M.in. przedsiębiorcom związanym ze spółką YLIA, którzy przez kilka lat korzystali m.in. z Puławskiego Parku Naukowo-Technologicznego, przygląda się prokuratura. Śledczy podejrzewają, że tworzyli oni sztuczne konsorcja, by otrzymywać pomoc publiczną oraz dofinansowania dla tzw. start-upów. Chodzi o ponad 200 tys. euro.
Jeszcze rok temu przedsiębiorcy głośno chwalili się współpracą ze znanymi koncernami światowymi oraz innowacyjnością produkcji. Z dumą pokazywali znajdujące się w Puławskim Parku Naukowo-Technologicznym laserowe obrabiarki, wtryskarki, skanery 3D, czyli warty miliony złotych sprzęt, który miasto za unijne pieniądze kupiło z myślą o nich i produkcji m.in. form wtryskowych.
Gdy wyszło na jaw, że YLIA przekracza limit pomocy w wysokości 200 tys. euro i korzysta z podobnego wsparcia nie tylko w Puławach, ale również w Białymstoku, Park pożegnał się z tą spółką. Zrobiono to dyskretnie, nie informując o niczym nawet puławskich samorządowców.
Po zmianie na stanowisku dyrektora PPNT przeprowadzono kontrolę, w trakcie której przyjrzano się lokatorom technoparku.
– Problem polegał na tym, że ci ludzie zakładali kolejne spółki, wchodzili z nimi w konsorcja i tworzyli w ten sposób zupełnie sztuczne byty. Ich zadaniem miało być pozyskiwanie pomocy finansowej – tłumaczy Przemysław Pytlak, przewodniczący rady nadzorczej puławskiego technoparku.
Prawo pozwalało na to, by kilka „pomysłowych” osób mogło z jednej spółki stworzyć kilka, nazwać je start-upami, a następnie wywalczyć dla nich miejsce w różnych instytucjach pomagających nowym firmom (do czego najlepiej nadawały się technoparki). Następnym krokiem było złożenie projektów, na które można pozyskać pieniądze.
Dodatkowym elementem gry było zdobycie jak największych zniżek w zakresie opłat czynszowych, które w pierwszych latach „działalności” de facto ograniczały ten koszt niemal do zera. Traciły na tym samorządy, bo zamiast wspierać innowacyjne przedsięwzięcia, fundowały w ten sposób pomoc publiczną firmom, z których nie miały żadnego pożytku.
Tego rodzaju przedsiębiorcy działali nie tylko w PPNT w Puławach i Białymstoku, ale również w Lubelskim Centrum Innowacji i Transferu Technologii (LCIiTT). Przed rokiem o nieprawidłowościach w tej ostatniej instytucji organy ścigania powiadomił marszałek województwa, Sławomir Sosnowski. Sprawą podejrzanych start-upów zajął się już wydział gospodarczy Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
– Powstawały firmy, które zakładano po to, by otrzymać dofinansowanie z LCIiTT. Wszczęcie postępowania dotyczy m.in. zawyżania udziałów w spółkach, ale sprawdzamy wszystko, łącznie z procesem tworzenia tzw. start-upów oraz pobierania przez nie pieniędzy – tłumaczy Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Biznesy, o których mowa, urzędniczy nazywają spółkami portfelowymi, których istnienie często ma charakter jedynie formalny. Posiadają REGON i adres, ale zatrudniają minimalną liczbę osób, np. księgową i prokurenta. Wykorzystując konkurencję oraz brak przepływu informacji pomiędzy parkami naukowymi, „kreatywni” przedsiębiorcy mogli latami otrzymywać pomoc finansową z różnych źródeł.
Pod lubelskim adresem firmy YLIA nikt wczoraj nie odbierał telefonów.
M.in. przedsiębiorcom związanym ze spółką YLIA, którzy przez kilka lat korzystali m.in. z Puławskiego Parku Naukowo-Technologicznego, przygląda się prokuratura. Śledczy podejrzewają, że tworzyli oni sztuczne konsorcja, by otrzymywać pomoc publiczną oraz dofinansowania dla tzw. start-upów. Chodzi o ponad 200 tys. euro.














Komentarze