- Konfliktu nie można jeszcze bardziej zaogniać. Ktoś musi ustąpić: pani dyrektor albo pan Andrzej - komentuje sytuację w Domu Dziecka w Przybysławicach jeden z byłych pracowników.
Nie ma wątpliwości, że atmosfera w podlubelskiej placówce jest bardzo napięta. Ma to związek z konfliktem między panią dyrektor a byłym już wychowawcą, pracownikiem z wieloletnim doświadczeniem. W środku są niczemu niewinne dzieci.
- Problem na pewno jest - przyznaje Paweł Pikula, starosta powiatu lubelskiego, któremu podlega Dom Dziecka w Przybysławicach. - Młodzież zachowuje się jak się zachowuje i swoje emocje okazuje w brutalny sposób.
Kontrola od wojewody
To, że dzieci zostały wmieszane w konflikt dorosłych potwierdziły wyniki kontroli, którą po skargach dwóch wychowanków przeprowadzili pracownicy wojewody.
- Niekorzystna atmosfera panująca w placówce przełożyła się na to, że w nieprawidłowy sposób realizowano funkcję opiekuńczo-wychowawczą. Poza tym jeden z wychowawców nieprawidłowo wykonywał swoje obowiązki - mówi Magdalena Cwalińska z Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie, która kontrolowała placówkę w Przybysławicach. - Chodziło m.in. o nieprzestrzeganie zasad wprowadzonych przez panią dyrektor, podważanie jej autorytetu i faworyzowanie niektórych dzieci.
Wychowankowie, z którymi rozmawiali pracownicy wojewody wskazali m.in. że jedna z nastolatek dostała na urodziny od wychowawcy drogi telefon. Kolejny mówił o tym, że wychowawca pozwalał jednej z dziewczyn wracać o godz. 23 podczas gdy cisza nocna rozpoczynała się godzinę wcześniej. Wychowankowie mogli też obejrzeć film o "niewłaściwej treści" - chodzi o "Pięćdziesiąt twarzy Greya".
Większość dzieci z domu, gdzie wychowawcą był pan Andrzej stwierdziła, że pani dyrektor nie lubi. Nie potrafiły jednej tego uargumentować. Z kolei wśród wychowanków z domu mieszczącego się w drugim budynku jedynie jedna osoba o pani dyrektor wypowiedziała się negatywnie.
Informacje pochodzą z rozmów z wychowankami placówki w Przybysławicach w wieku od 9 do 21 lat.
Były wychowawca zaprzecza
- To jest nieprawda - komentuje zarzuty pan Andrzej, były wychowawca. - Sprawa filmu miała być wyjaśniona, ale się tego nie doczekałem. Prezenty z okazji osiemnastych urodzin czy też Komunii Świętej dzieci od wychowawców otrzymywały. Robiła to też sama pani dyrektor.
Pan Andrzej zaprzecza też, aby kogokolwiek nastawiał przeciwko pani dyrektor. - Dzieci są mądre. Widzą co się dzieje - zapewnia pan Andrzej.
Podkreśla też, że wychowankowie domu dziecka są dobrymi obserwatorami. - Absolutnie nie jest tak, że dorośli je nastawili. One same widzą co się dzieje. Wystarczy porozmawiać z byłymi wychowankami tego domu dziecka, powiedzą co się dzieje i jaka jest atmosfera tego domu. Dzieci nie są wysłuchiwane, nie daje im się szansy wypowiedzenia. Liczy się tylko to, co pani dyrektor wymyśla.
Kamil, który był wychowankiem Domu Dziecka w Przybysławicach wskazuje, że różnica między obecną a wcześniejszą dyrektor jest diametralna. - Tamta była ciepła. Można było z nią porozmawiać. Obecna pani dyrektor taka nie jest. Wprowadza nowe zarządzenia. Czasem tak absurdalne, jak np. regulamin sprzątania lodówki. Zmieniła też wyżywienie. Na gorsze.
- Pani dyrektor jest to osoba, która nigdy nie pracowała z dziećmi, nie zna specyfiki pracy w takim miejscu - mówi pan Andrzej. - Próbuje z naszego domu zrobić urząd, fabrykę.
Dyrektorka zapewnia, że wszelkie jej decyzje są podyktowane dobrem i bezpieczeństwem dzieci. - Dzieci bardzo szybko przyjmują do wiadomości, że to jest dla ich dobra, pod warunkiem, że nikt tego nie komentuje - wskazuje Małgorzata Białogrzywy, dyrektor Domu Dziecka w Przybysławicach. - Nie zgadzam się z określeniem, że chcę zrobić z domu urząd czy też fabrykę.
Zwolnienie z pracy
Pan Andrzej już w domu dziecka nie pracuje. 27 sierpnia został zwolniony.
- Pracownik, który dostał wypowiedzenie był moim kontrkandydatem - przyznaje dyrektor Domu Dziecka w Przybysławicach. - Od początku, kiedy odjęłam funkcje dyrektora (czyli 1 lutego 2014 r.- przyp. aut.) czułam, że coś jest nie tak. Wspólna praca to jeszcze potwierdziła.
Dyrektorka przekonuje, że wyniki kontroli urzędników wojewody nie miały wpływu na jej decyzję o zwolnieniu pana Andrzeja z pracy.
- Decyzji o zwolnieniu nie podejmuje się z dnia na dzień. Musi upłynąć trochę czasu, aby zapracować sobie na utratę zaufania - mówi Białogrzywy.
- W momencie wręczenia mi wypowiedzenia powiedziałem pani dyrektor, że to było największe działo, jakie wytoczyła - mówi pan Andrzej. - Można było się porozumieć, ale to jest tak, że się wchodzi do gabinetu pani dyrektor to tylko po to, aby wysłuchać jakiejś nagany, albo otrzymać notatkę czy też uwagę na temat swojej pracy. Nie ma żadnej dobrej woli. Wydaje mi się, że jest to osoba, która nie ma uczuć, ani do dorosłych ani do dzieci. Nie znosi sprzeciwu.
- Oczywiście jest to nieprawdą. Od początku zarzuty, że jestem "zimną" osobą padały także na Facebooku - komentuje Białogrzywy. - Oczywiście, że pracowałam z dziećmi. To było w szkole specjalnej. Uważam, że kontakt z dziećmi mam bardzo dobry.
Pan Andrzej postanowił się bronić. Sprawą dotyczącą jego zwolnienia z pracy zajmie się sąd. Posiedzenie zostało wyznaczone na 27 października.
Szkalujące napisy
Zaraz po zwolnieniu wychowawcy z pracy na jednej ze ścian budynku na terenie placówki pojawił się napis "Zemsty przyjdzie czas". To było w nocy z 27 na 28 sierpnia. Później były kolejne, uderzające bezpośrednio w dyrektorkę. Wulgarne i obraźliwe.
Sprawa trafiła na policję.
- Dyrektorka złożyła dwa zawiadomienia. Pierwsze 28 sierpnia, drugie 6 września - mówi podkom. Kamil Gołębiowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Chodziło o umieszczenie wulgarnych napisów na elewacji budynku i garażu. W pierwszej sprawie sprawcy zostali ustaleni: to wychowankowie. Drugi przypadek jeszcze badamy.
Dlaczego dyrektorka powiadomiła policję? - Nie mamy środków, aby prowadzić dochodzenie. Dzieci mogą to źle odebrać - odpowiada Białogrzywy. Zdecydowaliśmy, że powinna się tym zająć policja, zwłaszcza jeśli chodzi o działania chuligańskie.
Komentarze
Konflikt i atmosferę panującą w Domu Dziecka w Przybysławicach jako pierwsze przestawiło radio Tokfm. Po opublikowaniu materiału w Internecie rozgorzała dyskusja, m.in. na Facebooku.
- Tam pracowali wspaniali ludzie - komentuje jedna z osób, która wymienia kilka byłych już pracowników. - Co tam się porobiło? I to za sprawą jakiejś jednej osoby, A w tym wszystkim cierpią tylko dzieciaki, Panie Andrzeju jesteśmy całym sercem z panem. Walcz pan dla dobra dzieci.
- Rzeczywiście, szkoda dzieci - pisze kolejna z osób. - Różnice zdań pomiędzy wychowawcami są ogromne. Jak w tym dysonansie mają się odnaleźć dzieci? Dziwi mnie ta sytuacja, że nie podjęto żadnych działań pojednawczych, nikt nie próbuje wyjaśnić sytuacji i rozwiązać tego konfliktu, który z pewnością przekłada się na panującą atmosferę.
- Paranoja pani dyrektor powinna zostać zwolniona - dodaje kolejna z osób komentujących podjęty temat.
Emocje i tutaj są duże, o czy świadczy wpis administratora profilu "Byli wychowankowie Dom Dziecka Przybysławice". - Przypominam, że wpisywanie w komentarzach słów wulgarnych i karalnych będzie usuwane.
Co dalej?
7 i 8 września do Przybysławic przyjechali pracownicy Biura Rzecznika Praw Dziecka.
- Wyniki naszej kontroli poznamy w najbliższych tygodniach - zapowiada Łukasz Sowa, rzecznik tej instytucji.
Jest też reakcja Starostwa Powiatowego w Lublinie, które sprawuje kontrolę nad Domem Dziecka w Przybysławicach: prawdopodobnie na początku października zostanie wprowadzony tam mediator.
- Chcielibyśmy przez mediacje uspokoić nastroje i zdiagnozować problem - mówi starosta lubelski, Paweł Pikula.
Czy po ostatnich wydarzeniach pani dyrektor zrezygnuje z pracy? - Nie poddam się dopóki nie doprowadzę sprawy do końca - odpowiada dyrektor Białogrzywy. - Wiem, że jestem odpowiedzialna za właściwe funkcjonowanie naszych jednostek organizacyjnych, wiem również, że odpowiadam za bezpieczeństwo 40-dzieci i młodzieży oraz reprezentuję wszystkich pracowników. Spokój, harmonia, jednolitość i spójność oddziaływań opiekuńczo-wychowawczych będą końcem całej sprawy.














Komentarze