- Prof. Elżbieta Starosławska, dyrektor centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej konsekwentnie odmawia udzielenia informacji o wynagrodzeniu dla prof. Stanisława Popka za ekspertyzę kolorystyczną nowych budynków tego szpitala oraz swoich dochodach z dodatkowych umów. Czy marszałek może podjąć w związku z tym jakieś działania dyscyplinujące?
- To dosyć trudna sprawa. Prof. Starosławska rzeczywiście odmówiła ujawnienia tych informacji. Są także inne kwestie dotyczące finansów centrum, które budzą wątpliwości. Staramy się uzyskać te informacje, bo to dla nas bardzo istotne. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, kiedy dyrektorzy pozostałych placówek medycznych podległych urzędowi marszałkowskiemu postrzegaliby dyrektor COZL jako kogoś, kto może pozwolić sobie na więcej niż inni, bo tak nie jest.
- Czy to znaczy, że prof. Starosławska może zostać odwołana?
- Skupmy się na teraźniejszości. Taka decyzja jak dotąd nie zapadła.
- A panu podobają się kolory rozbudowywanego COZL?
- Jestem zwolennikiem ładu w przestrzeni miejskiej i kolorystycznej spójności, ale w przypadku onkologii kolory są dla mnie jednak kwestią drugorzędną. Szpital przede wszystkim powinien leczyć, zapewniać dostęp do diagnostyki i terapii na wysokim poziomie, skupmy się raczej na tym, a nie na kolorach.
- Na jakim etapie jest fuzja COZL ze szpitalem Jana Bożego?
- Zleciliśmy firmie zewnętrznej wykonanie audytu, ponieważ pojawiło się wiele znaków zapytania. Chodzi nie tylko o optymalne funkcjonowanie, ale także między innymi o kwestie prawne. Musimy ustalić, czy COZL może być szpitalem wieloprofilowym (stałby się takim po połączeniu ze szpitalem Jana Bożego - przyp. aut.), skoro z budżetu państwa dostał pieniądze tylko na leczenie onkologiczne.
- Czyli obawy związkowców z COZL w tej sprawie były uzasadnione?
- Zastanawiam się, dlaczego te obawy u związkowców pojawiły się dopiero teraz. Nie było ich, kiedy dążyli do uzyskania zgody na rozszerzenie działalności szpitala, bo przecież od tego zaczęły się wszystkie zmiany. Nie mamy z Ministerstwa Finansów informacji na temat możliwego zagrożenia, ale sprawdzimy to.
Są też inne wątpliwe kwestie, np. czy w strukturach COZL powinien znaleźć się oddział położniczy. Mamy wątpliwości, czy pacjentki będą chciały rodzić w onkologicznym szpitalu.
- Kiedy będą znane wyniki audytu?
- Zależy nam na czasie, mamy nadzieję, że do końca roku będziemy znali odpowiedź. Bez tego nie chcemy podejmować żadnych działań związanych z fuzją. Na razie obie jednostki funkcjonują osobno w dotychczasowych ramach organizacyjnych z tymi samymi dyrektorami.
- A jeśli doszłoby do fuzji, to na jakich zasadach będzie funkcjonować nowa jednostka?
- Jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. Nie wiemy, kto będzie kierował placówką i czy konieczne będą ruchy kadrowe. Do tego jest także potrzebna mapa świadczeń zdrowotnych, którą przygotowuje resort zdrowia. Jeśli będą znane rzeczywiste potrzeby, będziemy wiedzieli, jak powinien funkcjonować szpital i ilu pracowników powinien zatrudniać, żeby wykonywanie świadczeń było zabezpieczone.
- Czy dla szpitala Jana Bożego rzeczywiście powstanie nowy budynek?
- Pojawił się taki pomysł, żeby budynek powstał w sąsiedztwie COZL. To oczywiście rozwiązanie, które wchodziłoby w grę po połączeniu, jeśli okaże się to niezbędne. Dotychczasowe budynki, w których funkcjonuje szpital - przy ul. Biernackiego i Kruczkowskiego - zostaną przeznaczone na leczenie długoterminowe i opiekę paliatywną. Niestety, takich oddziałów ciągle brakuje, a społeczeństwo się starzeje. Potrzeby w tym zakresie są ogromne.
- Co się stanie jeśli fuzja okaże się niemożliwa?
- Szpitale będą funkcjonować oddzielnie, tak jak do tej pory. COZL zostanie placówką onkologiczną, a szpitala Jana Bożego wielospecjalistyczną.
- Co w takim razie z brakiem kontraktu dla COZL na nowe zakresy leczenia? Przecież to było powodem połączenia.
- Wielokrotnie podkreślaliśmy, że COZL miał i ma zabezpieczone środki z NFZ na leczenie onkologiczne w ramach i poza pakietem onkologicznym. Dodatkowo wszystkie nadwykonania są płacone w 100 proc. Nie było żadnego zagrożenia ani dla pacjentów onkologicznych, ani dla funkcjonowania szpitala. Chodziło o zdobycie kontraktu na zakresy nieonkologiczne, w których nie specjalizuje się ta placówka i co, według obecnej oceny związkowców może grozić koniecznością zwrotu środków.
- Jak wygląda sytuacja w pozostałych jednostkach podległych urzędowi marszałkowskiemu?
- Tendencja jest dobra. Nawet tak zadłużone jednostki, jak np. szpital wojewódzki przy al. Kraśnickiej w Lublinie czy szpital w Chełmie wychodzą na prostą. Pierwsze półrocze było bardzo dobre. Wszystko wskazuje na to, że żadna jednostka nie będzie generowała strat. Szpitale przestały się zadłużać. W czerwcu udzieliliśmy poręczenia kredytu w wysokości 57 milionów złotych dla szpitala w Chełmie. Nie mieliśmy wyjścia, ponieważ poprzednie kredyty były przez szpital zaciągnięte w parabankach na znacznie bardziej niekorzystnych warunkach. Oprocentowanie wynosiło 10 procent. Konieczna więc była konsolidacja zobowiązań. W tym momencie oprocentowanie wynosi 3 procent.
Inwestujemy także w sprzęt, żeby sukcesywnie podnosić poziom leczenia w naszych jednostkach. Dzięki naszej pomocy finansowej szpital przy al. Kraśnickiej będzie mógł kupić nowoczesny tomograf i sprzęt dla oddziału ginekologiczno-położniczego.
- Czy pomysł z profilowaniem opieki medycznej w lubelskich placówkach podległych urzędowi marszałkowskiemu jest aktualny?
- Jak najbardziej. Chcielibyśmy, żeby szpital przy al. Kraśnickiej był placówką ratunkową, COZL - onkologiczną, a szpital Jana Bożego - wielospecjalistyczną. Chyba, że dojdzie do wspomnianej fuzji COZL-u ze szpitalem Jana Bożego.
- Czy możliwe są fuzje poza placówkami marszałkowskimi np. ze szpitalami klinicznymi?
- W pewnym momencie pojawiały się również tego rodzaju pomysły, ale nie przybrały one żadnej konkretnej formy. Kwestie finansowe, zwłaszcza zadłużenie, bardzo taką sytuację komplikują. Co nie oznacza, że nie mamy ambicji, żeby nasze placówki działały jak szpitale kliniczne. Już teraz szpital przy al. Kraśnickiej zatrudnia 119 rezydentów, 43 stażystów, studenci, w tym obcojęzyczni pojawiają się na praktykach na SOR, na laryngologii, na toksykologii, na nefrologii i na wielu innych oddziałach. To jest nasz wkład w kształcenie młodej kadry medycznej.














Komentarze