Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Pan Piotr urodził się bez ręki. Przeszczepili mu ją lekarze. "Wszyscy gratulowali mi odwagi"

Piotr Tchórz z Zamościa urodził się bez lewej ręki. Przeszczepili ją lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. To była pierwsza taka operacja na świecie
Pan Piotr urodził się bez ręki. Przeszczepili mu ją lekarze. "Wszyscy gratulowali mi odwagi"

To niesamowite uczucie mieć dłoń, bez której się urodziłem i przez 32 lata funkcjonowałem. Brak mi słów, żeby to opisać, to ogromna radość! - cieszył się po zabiegu pan Piotr. - Zrobiłem to dla siebie, chciałem podnieść komfort życia, bo niestety niepełnosprawni nadal są spychani na margines społeczeństwa. Przez tyle lat przyzwyczaiłem się do tego, radziłem sobie w pracy i traktowałem to z dystansem. Nauczyłem się nawet żartować ze swojej niepełnosprawności, ale kiedy pojawiła się szansa na przeszczep, nie mogłem z niej nie skorzystać. Teraz, kiedy wszystko się udało, chcę podzielić się swoimi wrażeniami i pokazać innym ludziom w podobnej sytuacji, że można to zmienić i nie tkwić w niepełnosprawności do końca życia. Naprawdę warto o to walczyć.

Z pełnym przekonaniem

Mężczyzna dowiedział się o programie przeszczepów dr. Adama Domanasiewicza, które prowadzi wrocławska klinika, z telewizji. Kiedy okazało się, że lekarze szukają ludzi, którzy urodzili się bez kończyn i chcą poddać się operacji, postanowił spróbować.

- To była decyzja w pełni świadoma, podjęta z pełnym przekonaniem. Miałem też ogromne wsparcie w rodzinie i znajomych, nikt nie próbował mnie od tego odwieść, wszyscy gratulowali mi odwagi. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę mógł poddać się takiemu zabiegowi w Polsce - opowiada pan Piotr. - Tak skomplikowane operacje kojarzyły mi się przede wszystkim ze Stanami Zjednoczonymi. A tu nagle taka niespodzianka. Wiedziałem, że muszę spróbować.

13 godzin

- 4 listopada pojechałem do kliniki na badania. Tydzień później wróciłem do Zamościa i już 14 grudnia dostałem telefon z kliniki, że jest dawca. To było wieczorem, byłem akurat u kolegi kiedy dostałem informację, że muszę jak najszybciej przyjechać do kliniki. Pojechałem jeszcze tego samego wieczora - wspomina Piotr Tchórz.

Pionierska operacja trwała 13 godzin. - Sytuacja u pacjenta po amputacji jest znacznie łatwiejsza niż u takiego, który urodził się bez kończyny. Po amputacji mamy do czynienia z normalną anatomią: jest odpowiednia ilość mięśni, nerwów, naczyń. W przypadku wady wrodzonej, w kikucie są one albo bardzo słabo wykształcone albo nie ma ich wcale - tłumaczy dr n. med. Adam Domanasiewicz z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, który ze swoim zespołem wykonał przeszczep. - W związku z tym jest duża dysproporcja między dawcą i biorcą. Tak było w przypadku pana Piotra, dlatego musieliśmy wykonać konkretne połączenia na różnych poziomach np. połączenie kostne powyżej nadgarstka, nerwów na wysokości przedramienia a naczyń krwionośnych na wysokości ramienia.

Proteza zamiast przeszczepu

To dlatego nikt do tej pory nie zdecydował się na wykonanie takiej operacji. - Chodzi także o „obsługę” przeszczepionej kończyny przez mózg. Były duże obawy i wątpliwości czy mózg osoby, która urodziła się z wadą wrodzoną, będzie mógł się tego nauczyć. Po operacji okazało się jednak, że pacjent porusza palcami, możemy więc mówić o sukcesie - tłumaczy dr Domanasiewicz. - W grę wchodzą także czynniki pozamedyczne. Z psychologicznego punktu widzenia, osoby, które straciły kończynę po wypadku mają znacznie większą motywację, żeby ją odzyskać. Osoby, które się bez niej urodziły, są już do takiego funkcjonowania przyzwyczajone, w związku z czym mają mniejszą motywację i więcej obaw przed zabiegiem.

Poza tym, jak zauważa dr Domanasiewicz, w krajach Europy Zachodniej, a także w Stanach Zjednoczonych, gdzie jest najwięcej ośrodków transplantacyjnych, osoby, które urodziły się bez kończyn funkcjonują dzięki bardzo dobrym protezom i świetnie rozwiniętej opiece socjalnej.

- Dobra proteza to koszt około 100 tysięcy dolarów, a przeszczepu znacznie większa. W związku z tym dla państwa lepszym rozwiązaniem jest finansowanie protez dla takich pacjentów - mówi dr Domanasiewicz. - W Polsce wygląda to inaczej, bo 100 tysięcy dolarów to w naszych realiach ogromna kwota i tylko bardzo mały procent pacjentów ma szanse na taką protezę. Nawet jeśli uda się zdobyć taką kwotę, to przecież proteza może się w zepsuć. Wówczas w grę wchodzą kolejne ogromne pieniądze.

Oszukać mózg

- Tuż po zabiegu byłem bardzo zmęczony, ale organizm już powoli wraca do siebie. W szpitalu muszę zostać jeszcze około miesiąca. Zaczynam ruszać palcami i muszę to ćwiczyć co 45 minut wykonując po trzy serie. Chodzi o to, żeby nie dopuścić do zrostów, które tworzą się bardzo szybko. Im mniejsze, tym mniej ograniczone będę moje ruchy ręką - mówi pan Piotr. - Potem czeka mnie równie intensywna roczna rehabilitacja w domu, żeby uzyskać jak największą sprawność. Na razie nie mam czucia w ręce, lekarze mówią, że to kwestia kilku miesięcy, do pół roku. Jestem uparty i jeśli już podejmę jakąś decyzję trudno mnie zniechęcić. Zrobię wszystko, żeby rehabilitacja przyniosła jak najlepsze rezultaty.

- W rehabilitacji wykorzystujemy m.in. lustrzane odbicie drugiej kończyny. Pacjent widzi w lustrze ruchy prawej kończyny i stara się je naśladować lewą, która została przeszczepiona - tłumaczy dr Domanasiewicz. - Można powiedzieć, że oszukujemy w ten sposób mózg. Płyną do niego bodźce, że porusza się lewa kończyna, co powoduje automatyczny ruch.

Jak u noworodka

Czy w takich przypadkach pacjent może osiągnąć pełną sprawność? - Jeśli operacja przyniesie takie efekty jak najlepsza proteza albo lepsze to możemy mówić o pełnym sukcesie - mówi Domanasiewicz. Zaznacza, że pacjent będzie jednak doskonalił sprawność ręki przez lata. - Czeka go intensywna rehabilitacja w szpitalu, a potem w domu, ale cudów nie wymagajmy. Mózg będzie musiał uczyć się od zera kontrolowania drugiej kończyny, jak u noworodka.

Kiedy można się spodziewać kolejnych operacji?

- Wpisujemy na listę kolejne osoby, jeśli oczywiście nie ma żadnych przeciwwskazań medycznych. Chodzi tu nie tylko o sam przeszczep ale również o późniejsze przyjmowanie leków immunosupresyjnych - zaznacza Domanasiewicz. - Kolejne zabiegi determinują jednak dawcy. W przypadku transplantacji kończyn musimy też brać pod uwagę względy wizualne i zachować odpowiednie proporcje przeszczepiając rękę o podobnej wielkości.

To niesamowite uczucie mieć dłoń, bez której się urodziłem i przez 32 lata funkcjonowałem. Brak mi słów, żeby to opisać, to ogromna radość! - cieszył się po zabiegu pan Piotr. - Zrobiłem to dla siebie, chciałem podnieść komfort życia, bo niestety niepełnosprawni nadal są spychani na margines społeczeństwa. Przez tyle lat przyzwyczaiłem się do tego, radziłem sobie w pracy i traktowałem to z dystansem. Nauczyłem się nawet żartować ze swojej niepełnosprawności, ale kiedy pojawiła się szansa na przeszczep, nie mogłem z niej nie skorzystać. Teraz, kiedy wszystko się udało, chcę podzielić się swoimi wrażeniami i pokazać innym ludziom w podobnej sytuacji, że można to zmienić i nie tkwić w niepełnosprawności do końca życia. Naprawdę warto o to walczyć.

W Łęcznej przyszyją odciętą dłoń lub palec

Chory z naszego regionu, który stracił palec czy rękę, nie musi już szukać pomocy na drugim krańcu Polski. Zabiegi replantacyjne wykonują lekarze we Wschodnim Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej. Oficjalną gotowość oddziału do przyjmowania chorych po urazach ręki ogłosił pod koniec listopada prof. Jerzy Strużyna, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii plastycznej i szef łęczyńskiego ośrodka.

- Będziemy jedynym takim województwem w tej części kraju, które będzie miało własny ośrodek replantacyjny. W Łęcznej jesteśmy do tego przygotowani, mamy sprzęt i zespół lekarzy specjalistów - zadeklarował prof. Strużyna.

Zespół prof. Strużyny ma już doświadczenie w tego rodzaju zabiegach. W przypadku, gdy nie było miejsca na specjalistycznym oddziale, wówczas z konieczności do akcji wkraczał szpital w Łęcznej. Dotychczas pacjent, który utracił palec czy dłoń był transportowany helikopterem do dyżurującego w danym dniu ośrodka. Bywało, że z jednego krańca Polski na drugi, np. z Jarosławia do Szczecina lub Gdańska.
Prof. Strużyna uważa, że taki stan rzeczy należy zmienić: Przy każdym oddziale chirurgii plastycznej powinny powstać zespoły lekarskie specjalizujące się replantacjach.

(p.p.)


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama