– Cena wywoławcza poszczególnych stanowisk była ustalona na 170 zł – opowiada pani Monika, która do niedawna dzierżawiła trzy sektory o powierzchni 25 mkw. każdy. – Do tej pory wystarczyło przebić o 10 zł i na kolejny sezon stanowisko było nasze. Tymczasem pojawił się jakiś tajemniczy biznesmen, który przelicytował mnie do 10 tys. zł plus VAT za każde z trzech miejsc.
GZUK zapowiada jeszcze jeden przetarg, a pani Monika ma nadzieję, że tym razem uda jej się wylicytować inne, mniej eksponowane miejsca, ale za rozsądniejsze pieniądze. Nie rozumie natomiast, czym kierował się jej rywal tak wysoko podbijając cenę.
– Ten człowiek próbował przejąć także inne stanowiska, wszystkie z dobrą lokalizacją, ale ludzie go zablokowali – dodaje nasza Czytelniczka. – Wycofywał się dopiero wtedy kiedy roczna opłata za miejsce dochodziła do poziomu 40 -50 tys. zł. Oczywiście kosztem utraty 50-złotowego wadium nikt nie zamierza takich pieniędzy spółce płacić. Chodziło jedynie o powstrzymanie pazernego biznesmena.
Pani Monika nie posługuje się kasą fiskalną, czyli jej roczne obroty nie mogą przekroczyć 20 tys. zł. Mężczyzna, który wyrugował ją z jej stanowisk, też nie wydaje swoim klientom paragonów. Jakim cudem stać go więc na tak wysoki koszt dzierżawy?
Wiesław Samojło, prezes GZUK sp. z. o.o. nie szuka odpowiedzi na te pytania.
– Licytacje rządzą się swoimi prawami. My na to wpływu nie mamy – mówi prezes. – Jeśli ktoś dopatruje się u konkurencji jakiś niecnych intencji, to kompetentnym organem do sprawdzenia takich rzeczy jest Urząd Skarbowy.
Stragany za kokosy
Piątkowy targ w Urszulinie (pow. włodawski) należy do największych po naszej stronie Wisły. Jego gospodarz, Gminny Zakład Usług Komunalnych, właśnie przeprowadził (już trzeci z kolei) przetarg na stanowiska handlowe. Część kupców, którzy tam handlują, jest poruszona jego przebiegiem.
- 30.04.2015 00:01

Reklama













Komentarze