Patrząc na plac Po Farze trudno sobie dziś wyobrazić, że kilkadziesiąt lat temu była tu fontanna i rosły solidne wierzby. A co mówić o tym, że kilkaset lat temu przestrzeń między miejskimi murami a ulicą Grodzka wypełniała strzelista budowla. Świątynię oddzielał od ulicy mur, a otaczał cmentarz i budowle powiązane z jej działalnością: dom mansjonarzy, Ratuszek, plebania, seminarium, dworek, kostnica.
Michał, Rafał i Gabriel
Historia kościoła sięga przełomu XIII i XIV wieku, a jego kondycja na przestrzeni lat daje nam pojęcie o kondycji miasta i kraju. Budynek, który dotrwał do XIX wieku kilka razy był odbudowywany i ratowany po pożarach czy burzach. Rozbudowywany i wyposażany w ołtarze, obrazy, wota w chwilach miejskiego dostatku i pokoju. Wystarczy popatrzeć na makietę stojącą na placu Po Farze by zorientować się jak niejednorodną miał bryłę i oryginalne proporcje.
Połowa XV wieku to czas ważnej, gruntownej przebudowy i początek najpomyślniejszej epoki w dziejach kościoła. Zdobiła go wówczas wieża frontowa; jedna z najwyższych w mieście (110 łokci, czyli 63,4 metra).
Wchodzili przez nią do świątyni wierni. Jej fronton sięgał ulicy Grodzkiej, której przebieg był zbliżony do dzisiejszego. Kościół i wieża były w stylu gotyckim. Jej ostry dach kryty miedzią wieńczyła kula, a na niej chorągiewka i krzyż. Niżej był zegar, a wewnątrz trzy dzwony: Michał, Rafał i Gabriel (zwany niekiedy Ludwikiem).
Dwa chóry
W dokumentach kościelnych z 1603 i 1650 roku mamy opis budowy świątyni, która wówczas składała się z nawy, prezbiterium, siedmiu kaplic. Po lewej stronie, patrząc w stronę głównego ołtarza, była zakrystia, a nad nią skarbiec. Po przeciwnej - wejście dla duchowieństwa i służby kościelnej. Wewnątrz, nad głównym wejściem, były dwa chóry, jeden nad drugim. Dla kapel i chórów oraz dla wiernych.
Jako główna świątynia miasta, kościół miał całe grono hierarchów: prałatów, kanoników, którzy tworzyli kapitułę i wikariuszy. Św. Michał miał kapłanów ze stałym dochodem i znaczną ilość duchownych bez takiego uposażenia, którzy spełniali posługi religijne. Byli to głównie młodzi ludzie, którzy czekali na jakiś wakat i jednocześnie byli notariuszami lub zajmowali się sprawami w sądzie duchownym. W czasie świetności tworzyli oni kilkudziesięcioosobowe grono.
Najwięcej duchownych utrzymywało się z ofiar i fundacji religijnych, które wierni zakładali przy św. Michale.

Światły i wymowny
Na przykład obywatelka lubelska Małgorzata Krejdlarowa zapisała dochód ze swoich trzech jatek i czynsz z kilku ogrodów miejskich. W taki sposób powstawała altaria, fundusz na utrzymanie ołtarza lub kaplicy. Pani Małgorzata fundowała altarię św. Jana Chrzciciela. Jedną z kilkunastu jakie były w farze. Altarysta, czyli duchowny utrzymujący się z tego funduszu przy ołtarzu patrona miał odprawiać dwie msze tygodniowo i po nich zachęcać wiernych do modlitwy za fundatorów.
Im bogatsi byli mieszczanie, tym wyższe robili zapisy: legaty na łożu śmierci ale i czynsze. Na przykład z browaru przy Krakowskim Przedmieściu, kamienic czy folwarków. Altarie różniły się bogactwem, niektóre miały swój ołtarz w kaplicy inne jedynie w nawie. Bogate na ołtarzu miały własne naczynia i bieliznę liturgiczną, a altarysta szaty.
Czasami z funduszu opłacano zakrystiana a ten dzwonników.
Naszym przodkom zależało, by w ich najważniejszym kościele był świetny kaznodzieja - jak to określali - światły i wymowny. Kaznodzieja musiał odprawiać dwie msze tygodniowo, a po każdym kazaniu zalecać wiernym odmówienie Zdrowaś Mario. W dokumentach są zapisy o finansowaniu kaznodziejów, którzy nie mieli stałego wynagrodzenia, ale byli obdarzani zamożniejsza altarią lub prebendą - czyli częścią kościelnych dochodów.

W cieniu fary
Idąc do restauracji czy hotelu „G20” przy Grodzkiej trzeba mieć świadomość, że ten adres był związany z farą. W drugiej połowie XVII wieku dwie kamienice stojące na tej posesji zostały zamienione na seminarium dla świeckich księży. Instytucja się rozrastała i w następnym stuleciu seminarium utworzone przy farze dokupiło nieruchomość przy Grodzkiej 22.
Mniej więcej na wysokości ówczesnego seminarium była plebania. Dziś przy Grodzkiej 11 działa dom kultury, ale na początku XVII wieku mieszkali tam księża a związek z kościołem widać do dziś w bryle dawnej plebanii. Budynek ma wejście zarówno od ul. Grodzkiej jak i od placu Po Farze.
Codziennie, przez cały rok - z wyjątkiem trzech ostatnich dni postu - śpiewali w czasie mszy, co piątek godziny o Męcę Pańskiej, uczestniczyli w procesjach i odprawiali trzy msze tygodniowo. To tylko niektóre obowiązki mansjonarzy. Korporacja powstała przy kościele świętomichalskim w 1536 roku, księża mansjonarze zajmowali dom na skraju dzisiejszego placu Po Farze. Do dziś kamienica przy dzisiejszej Archidiakońskiej 9 zwana jest Mansjonarią.
Archidiakońska 5 to kolejny adres związany z farą. Jej właścicielem był archidiakon i to tu w XV i XVI wieku działała założona przy kościele św. Michała lubelska szkoła. Uczono tu młodych ludzi świeckich i duchownych. Rektor-bakałarz, scholastyk czy kantor uczyli: gramatyki, dialektyki, retoryki, arytmetyki, geometrii, astronomii, muzyki.
Z czasem uczelnia została sprowadzona do roli szkoły elementarnej, a rektor miał także obowiązek uczenia dzieci katechizmu i poprawnej wymowy przy śpiewie łacińskich hymnów.
Do dziś w archiwach są pisma, jakie wysyłali rektorzy do rodziców i opiekunów uczniów zalegających z opłatami za naukę. Bywały przypadki, że przed sądem toczyły się sprawy o te należności.
Do końca istnienia
Monitów i próśb o dotacje i zapisy było z czasem coraz więcej. Topniały fundusze na uposażenia księży, na lampy, świece, organistę, psałterzystę, który śpiewał psalmy w czasie gdy nie było tam nabożeństw czy kapelę. Pożary, które niszczyły miasto rujnowały kamienice i nieruchomości, z których czynsz zasilał kościelną kasę. Sam kościół wymagał coraz większych nakładów na remonty.
„Do końca istnienia Rzeczypospolitej świątynia odznaczała się zawsze wśród świątyń lubelskich okazałością nabożeństw, liczbą i znaczeniem swego duchowieństwa” - pisze w 1907 roku o farze ksiądz Jan Ambroży Wadowski w swojej pracy „Kościoły lubelskie, na podstawie źródeł archiwalnych”, który nostalgicznie zauważa, że dzieje nieistniejącego już i w jego czasach kościoła „dziwnie zależnemi były od dziejów starej społeczności miasta. Gdy odradzać się zaczęła, pojawiła się świątynia, gdy wzrastała wzrastał, gdy upadać zaczęła i on chylił się ku upadkowi, a gdy zmieniła się do niepoznania i on zamienił się w gruzy i znikł pośród murów Lublina”.
Fatalny stan kościoła zbiegł się w czasie z trudnym czasem dla kraju i miasta. W 1795 Lublin zajęły wojska austriackie. Na dodatek ówczesne władze kościelne ustanawiając lubelską diecezję wyznaczyły na katedrę świątynię pojezuicką św. Jan Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty. 20 października 1807 roku uroczyście ogłosił to delegat papieski, arcybiskup lwowski Kajetan Kicki. Działo się to właśnie w kościele św. Michała. W 1809 wojska polskie pod wodzą księcia Józefa Poniatowskiego weszły do Lublina. Poniatowski był chyba ostatnią ważną postacią, która modliła się w farze.
Jeszcze do 1832 roku odprawiano tu nabożeństwa katedralne, bo kościół pojezuicki był remontowany. 27 sierpnia 1932 roku ówczesny biskup przeniósł nabożeństwo oraz wszystkie cenne przedmioty z fary do katedry.
A ostatnią ważna osoba w tej historii jest Jan Woźniakowski. To majster ciesielski, który dokładnie 170 lat temu podpisał umowę, że rozbierze mury i sprzątnie gruz.
***
Korzystałam z: „O dawnym Lublinie” Henryka Gawareckiego, „Ilustrowany przewodnik po Lublinie” M.A. Ronikier, ks. Jan Ambroży Wadowski „Kościoły lubelskie, na podstawie źródeł archiwalnych”.

Cuda i pamiątki
Z kościołem świętomichalskim związane są dwie legendy. Pierwsza mówi o powstaniu świątyni i śnie Leszka Czarnego, któremu wyśniony Archanioł Michał dał ognisty miecz, zapowiedział zwycięstwo nad Jadźwingami i łupy. Sen się sprawdził, Leszek Czarny wracając w chwale, w miejscu gdzie stał dąb pod którym spał, kazał wybudować kościół. Druga opowieść dotyczy Krzyża Trybunalskiego przeniesionego do fary po tym jak Zbawiciel zaczął ronić łzy. Mimo zeznań trzydziestu dwóch świadków komisje kościelne cudu nie uznały, ale nie sprzeciwiały się by pozostawał cudowny z rozgłosu. Krzyż Trybunalski w 1832 roku trafił do lubelskiej katedry i wisi tam do dziś.
Oprócz krzyża drugą bardzo znaną i charakterystyczną pamiątką po farze jest mosiężna chrzcielnica w kształcie kielicha. Naczynie, które stoi w lubelskiej katedrze ma młodszą, dziś odrestaurowana pokrywę, którą oryginalnie wieńczyła postać św. Michała Archanioła, a dziś krzyż.
Natomiast na Mansjonarii znaleźć można medalion z płaskorzeźbą Chrystusa. To też pamiątka po farze, bo przeniesiono go z rozbieranych murów świątyni.
Prof. Jadwiga Kuczyńska, autorka pierwszej pełnej monografii niezwykłej budowli przygotowuje kolejne wydanie publikacji „Kościół farny św. Michała w Lublinie”. Tam będzie można znaleźć najdokładniejsze wskazówki gdzie w Lublinie i regionie szukać pamiątek po świątyni.
Spotkanie
Bez względu na pogląd na temat odbudowy fary warto się wybrać 4 lutego (czwartek) o godzinie 17 do Trybunału Koronnego w Lublinie. Uczestnikami będą: Dariusz Kopciowski (Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków) „Plac po Farze i Dom Wikariuszy - prezentacja multimedialna”, Krzysztof Mucha (Servodata Elektronik Lublin) „Piękno utracone. Cyfrowa rekonstrukcja Lubelskiej Fary” i Sławomir Hapoński (Izba Architektów RP) „Architektoniczne, urbanistyczne i kulturowe aspekty odbudowy Domu Patrona Lublina - kolegiaty św. Michała Archanioła”.

Fara jest wszędzie
Domek ogrodnika przy wejściu do Ogrodu Saskiego. Ulica Lubartowska (gruz do plantowania drogi), kamienice na Starym Mieście (kamienne elementy a nawet nagrobki z cmentarza), Brama Krakowska (ubytki przy kolejnej naprawie), Dom Żołnierza (postawiony z materiału po zburzonym soborze na placu Litewskim a ten miał być stawiany przy użyciu detali z fary). Na dobrą sprawę można urządzić po Lublinie wycieczkę śladami kościoła św. Michała. Nasi przodkowie byli oszczędni i w wielu publikacjach można znaleźć informacje, do czego i gdzie został zużyty materiał z rozbieranej świątyni.















Komentarze