Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Ksiądz oddał na szkołę ponad 200 tys. zł oszczędności. Kuria go przeniosła. Przez donosy?

Ksiądz, który wydał wszystkie swoje oszczędności na remont podstawówki w Gdeszynie koło Zamościa, został przeniesiony do innej parafii. Kuria przez trzy lata dostawała na niego donosy. Wieś nie ma wątpliwości – to próba likwidacji szkoły.
Ksiądz oddał na szkołę ponad 200 tys. zł oszczędności. Kuria go przeniosła. Przez donosy?
– Jak trzeba było wymieniać okna to sprzedał swój ciągnik – opowiada Tadeusz Sałamacha, dyrektor szkoły

Rada gminy w Miączynie zdecydowała o likwidacji podstawówki w Gdeszynie na początku 2011 r. Wtedy proboszcz miejscowej parafii zaproponował powołanie stowarzyszenia, które przejmie budynki i poprowadzi szkołę.

– Ksiądz przyszedł z tym do mnie – wspomina Dolantyna Dyjek, pierwsza prezes Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Gdeszyńskiej, które dziś prowadzi szkołę. – Byłam przerażona, bo budynek był w strasznym stanie. Dach przeciekał, na ścianach był grzyb, spróchniałe okna trzymały się na słowo honoru.

Pieniądze się znajdą

Na pytanie skąd wziąć pieniądze na remont ksiądz odpowiedział krótko: „Pieniądze będą”. Potem duchowny spieniężył swój fundusz emerytalny, wyjął oszczędności całego życia i wyłożył na remont ok. 200 tys. zł.

– Jak trzeba było wymieniać okna to sprzedał swój ciągnik – opowiada Tadeusz Sałamacha, dyrektor szkoły. – Kiedy indziej sprzedał plony z pola i zrobił za to plac zabaw.

– Przede wszystkim skrzyknął ludzi z całej wsi, żeby tę szkołę remontowali. To było pospolite ruszenie – wspomina Barbara Biernacka, nauczycielka matematyki. – Zresztą ksiądz sam pracował najwięcej, bo ma też wykształcenie budowlane.

W tym roku do szkoły w Gdeszynie chodzi 44 dzieci. Uczą się w ładnych przestronnych klasach. Mają plac zabaw, boisko, salę gimnastyczną i komputerową.

– Bardzo dużo księdzu zawdzięczamy. Gdyby nie on nasze dzieci musiałyby wstawać skoro świt żeby dojechać do szkoły kilkanaście kilometrów dalej – przyznaje Marzena Bury, mama uczniów klasy IV, III, II i I.

 

 

To już koniec?

Nauczyciele i rodzice obawiają się jednak, że to ostatni rok istnienia ich szkoły. Ksiądz Ryszard Ostasz został przeniesiony do parafii Świętej Anny w Tuczępiu. Właśnie się tam przeprowadza. Sprawy komentować nie chce.

– To przeniesienie to dlatego, że ludzie kopali pod nim dołki, knuli, donosili – mówi Barbara Biernacka, była parafianka. – Ksiądz podporządkował się biskupowi chociaż nie powinien. Zostawił w Gdeszynie swoje serce i oszczędności włożone w szkołę. Dlatego powinien walczyć. Bez niego tu wszystko zmarnieje.

– Wiemy dokładnie kto przez trzy lata pisał na księdza do kurii donosy. Tych ludzi kuło w oczy, że coś robi dla innych. Że daje na to swoje własne pieniądze. Bolało, że pokazują go przez to w mediach. A najbardziej zaczęli zazdrościć, jak dostał Medal Komisji Edukacji Narodowej – uważa Biernacka.

Czy donosy były rzeczywiście przyczyną odwołania księdza? – Nie będziemy komentowali przyczyn decyzji personalnych w kurii – ucina ks. kan Michał Maciołek, rzecznik prasowy diecezji zamojsko-lubaczowskiej.

Listy do biskupa

Udało nam się dotrzeć do listów wysyłanych przez ostatnie trzy lata do biskupa Rojka. Pisano w nich m.in. że ksiądz Ostasz nie przychodzi do szkoły na lekcje religii, spóźnia się na msze święte i zatrudnia tylko takie nauczycielki, które „świadczą mu usługi seksualne”. Poniża ludzi i „sieje zamęt”. Pod listami podpisywało się kilka-kilkanaście osób.

– Ja do szkoły nic nie mam. I tak upadnie, jak dzieci zabraknie – mówi jeden z mężczyzn podpisany pod kilkoma listami, który przyznaje też, że jeździł do biskupa na skargi. – Ksiądz Ustasz to zły człowiek. Mąci tylko i szczuje ludzi na siebie. Dobrze, że biskup go odwołał.

– Te zarzuty są wyssane z palca. Nie ma lepszego człowieka. Kto oddałby wszystkie swoje pieniądze żeby szkoła działała? – broni księdza Marzena Bury. – Oczerniają go, bo chcą przejąć budynki szkoły. Podobno chcą tu założyć gospodarstwo agroturystyczne albo dom weselny.

– My też pisaliśmy listy, w obronie księdza. Podpisywało się pod nimi i 300 osób. Jeździliśmy do biskupa żeby powiedzieć o tym, co dobrego dla nas robi, ale nas nie posłuchał. Mamy o to do niego trochę o to żal – przyznaje Biernacka. – Ale z drugiej strony co się dziwić, skoro i tamci pisali, oczerniali i jeździli? Pewnie biskup miał już tego wszystkiego dosyć.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama