W 2013 r. do dyrekcji szpitala w Tomaszowie Lubelskim wpłynęła anonimowa skarga na ordynatora Bernarda Ż. podpisana przez „pracowników oddziału chirurgii”. Medykowi zarzucono mobbing: wyśmiewanie i lekceważenie pielęgniarek, poniżanie ich oraz bezzasadne krytykowanie. Świadkiem nielegalnych praktyk miał być nastoletni syn ordynatora, który podczas wakacyjne praktyki na oddziale fizjoterapii tomaszowskiego szpitala wielokrotnie miał być dopuszczany do udziału w operacjach chirurgicznych.
Dyrektor szpitala dr Andrzej Kaczor powołał specjalną komisję, która miała ustalić czy opisane wydarzenia rzeczywiście miały miejsce. W jej skład weszli m.in. ordynatorzy wszystkich oddziałów, zastępca dyrektora i naczelna pielęgniarka. Przesłuchano wszystkich pracowników chirurgii i przejrzano dokumentację medyczną. Ostatecznie zarzut mobbingu nie potwierdził się, ale z ustaleń komisji wynikało, że syn ordynatora rzeczywiście brał udział w operacjach. Bernard Ż. został dyscyplinarnie zwolniony z pracy. A o sprawie powiadomiono prokuraturę.
– Przesłuchiwani w tej sprawie Bernard Ż. i Jakub Ż. nie przyznali się, ale wersję udziału nastolatka w operacjach potwierdzili pracownicy szpitala i przesłuchiwani pacjenci. Zebrano bezsporny materiał dowodowy, który zaowocował sporządzeniem aktu oskarżenia przesłanego do Sądu Rejonowego w Tomaszowie Lubelskim – mówi Bartosz Wójcik, szef Prokuratury Rejonowej w Zamościu. – Wynika z niego, że Jakub Ż. brał czynny udział w operacjach. Asystował przy nich i m.in. przytrzymywał oraz podawał sprzęt oraz zakładał szwy operowanym pacjentom.
Za narażenie ich zdrowia i życia grozi mu teraz do 3 lat pozbawienia wolności. Jego ojciec może spędzić w więzieniu aż pięć lat.
– W jego przypadku mówimy o poważniejszym zarzucie, ponieważ jako lekarz miał obowiązek troszczyć się o życie i zdrowie pacjentów – tłumaczy Wójcik.
Termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony. Przed sądem cywilnym toczą się natomiast postępowania, które wytoczyli pacjenci tomaszowskiego szpitala. Jedna z pacjentek chirurgii domaga się 200 tys. zł zadośćuczynienia za to, że po operacji, w której brała udział osoba nieuprawniona, jest stan zdrowia się pogorszył. Inna domaga się takiej samej kwoty za to, że podczas jej zabiegu na sali operacyjnej obecny był syn ordynatora chirurgii.













Komentarze