zwycięzcy. Można powiedzieć więc, że kierunek jest właściwy, ale droga do Rio jeszcze daleka - tonuje nastroje Kołosińska.

Po mistrzostwach Europy zawodniczki AZS UMCS TPS mogą wreszcie trochę odpocząć. Kilkanaście dni przerwy między kolejnymi turniejami to w trakcie sezonu rzadkość. Już w przyszłym tygodniu czekają je jednak mistrzostwa Polski seniorek, na których od 2012 roku nie schodzą z najwyższego stopnia podium. W sierpniu zostaną rozegrane jeszcze także dwa turnieje Grand Slam. Od 18 do 23 sierpnia w Long Beach w USA, a następnie od 25 do 30 w Olsztynie. To taki siatkarski Wielki Szlem, do którego zaliczane są także imprezy w Moskwie, Sankt Petersburgu i Jokohamie.

W pogoni za finałem

Jeżeli Polki dobrze spiszą się podczas dwóch najbliższych imprez, mogą liczyć nawet na występ w rozgrywanym w tym sezonie po raz pierwszy finałowym turnieju World Tour, który na przełomie wrześnie i października odbędzie się w Fort Lauderdale w Stanach Zjednoczonych.

Nie będzie łatwo, bo pojedzie tam po osiem najlepszych par żeńskich i męskich świata, ale nie więcej niż dwie z każdego kraju. Do zajmujących ostatnią szczęśliwą pozycję Holenderek Madelein Meppelink i Marleen van Iersel Polki tracą obecnie 570 punktów. To dużo, ale w Long Beach i Olsztynie do zgarnięcia jest jeszcze więcej. A Kołosińska i Brzostek są przecież w bardzo wysokiej formie.

Sponsor poszukiwany

Nasza eksportowa para dzięki pewnemu miejscu w reprezentacji Polski oraz wsparciu od miasta Lublina ma zapewnione komfortowe przygotowania. Gdy w naszym kraju jest ciepło ćwiczy w Łodzi, gdzie stworzono odpowiednie warunki do trenowania siatkówki plażowej, a w chłodniejszych miesiącach uczestniczy w obozach zagranicznych. Jak przyznają same zawodniczki, grając w najbardziej prestiżowych turniejach Grand Slam, można utrzymać się z uprawiania tego sportu. Ale takich turniejów w sezonie jest tylko pięć, a największe premie zgarniają ekipy z czołowej ósemki.

Sytuacja materialna ich rywalek jest zdecydowanie lepsza. Główna różnica polega na tym, że prezentujące podobny poziom zawodniczki z innych państw mają możnych sponsorów. Nasz duet póki co może o tym tylko pomarzyć.

I to mimo, że Polacy coraz więcej znaczą w siatkówce plażowej, a oprócz lublinianek w światowej czołówce są także męskie pary: Mariusz Fijałek/Grzegorz Prudel, Piotr Kantor/Bartosz Łosiak oraz Michał Kadziola/Jakub Szalankiewicz. Ani to, ani olbrzymia popularność halowej siatkówki, nie przekłada się jednak na wzrost zainteresowania ze strony sponsorów. Jedyną firmą, na którą Kołosińska i Brzostek mogą liczyć w większej skali, jest Orlen.

- Nie narzekamy, bo możemy liczyć na wsparcie Lublina i Polskiego Związku Piłki Siatkowej, za co bardzo dziękujemy. Bez tego byłoby bardzo ciężko. Cały czas szukamy głównego sponsora, ale polskie firmy nie są chyba zbyt mocno zainteresowane naszą dyscypliną sportu. Może dlatego, że w kraju gramy tylko kilka razy w roku, a większość zawodów odbywa się zagranicą. Mamy jednak nadzieję, że dzięki wywalczeniu brązowego medalu, znajdą się firmy, chętne do współpracy z nami - dodaje Kołosińska, która swoją przygodę z siatkówką rozpoczynała od gry na hali.

Hala a plaża

- Co roku wielu siatkarzy i siatkarek próbuje przejść do „plażówki”, ale to bardzo trudne - przyznaje Kłosińska. - Mnie było o tyle łatwiej, że zdecydowałam się zmienić specjalizację w młodym wieku. Z jednej strony to są bardzo podobne dyscypliny, technicznie wykonujemy podobne rzeczy, ale z drugiej wiele je różni. Potrzebna jest zupełnie inna wytrzymałość, grając na piasku znacznie trudniej się także wybijać. Ja już w ogóle, nawet rekreacyjnie, nie grywam na parkiecie, bo mając nawyki z plaży, można nabawić się poważnej kontuzji, na przykład próbując zbyt ofiarnie odebrać piłkę. Nie mogą sobie na to pozwolić.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama