- Domagamy się zwiększenia nakładów na oświatę, zwiększenia pensji i zahamowania procesu przekazywania szkół osobom prywatnym i samorządom - tłumaczy Teresa Misiuk, szefowa lubelskiej oświatowej Solidarności. - Nasze postulaty przekazaliśmy w Kancelarii Premiera, ale nie pani premier, która do nas nawet nie wyszła, tylko urzędnikowi niższego szczebla.
I co za to mam?
Nauczyciele nie mają nadziei, że ktoś im na to pismo odpowie. Przypominają, że podczas poprzedniej manifestacji w Warszawie przekazali podobną petycję. Do dziś nie dostali jednak odpowiedzi. Liczą jednak na to, że skutkiem ubocznym protestów będzie też zmiana postrzegania ich zawodu.
- Ludzie myślą, że walczymy nie wiadomo o co. Że nam się już w głowach poprzewracało - zauważa Iwona Kręglicka z NSZZ Solidarność. - Myślą, że mamy trzy miesiące wolnego w roku, pracujemy maksymalnie pięć godzin dziennie i chcemy przy tym zarabiać kokosy.
- Większość ludzi wraca po pracy do domu i ma czas dla siebie i dla rodziny. My tak nie mamy - mówi pani Zofia, zbliżająca się do emerytury nauczycielka nauczania początkowego. - Chyba do końca życia będę pamiętała rozczarowaną twarz córki, gdy wracałam do domu i zamiast bawić się z nią wyciągałam z reklamówek zeszyty do sprawdzenia. I co za to mam? Satysfakcję, bo ani wypłatą nie mogę się pochwalić, ani dobrej emerytury nigdy nie dostanę.
Polityka
Pani Zofia uważa, że finansowa sytuacja nauczycieli nie zmieni się szybko, bo kolejni ministrowie edukacji zupełnie nie znają realiów ich życia. - Mówimy im, jak to wygląda, a oni w to nie wierzą. Przychodzą do władzy ze stereotypami i odrzucają wszystko, co jest z nimi sprzeczne - uważa nauczycielka. - Ale nie możemy się poddawać. Musimy mieć nadzieję na to, że cos się wreszcie zmieni.
Nauczyciele z Lubelszczyzny, którzy w środę protestowali w Warszawie mają nadzieję, że stanie się to już po wyborach. Są głęboko przekonani o tym, że Platforma Obywatelska odejdzie od władzy i nowi gospodarze naprawią ich problemy. Belfrów dzieli jednak spojrzenie na to, kto powinien zasiąść u steru władzy. W środę rozmawiałam z przedstawicielami dwóch największych związków zawodowych skupiających pedagogów z Lubelszczyzny: NSZZ Solidarność i Związku Nauczycielstwa Polskiego (na Lubelszczyźnie działa w sumie pięć związków zawodowych). Członkowie ZNP kibicują Zjednoczonej Lewicy, Kukiz 15 i .Nowoczesnej.
- Pamięta pani tzw. komunizm? Ja tak. I wbrew temu, co teraz mówi się w mediach wcale nie było tak źle. Owszem, może nie było wolności słowa, ale czy teraz jest? Niech pani powie głośno, że nie zgadza się z polityką Izraela w stosunku do Palestyńczyków. Od razu będzie prokurator i zarzut siania nienawiści. Albo niech pani pochwali się, że nie wierzy w Biblię, bo to wymysł autorów. Szast prast i obraza uczuć religijnych gotowa - tłumaczy mi proszący o anonimowość nauczyciel z Zamościa.
- Zmiany są potrzebne, bo od lat w Polsce nic się nie zmienia. Ja dam szansę Kukizowi, bo to łebski facet. Mówi, że w szkołach potrzeba więcej lekcji historii. Jestem za - śmieje się historyk z Chełma.

Zlikwidować gimnazja
Związkowcy z Solidarności kibicują Prawu i Sprawiedliwości.
- Mają konkretne propozycje na oświatę. Na pewno część z nich wywoła w naszym środowisku kontrowersje, ale większość popieram całym sercem - mówi Iza, nauczycielka biologii z gimnazjum. - Chcą dać nam podwyżkę, zlikwidować gimnazja, dać rodzicom wybór posyłania sześciolatków do szkół. Jestem za. Moja córka w tym roku poszła do szkoły, bo niezręcznie było mi ją odraczać, ale widzę, że nie był to dobry pomysł. Mała sobie nie radzi.
- Gimnazja powinny być zlikwidowane. Wróciliśmy do instytucji, która funkcjonowała przed wojną. Może wtedy była dobra, teraz nie jest. Dzieci idą tam w złym wieku, w którym buntują się i bardzo zależy im na akceptacji rówieśników. Przez to zachowują się głupio, bo chcą zaimponować grupie. Gdyby znali się od dziecka, czegoś takiego by nie było - uważa Mariusz, nauczyciel wychowania fizycznego.
Pytania
Podczas manifestacji rozmawiać chce wielu nauczycieli (tylko kilku zgadza się jednak na opublikowanie nazwiska. Reszta prosi o anonimowość lub podaje tylko imię). Podchodzą, proszą o chwilę rozmowy. Zwykle zaczynają od pytania: „Ma pani dzieci w szkole?” i „Wie pani, jak to przed wojną było?”. Wtedy w każdej społeczności najważniejszy był ksiądz, lekarz, sędzia i nauczyciel. Przedstawiciele trzech pierwszych zawodów dalej są wysoko cenieni. Ranga nauczycieli znacznie jednak spadła.
- Jestem nauczycielką w drugim pokoleniu - mówi Magdalena Guz, nauczycielka języka angielskiego. - Języka polskiego uczyła moja babcia. Mama złamała tradycje i została urzędniczką, a ja wróciłam do szkoły. Z opowieści babci wiem, że jest to już jednak zupełnie inna szkoła. Kiedyś uczniowie profesorom się kłaniali (właśnie, „profesorom”, a nie „pani”), a rodzice nosili do szkoły śliwki, gruszki, jajka, co tam kto miał. Teraz uczniowie odwracają się na ulicy udając, że mnie nie widzą. A jeśli rodziców w ogóle widzę w szkole, to przychodzą z pretensjami, że dziecko ma za niskie oceny.
Zawód
W badaniach CBOS przeprowadzonych w 2013 roku nauczyciele znaleźli się jednak w siódemce zawodów cieszących się największym uznaniem społecznym, tuż za strażakami, profesorami uniwersytetu, robotnikami wykwalifikowanymi, górnikami, inżynierami pracującymi w fabryce oraz pielęgniarkami. Jednak z badania „Pozycja społeczno-zawodowa nauczycieli” wykonanego przez Instytut Badań Edukacyjnych wynika, że sami pedagodzy nie odczuwają, by ich zawód był szanowany społecznie.
- Około 60 proc. badanych nauczycieli wskazało, że praca nie daje ani prestiżu, ani pieniędzy. Ponad 80 proc. nauczycieli wskazało, że problemem w wykonywaniu tego zawodu jest jego niski prestiż, a około 40 proc wymieniła niski autorytet wśród uczniów - wylicza Natalia Skipietrow, rzecznik prasowy IBE.
- Nas zawód nie jest dobrze postrzegany ze względu na niskie zarobki - uważa Iwona Kręglicka - Społeczeństwo nie szanuje osób, które nie mogą się poszczycić wysokimi dochodami.
Prestiż
- Coraz więcej osób ma wykształcenie wyższe, takie samo jak nauczyciele. Skoro nie ma różnicy to nie ma też szacunku wynikającego z przypisywania nam inteligencji. Zresztą jestem przekonana, że wielu rodziców mówi w domach swoim dzieciom „nie musisz słuchać swojej pani”. Od małego dziecko jest uczone, że szacunek nam się nie należy. Trzeba nam przytaknąć, żeby dostać pozytywną ocenę, ale można uważać nas za idiotów - twierdzi Guz.
Problemem ma być także, pokazywanie nauczycieli w mediach. Najczęściej opisując przypadki nadużyć lub protesty związków zawodowych. Bardzo rzadko pisząc o tak zwanych „superbelfrach”.
- A większość z nas na taki tytuł zasługuje - mówi pani Zofia. – Rodzice uważają, że szkolne akademie są nudne. Ale niechby sami spróbowali przygotować jedną z nich i zobaczyliby, że samo się nie zrobi i potrzeba poświęcić uczniom bardzo wiele czasu. Albo przygotowanie uczniów do konkursów i olimpiad.
Nawet dzieciom super zdolnym trzeba poświęcić mnóstwo czasu. Nie mówię już o tym, którym trzeba pomóc w nadrobieniu zaległości. To heroiczna praca, ale mimo to większość ludzi myśli, że nauczyciel wychodzi ze szkoły dwie minuty po dzwonku i ma wszystko gdzieś.















Komentarze