Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Spaliłem dwójkę dzieci, 2 tony książek, Katarzynę Figurę i wieś. Rozmowa z Marcinem Liberem

Rozmowa z Marcinem Liberem, reżyserem premierowego spektaklu „Klątwy” w Teatrze Osterwy.
Spaliłem dwójkę dzieci, 2 tony książek, Katarzynę Figurę i wieś. Rozmowa z Marcinem Liberem
Klątwy, scena z próby medialnej (fot. Dorota Awiorko)

• Skąd ten Wyspiański?

– „Klątwa” to drugi spektakl Wyspiańskiego. Pierwszy to „Wesele” w Teatrze Polskim” w Bydgoszczy, które zrobiłem 3 lata temu. Ale mam nadzieję, że nie ostatni.

• Dlaczego?

– Mam do niego ogromną słabość, uwielbiam jego dramaty. Dobrze się składa, bo akurat dostałem zaproszenie do Polskiego Teatru Tańca; będę robił „Wesele” z tancerzami.

• Jeszcze kilkanaście lat temu warzywniak w Lublinie prowadziła Dorota Wyspiańska-Zapędowska, wnuczka Wyspiańskiego. Tu także mieszkała razem z Leokadią Wyspiańską, synową Wyspiańskiego. Mamy poetę na wyciągnięcie ręki?

– No właśnie. Wydaje nam się, że Stanisław Wyspiański to jakaś odległa postać z podręczników czy historycznych opracowań. A to człowiek z krwi i kości, z rodziną w Lublinie.

• Kto wpadł na pomysł spektaklu opartego na „Klątwie”?

– To wynikło z licznych spotkań z Dorotą Ignatjew, dyrektor Teatru Osterwy. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy z gotowym pomysłem i zobaczyłem publiczność, pomyślałem, że muszę znaleźć nowy temat, który będzie rezonował, prowadził dialog z tą właśnie publicznością. Mam takie przeczucie, że lubelska publiczność docenia tematy poważne, że można podnieść poprzeczkę teatralnej rozmowy wysoko, że szkoda czasu na błahe opowieści i historyjki. Pomyślałem, że temat, który pojawia się w „Klątwie” Wyspiańskiego”, jest być może takim tematem, który wywoła rozmowę, że dziś, we współczesnej Polsce, będziemy mogli o tym gorąco rozmawiać.

• A temat jest gorący. Ksiądz ma kochankę, dwójkę dzieci.

– I ponoszą za to oboje karę. Choć, jak dokładnie się przyjrzeć sprawie, to nie jest chwilowy romans księdza z Młodą. To był stały związek, o którym wszyscy wiedzieli co najmniej od 5 lat. Nie byłoby z tym problemu, gdyby nagle nie pojawiła się susza. Wszyscy zaczynają szukać kozła ofiarnego, winnego klęski.

• Skąd ten Wyspiański?

– „Klątwa” to drugi spektakl Wyspiańskiego. Pierwszy to „Wesele” w Teatrze Polskim” w Bydgoszczy, które zrobiłem 3 lata temu. Ale mam nadzieję, że nie ostatni.

• Dlaczego?

– Mam do niego ogromną słabość, uwielbiam jego dramaty. Dobrze się składa, bo akurat dostałem zaproszenie do Polskiego Teatru Tańca; będę robił „Wesele” z tancerzami.

• Jeszcze kilkanaście lat temu warzywniak w Lublinie prowadziła Dorota Wyspiańska-Zapędowska, wnuczka Wyspiańskiego. Tu także mieszkała razem z Leokadią Wyspiańską, synową Wyspiańskiego. Mamy poetę na wyciągnięcie ręki?

– No właśnie. Wydaje nam się, że Stanisław Wyspiański to jakaś odległa postać z podręczników czy historycznych opracowań. A to człowiek z krwi i kości, z rodziną w Lublinie.

• Kto wpadł na pomysł spektaklu opartego na „Klątwie”?

– To wynikło z licznych spotkań z Dorotą Ignatjew, dyrektor Teatru Osterwy. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy z gotowym pomysłem i zobaczyłem publiczność, pomyślałem, że muszę znaleźć nowy temat, który będzie rezonował, prowadził dialog z tą właśnie publicznością. Mam takie przeczucie, że lubelska publiczność docenia tematy poważne, że można podnieść poprzeczkę teatralnej rozmowy wysoko, że szkoda czasu na błahe opowieści i historyjki. Pomyślałem, że temat, który pojawia się w „Klątwie” Wyspiańskiego”, jest być może takim tematem, który wywoła rozmowę, że dziś, we współczesnej Polsce, będziemy mogli o tym gorąco rozmawiać.

• Skąd ten Wyspiański?

– „Klątwa” to drugi spektakl Wyspiańskiego. Pierwszy to „Wesele” w Teatrze Polskim” w Bydgoszczy, które zrobiłem 3 lata temu. Ale mam nadzieję, że nie ostatni.

• Dlaczego?

– Mam do niego ogromną słabość, uwielbiam jego dramaty. Dobrze się składa, bo akurat dostałem zaproszenie do Polskiego Teatru Tańca; będę robił „Wesele” z tancerzami.

• Jeszcze kilkanaście lat temu warzywniak w Lublinie prowadziła Dorota Wyspiańska-Zapędowska, wnuczka Wyspiańskiego. Tu także mieszkała razem z Leokadią Wyspiańską, synową Wyspiańskiego. Mamy poetę na wyciągnięcie ręki?

– No właśnie. Wydaje nam się, że Stanisław Wyspiański to jakaś odległa postać z podręczników czy historycznych opracowań. A to człowiek z krwi i kości, z rodziną w Lublinie.

• Kto wpadł na pomysł spektaklu opartego na „Klątwie”?

– To wynikło z licznych spotkań z Dorotą Ignatjew, dyrektor Teatru Osterwy. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy z gotowym pomysłem i zobaczyłem publiczność, pomyślałem, że muszę znaleźć nowy temat, który będzie rezonował, prowadził dialog z tą właśnie publicznością. Mam takie przeczucie, że lubelska publiczność docenia tematy poważne, że można podnieść poprzeczkę teatralnej rozmowy wysoko, że szkoda czasu na błahe opowieści i historyjki. Pomyślałem, że temat, który pojawia się w „Klątwie” Wyspiańskiego”, jest być może takim tematem, który wywoła rozmowę, że dziś, we współczesnej Polsce, będziemy mogli o tym gorąco rozmawiać.

• Ksiądz mówi, że susza to kara za grzechy parafian?

– A parafianie, że to wina grzesznego księdza. Potrzebny jest stos, który przebłaga Boga i odwróci klęskę suszy. Pojawia się pytanie, czy większą klęską jest susza czy tragedia, do której dojdzie we wsi. Na stosie spłonie dwójka dzieci, ksiądz z kochanką zginą w obłędzie. To już klęska umysłu, klęska tego świata.

• Część pierwszą spektaklu, czyli „Klątwę” według Wyspiańskiego, zagracie we współczesnych kostiumach. Czy to oznacza, że cała sprawa dzieje się współcześnie?

– Tak należy to interpretować. Dzieje się po wojnie. Pokazujemy, jak pewna zbiorowość radykalizuje się wokół problemu. Ich zdaniem świat wymaga postaw ekstremalnych. W takim świecie nie ma miejsca na kompromisy. W finale wieś spłonie. Pracujemy nad tym, jak.

• Ma pan już pomysł?

– Kiedy patrzę na swój ostatni sezon, to w spektaklu „Media Medea” musiałem spalić dwójkę dzieci. W spektaklu „Fahrenheit-451” musiałem spalić 2 tony książek oraz Katarzynę Figurę. Potem musiałem w spektaklu „Dogville” spalić całą wieś. I teraz mi przyjdzie spalić wieś z księdzem i kochanką.

• Na scenie dominują beczki. Tu – w Lublinie – wymowne?

– Tak, na scenie stoją tzw. beczki na dzieci i kapustę. Coś w nich się ukrywa. Druga część spektaklu to „Klątwa” według Artura Pałygi. Rzecz o ekshumacji. Nasi bohaterowie poszukują mocy w szczątkach czarownic, ukrytych w kryptach. A co do dwóch części, mają swoje podtytuły. Klątwa Wyspiańskiego ma podtytuł: Pałka, zapałka, dwa kije. Klątwa Artura Pałygi – Raz, dwa, trzy Baba Jaga patrzy. W tych dziecięcych rymowankach jest ukryta tajemnica.

• Wróćmy do poszukiwania mocy.

– To poszukiwanie podobne do poszukiwań Sonderkommando w Poznaniu, dotyczących czarownic. Himmler, który fascynował się okultyzmem, zajmował się czarownicami po to, żeby zdobyć nadprzyrodzoną moc. Opowiadamy o tym w sposób ironiczny i sarkastyczny. Nasi poszukiwacze wydobywają „czarownicę” lubelską. Przypominamy postać Anny Szwedyczki.

• Niezwykłą postać. W 1678 Anna Szwedyczka została spalona na stosie, wcześnie prowadzono ją w kondukcie z krucyfiksem z rynku miejskiego na miejsce egzekucji, zwane teatrem sprawiedliwości. A wracając do beczek. W jednej siedzi diabeł.

– Tak. Diabeł siedzi w beczce. Diabeł siedzi w nas. Gdzie i co otworzymy, tam go znajdziemy. Diabeł tylko czeka na szczelinę.

• Diabeł z drugiej części jest mały, stosunkowo niegroźny?

– Tak zawsze jest na początku z diabłem. Potem okazuje się, że diabeł rośnie. Już ciężko z nim poigrać. Igraszki kończą się słabo.

• To jest nasz polski diabeł?

– Tak sobie go nazywamy. A skoro jest nasz, działa na naszych warunkach, to czyni dobro. A my – wszystko jesteśmy sobie w stanie wytłumaczyć. Natomiast ja nie wierzę w diabła. To my, ludzie, jesteśmy w stanie stworzyć sobie piekło na ziemi. To w nas tkwi zło. To kwestia systemu, w który wystarczy dobrze wprowadzić chaos.

• Jak się dobrze przyjrzeć Polsce, to widać, jak nasz polski diabeł miesza na całego?

– A ja się zastanawiam, czy my sami nie tworzymy sobie samospełniającej się klątwy. Czy nawzajem nie zarażamy się lękiem i strachem. Że przekazujemy sobie z ust do głów, że musi nastąpić koniec cywilizacji. Tworzymy aurę strachu. Tym strachem ktoś w odpowiedni sposób potrafi zarządzać. Duszami rządzą ci, którzy potrafią zarządząć strachem. Klątewne myślenie może w końcu doprowadzić do tragedii. A może nie, może się opamiętamy. Może potrzebne jest w historii tąpnięcie, żeby móc się od niego odbić.

• Przesłanie pana spektaklu?

– Zawsze musimy spoglądać wstecz. Myśleć o tym, co nas zbudowało. Musimy mówić prawdę. Prawdę o sobie. Nie możemy tej prawdy ukrywać, czy się jej wypierać. Musimy uważać na to, żeby nie popaść w spiralę nienawiści. Trzeba uważać na wszelkiego rodzaju ekstremizmy. Na fundamentalizm i radykalizm. Spojrzeć na siebie i sprawdzić, czy nie zabrnęliśmy gdzieś za daleko. Czy nie jest to moment na przebudzenie. Otrząśnięcie się z koszmaru.

• Będą mocne sceny, z których pan słynie?

– Tak, będą mocne sceny, mówiące o brutalnej rzeczywistości. Chcemy w tym teatrze coś przeżyć. Coś, co nami wstrząśnie i coś, co nami zachwyci.

• Co nas zachwyci w spektaklu „Klątwy”?

– Miłość. Do teatru. Chciałbym widzów zarazić taką miłością. Chciałbym, żeby ludzie się zachwycili aktorami, tekstem, Wyspiańskim. Jaki jest współczesny, jaki dla nas ważny.

• Co ze stosem na scenie? Zapłonie w finale?

– Ewidentnie jest zbudowany stos, który czeka wyłącznie na iskrę. Na kogoś, kto podpali. Ale liczymy na to, że to się nie wydarzy, że to jest tylko zły sen. Młoda mówi w spektaklu do dziewki: A wierzysz ty we sny?…

Powiązane galerie zdjęć:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama