Reklama
Strażnicy więzienni sprawdzani wykrywaczem kłamstw
Zwierzchnicy funkcjonariuszy chcą ustalić, kto wyniósł z więzienia we Włodawie poufne dokumenty. Sprawa jest też w prokuraturze.
- 04.01.2013 18:53

Badaniu wariografem, tzw. wykrywaczem kłamstw, poddano 11 strażników Zakładu Karnego we Włodawie.
– Chodzi o funkcjonariuszy z zawężonego kręgu osób, które miały styczność z dokumentami – mówi major Jacek Zwierzchowski, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Lublinie. – Wyniki powinniśmy otrzymać w przyszłym tygodniu.
Pod koniec listopada ub. roku do naszej redakcji trafiła koperta z dokumentami dotyczącymi Zakładu Karnego we Włodawie. Była tam \"Instrukcja Alarmowa”, w której krok po kroku opisano, co robić w razie buntu czy ucieczki więźniów.
Do instrukcji był dołączony wykaz ponad stu pracowników więzienia z Włodawy: z ich domowymi adresami, prywatnymi telefonami komórkowymi i stacjonarnymi. W kopercie był też \"Protokół określający siły wsparcia WOISW w Lublinie” z danymi dotyczącymi przewozu więźniów, a także dane o karalności mężczyzny skazanego na 2,5 roku więzienia.
Dokumenty odebrali z naszej redakcji funkcjonariusze Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Lublinie. Jerzy Kopeć, zastępca dyrektora OISW w Lublinie, mówił nam wówczas, że strażnicy nie powinni się czuć zagrożeni przez to, że z więzienia wypływają ich adresy i telefony, bo w małej miejscowości i tak wszyscy wiedzą, gdzie kto pracuje i mieszka.
Szefowie lubelskiego więziennictwa wszczęli jednak postępowanie wyjaśniające, które miało wykryć źródło wycieku dokumentów. Po ich oznaczeniach wynikało, że wypłynęły z Zakładu Karnego we Włodawie. Żaden z funkcjonariuszy więziennych, którzy mieli z nimi styczność, nie przyznał się do ich wyniesienia.
Inspektorat Służby Więziennej o wycieku zawiadomił też prokuraturę. Uważa, że doszło do złamania ustawy o ochronie danych osobowych.
Reklama













Komentarze