Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Legendarna rewolucjonistka pochodzi z Lublina. Dała sygnał do ataku na Pałac Zimowy

Niemal dokładnie sto lat temu Łarisa Reisner miała wbiec na pokład krążownika „Aurora” i rozkazać marynarzom, by dali sygnał do ataku na Pałac Zimowy. Strzały z „Aurory” i Rewolucja Październikowa wywróciły w 1917 roku świat do góry nogami. Ale dla nas ważniejsza jest Łarisa. Legendarna rewolucjonistka urodziła się w... Lublinie, a jej ojciec pracował w Nowej Aleksandrii, czyli w Puławach.
Legendarna rewolucjonistka pochodzi z Lublina. Dała sygnał do ataku na Pałac Zimowy

Na 24 lutego Teatr Dramatyczny im. Juliusza Osterwy przygotował premierę sztuki „Optymistyczna tragedia” w reżyserii młodego, debiutującego w Lublinie Jerzego Zegalskiego. Był rok 1961, a datę premiery wybrano specjalnie tak, by wypadała w rocznicę powstania Armii Radzieckiej. Sztukę, określaną wówczas jako klasykę radzieckiej literatury dramatycznej, napisał na początku lat 30. ubiegłego wieku dramaturg rewolucji Wsiewołod Wiszniewski.

„Optymistyczną tragedię” streścić można tak: jest rok 1917, na zlecenie Komitetu Centralnego partii do oddziału morskiego zostaje skierowana specjalna pani komisarz. Ma za zadanie uczynić z marynarzy-anarchistów bojowników oddanych sprawie rewolucji.

W obsadzie lubelska publiczność oklaskiwała - a recenzenci chwalili - Stanisława Mikulskiego. W głównej roli kobiecej - pani komisarz - wystąpiła mniej chwalona Wanda Węsław.

Kilka lat później na ekrany kin wszedł dramat wojenny produkcji ZSRR pod tym samym tytułem. Film będący ekranizacją sztuki Wiszniewskiego nakręcił Samson Samsonow. Filmowa pani komisarz ma krótko obcięte włosy, nosi skórzaną kurtkę bolszewickiego politruka i czekisty oraz browninga za pasem. Kiedy marynarze, zamiast słuchać jej agitacyjnego przemówienia zaczynają się do niej dobierać i chcą ją zgwałcić, bohaterka z zimną krwią zabija jednego z nich. „Kto jeszcze chciałby spróbować komisarskiego ciała?!” - pyta.

- Pierwowzorem postaci pani komisarz jest Łarisa Reisner, o której w Związku Radzieckim słyszał każdy. Piękna, 22-letnia dziewczyna, która późnym wieczorem 7 listopada (25 października według kalendarza obowiązującego wówczas w Rosji - przyp. aut.) 1917 roku, wbiegła po trapie na pokład „Aurory” i rozkazała marynarzom, aby wystrzałem z działa dali sygnał do ataku na Pałac Zimowy. Plotka o tym wydarzeniu jeszcze tej samej nocy obiegła miasto - relacjonują Marta Panas-Goworska i Andrzej Goworski, autorzy książki „Naznaczeni przez rewolucję bolszewików”.

Związane z Lublinem pisarskie małżeństwo uczyniło z Łarisy Reisner jedną z bohaterek swojej najnowszej publikacji.

- Poważni historycy temat Reisner omijali. Uznali, że bezpieczniej jej udział w rewolucji pozostawić specjalistom od komunistycznych bajek. Ale nikt nie podważał mitu. Nawet i dziś wielu jest przekonanych, że to Łarisa dała sygnał do jednego z najważniejszych szturmów w historii ludzkości - dodają.

Wydawana na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku „Wielka encyklopedia powszechna” PWN o Łarisie Reisner milczy. Współczesna Wikipedia widzi w niej rosyjską pisarkę, znaną z roli przywódców po stronie bolszewików w rosyjskiej wojnie domowej.

Łarisa urodziła się 2 maja 1895 roku o godzinie 4 rano. Jej mama, Jekatierina Aleksandrowna Reisner miała wówczas 21 lat, a ojciec Michaił Reisner: 27. Wtedy dzieci przychodziły na świat w mieszkaniach i zapewne była przy tym jedna z lubelskich akuszerek. Oficjalny organ rządu Guberni Lubelskiej „Pamjatnaja Kniżka Ljublinskoj Gubernii na 1895 rok”, który pełnił rolę kalendarza, rocznika statystycznego i urzędowego informatora w jednym, wylicza 14 kobiet, które wówczas były w rejestrze i przyjmowały porody. Raczej możemy z tej listy skreślić żydowską akuszerkę Utę Binsztejn i Teklę Stopnicką pracującą w szpitalu sióstr szarytek św. Wincentego ‘a Paulo przy ul. Poczętkowskiej (dzisiejszej ul. Staszica).

Jeśli w Lublinie pod rosyjskim zaborem rosyjskie dzieci przyjmowały Rosjanki (lub tak oznaczone w rejestrze panie), to do wyboru zostaje: akuszerka miejska Elena Teofilowna Władich oraz wolno praktykujące: Euzebia Dąbrowska, Julia Lewandowska, Joanna Klimkiewicz, Zofia Czubaszek, Władysława Wilhelm, Franciszka Libicka, Bogumiła Szadkowska, Marianna Sydyliewa, Maria Żeleźniaka i Domicela Muchina. Któraś z nich musiała mieć malutką Łarisę na rękach.

Dokładna godzina porodu została zapisana przez sekretarza Soboru Podwyższenia Krzyża Pańskiego w akcie, którego odpis znajduje się w księdze leżącej do dziś w Lubelskim Archiwum Państwowym.
Możemy tam także przeczytać, że 4 czerwca o godzinie 19 do soboru na placu Litewskim przyszedł ojciec Łarisy z dwoma świadkami, którzy potwierdzili poród noworodka rodzaju żeńskiego. Dzieciątku udzielono błogosławieństwa i nadano imię Łarisy męczennicy. Świadkami byli i dokument wraz z ojcem dziewczynki podpisali: zamieszkały w Częstochowie 33-letni rotmistrz Michaił Szeremietiew i 39-letni wykładowca Włodzimierz Juliewicz von Branke, o którym byśmy dziś powiedzieli, że był kolegą z pracy ojca Łarisy.
Reisner i Branke wykładali w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Puławach, które wówczas nazywały się Nową Aleksandrią.

- Wymieniony jako świadek Włodzimierz von Branke pochodził ze zruszczonej rodziny niemieckiej. Studiował w Moskwie, a między 1884 a 1905 rokiem wykładał hodowlę i urządzanie lasów w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Puławach. Przedmiotem jego zainteresowań były grzybice roślinności leśnej. Natomiast ojciec Łarisy był prawnikiem, który do Puław trafił na dwa lata przed narodzinami córki. Przez cztery lata był tu wykładowcą przedmiotów prawnych. Niestety, w naszych archiwach nie zachowały się żadne dokumenty czy pamiątki po Reisnerze. Z tamtych czasów mamy kilka fotografii pokazujących ówczesnych studentów. Może są wśród nich także ci, którzy chodzili na zajęcia do Michaiła Reisnera - mówi Robert Stochmal, pracownik Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa - Państwowego Instytutu Badawczego w Puławach, autor projektu historycznego Dawne Puławy.

- Latem 1892 roku ojciec Łarisy dostał przydział do lubelskiego sądu okręgowego, jako kandydat na stanowisko. Ale wówczas otrzymanie stanowiska urzędnika nie było proste. Zdarzało się, że ludzie kilkanaście miesięcy pracowali jako wolontariusze. W Lublinie od 1885 roku mieszkał ojciec Michaiła Reisnera. Żyła tu jego babcia Olga z ze strony mamy - wyliczają autorzy „Naznaczonych” pytani, skąd w Lublinie wzięła się rodzina Reisnerów.

- Carskie imperium to było państwo-olbrzym. Ze względu na tabelę rang, wprowadzoną jeszcze przez Piotra I, zarządzanie tak rozległymi obszarami oparte było o kadry biurokratyczne. W ramach utrwalonego systemu awans wiązał się ze zmianą miejsca zamieszkania. Przez cały XIX wiek i początek XX nie tylko żołnierze, ale i kadra administracyjna, wykładowcy akademiccy, lekarze, nauczyciele, którzy zamierzali piąć się po szczeblach kariery, prędzej czy później musieli liczyć się ze zmianą miejsca zamieszkania, niekiedy przenosząc się o tysiące wiorst. Ojciec Reisner w końcu otrzymał pracę ale w Puławach i regularnie przyjeżdżał do Lublina.

Los Michaiła Reisnera jest przykładem typowego losu carskiego poddanego zmieniającego miejsca - najpierw z powodu kariery ojca (dlatego studiował w Warszawie), a potem własnej.

Jak piszą Goworscy w rozdziale poświęconym Łarisie, Reisnerowie z niespełna dwuletnią córką zostali przez władze nowoaleksandryjskiego instytutu wysłani do Niemiec. Później wylądowali w Tomsku na Syberii. Stamtąd Michaił dostał delegację do Francji i znów Niemiec.
­

Dla niego był to rodzaj zesłania, ale dla córki i jej młodszego o dwa lata brata pobyt stał się najlepszą szkołą, jaką mogli sobie wymarzyć. To na emigracji Reisner związał się z frakcją bolszewicką rosyjskiej socjaldemokracji i stale był w rozjazdach związanych z robotą partyjną. Żona mieszkała z dziećmi najpierw w Paryżu, a później w Berlinie - relacjonują losy rodziny lublinianki autorzy „Naznaczonych”.

Reisnerowie wrócili do Rosji a dokładnie do Petersburga, gdy Łarisa miała dwanaście lat. Zamieszkali w kamienicy przy ulicy Bolszaja Zielenina 28 za Twierdzą Pietropawłowską.

Ale Lublin, choć byli tu stosunkowo krótko, musiał się w rodzinnych opowieściach często przewijać.

Biografowie rewolucjonistki przywołują list, jaki 27-letnia Łarisa napisała do rodziców. Wspomina w nim zapewnie zasłyszaną rodzinną historię o tym jak mama w starej, poszarpanej sukience spacerowała dzień przed jej narodzinami pod palczastymi sosnami, w ciemnym miejskim ogrodzie.

Ten ciemny miejski ogród to nic innego jak założony przez gubernialnego inżyniera Feliksa Bieczyńskiego Ogród Saski. W 1895 roku miał już blisko 50 lat, o wiele większą przestrzeń i więcej roślin niż my to znamy. Falisty teren porastało kilka tysięcy drzew i krzewów (w pierwszym roku wysadzono ich 4400) a chroniło je murowane ogrodzenie. Ustawione z myślą o mieszkańcach sąsiedniej Wieniawy i żołnierzach stacjonujących w koszarach świętokrzyskich.

Łarisa urodziła się już pod koniec niemal stuletniej rosyjskiej historii Lublina. Jeśli przyjmiemy, że trwała ona od 1815 roku, gdy miasto zajęły carskie wojska, a zakończyła w 1915 ewakuacją władz carskich i wyjazdem wielu prawosławnych mieszkańców w głąb Rosji.

Po jakim Lublinie chodziła spodziewająca się dziecka Jekatierina Aleksandrowna Reisner? Co widział noszony na rekach albo jadący w wózku bobas?

Najważniejszym miejscem rosyjskiego Lublina był plac Litewski. Korzystamy z budynków, które wtedy były siedzibą Rządu Gubernialnego (psychologia UMCS) i pałacu gubernatora (politologia UMCS) w którym działała kancelaria, drukarnia rządowa i redakcja „Lubelskich Wiadomości Gubernialnych”, które zaczęły się ukazywać w roku w którym urodziła się Łarisa.

Przed pałacem był ogrodzony drewnianym parkanem ogród, w którym był pomnik Unii Lubelskiej. A na środku placu stał sobór w stylu moskiewsko-bizantyjskim. Dziś to sobie trudno wyobrazić, ale nad Centrum Kultury, które wówczas miało adres ul. Szpitalnej, też górowały charakterystyczne cebule. Z kaplicy zrobiono cerkiew, a z klasztoru wojskowy lazaret. Cerkwią był kościół przy ul. Zielonej, kolejna stała tam gdzie dziś - przy ul. Ruskiej. Później, w czasach gdy Reisnerowie wracali z zachodu do Rosji, jako cerkiew powstał dzisiejszy kościół garnizonowy.

Życie carskiego Lublina na wysokości Ogrodu Saskiego z cywilnego zmieniało się w skoszarowane. Kawał naszego śródmieścia nosił nazwę Obozu Zachodniego.

Tam, gdzie mamy Ratusz, za czasów Łarisy był Klub Rosyjski w który zamieniono dawną resursę lubelską. Pocztę postawiono w stylu petersburskiego empire, podobnie jak Bank Państwa na rogu Krakowskiego Przedmieścia i ul. 3 Maja. Ale w czasie gdy niemowlak Reisnerów oglądał Lublin, stała tam jeszcze Komora Celna. Ulica Cmentarna (nasza Lipowa) nie była jeszcze uregulowana, właśnie wytyczono ulicę Hipoteczną, a Sądowa jeszcze pachniała nowością. Podobnie jak nowa ulica gubernatora Liszyna, zwana później Gubernatorską, a teraz Kościuszki.

Wodociągi były w powijakach, nie było kanalizacji, ze śródmieścia na dworzec jeździło się dorożką. Stał już teatr przy ul. Namiestnikowskiej (ul. Narutowicza), ale inżynier Marian Lutosławski jeszcze nawet nie założył biura techniczno-projektowego i o ozdobnym moście na Bystrzycy nawet nie myślał.
Ale patrząc na „Płan goroda Lublina”, który sporządzono na trzy lata przed przyjściem Łarysy na świat, czyli w 1892 roku, widzimy znajome miasto.

Życiorys Łarisy miał prawo skusić dramaturga Wsiewołoda Wiszniewskiego i filmowca Samsona Samsonowa. Goworscy w swojej książce przypominają plotki sprzed stu lat o tym, jak Reisner razem z marynarzami z „Aurory” miała wpaść do Pałacu Zimowego i carskim diamentem wyryć swoje imię na wielkim lustrze. Albo ubrana w carskie futra rozbijać się po Piotrogrodzie rządowym autem.

Na pewno odpowiedziała na apel Lenina do intelektualistów, aby wsparli nową władzę w ratowaniu skarbów narodowych. Miała się zareklamować: umiem jeździć konno, mogę być zwiadowcą, umiem pisać, mogę przygotowywać korespondencję z frontu, jeśli trzeba, mogę umrzeć...

Pracowała w Ermitażu przy inwentaryzacji. Jako korespondentka, wyjeżdżała do miejsc, gdzie czerwoni walczyli z białymi i pisała reportaże. Zabójczo przystojny marynarz, słuchacz wojskowej szkoły morskiej i potajemny agitator bolszewicki Fiodor Raskolnikow został jej mężem. Przeżywała niebezpieczne przygody, uciekała w przebraniach pokojówki lub „zwykłej baby”.

Dużo podróżowała. Była ambasadorem Kraju Rad w Afganistanie. Rzuciła Raskolnikowa i wróciła do Związku Radzieckiego. Miała romans z Karolem Radkiem, zaufanym Lenina bolszewickim politykiem i publicystą. Pojechała z nim do Niemiec, wywołać tam rewolucję. Jadła śnieg, piła z kałuży, kąpała się w lodowatych górskich rzekach, a zabiło ją... mleko zakażone bakteriami tyfusu, które wykorzystano do zrobienia ciastek. Zmarła mając niewiele ponad 30 lat.

W sieci można kupić przetłumaczone i wydane w latach PRL jej książki.

- Czy Lublin powinien się do niej przyznawać? To chyba najważniejsze pytanie. Sami nie wiemy i sami siebie pytamy. My pokazujemy, nie oceniamy - tłumaczą Marta-Panas Goworska i Andrzej Gorowski pytani czy powinniśmy pamiętać o Łarisie. - Byli Rosjanie częścią naszej lubelskiej historii? No byli. To pokażmy to. Z resztą, tak uczył mnie tata (prof. Władysław Panas - przy. aut.). Stawiajmy świeczki na cmentarzu przy Lipowej i tym ruskim urzędnikom, ich żonom i dzieciom... - dodaje Marta Panas-Goworska.

Korzystałam z: Henryk Gawarecki - „O dawnym Lublinie”, Adam Kopciowski - „Rosyjski Lublin, czyli część wypartej historii miasta”, Natalia Przesmycka - „Lublin. Przeobrażenia urbanistyczne 1815 - 1939”

Marta Panas-Goworska i Andrzej Goworski

Małżeńsko-pisarski duet. Interesują się kulturą i historią krajów Europy Środkowo-Wschodniej oraz Rosji. Ona śledzi internacjonalistyczne związki między namiętnością a zbrodnią, on - podąża ścieżkami historii medycyny. Publikowali m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, „Nowej Europie Wschodniej”, „National Geographic”, „Polityce”, regularnie współpracują z „Akcentem”. „Naznaczeni przez rewolucję bolszewików” to ich trzeci tytuł, wcześniej byli „Naukowcy spod czerwonej gwiazdy” (PWN, Warszawa 2016) oraz „Grażdanin N.N.” (PWN, Warszawa 2017).

Na 24 lutego Teatr Dramatyczny im. Juliusza Osterwy przygotował premierę sztuki „Optymistyczna tragedia” w reżyserii młodego, debiutującego w Lublinie Jerzego Zegalskiego. Był rok 1961, a datę premiery wybrano specjalnie tak, by wypadała w rocznicę powstania Armii Radzieckiej. Sztukę, określaną wówczas jako klasykę radzieckiej literatury dramatycznej, napisał na początku lat 30. ubiegłego wieku dramaturg rewolucji Wsiewołod Wiszniewski.

„Optymistyczną tragedię” streścić można tak: jest rok 1917, na zlecenie Komitetu Centralnego partii do oddziału morskiego zostaje skierowana specjalna pani komisarz. Ma za zadanie uczynić z marynarzy-anarchistów bojowników oddanych sprawie rewolucji.

W obsadzie lubelska publiczność oklaskiwała - a recenzenci chwalili - Stanisława Mikulskiego. W głównej roli kobiecej - pani komisarz - wystąpiła mniej chwalona Wanda Węsław.

Kilka lat później na ekrany kin wszedł dramat wojenny produkcji ZSRR pod tym samym tytułem. Film będący ekranizacją sztuki Wiszniewskiego nakręcił Samson Samsonow. Filmowa pani komisarz ma krótko obcięte włosy, nosi skórzaną kurtkę bolszewickiego politruka i czekisty oraz browninga za pasem. Kiedy marynarze, zamiast słuchać jej agitacyjnego przemówienia zaczynają się do niej dobierać i chcą ją zgwałcić, bohaterka z zimną krwią zabija jednego z nich. „Kto jeszcze chciałby spróbować komisarskiego ciała?!” - pyta.

To ukazująca się właśnie w księgarniach opowieść o pięciu mężczyznach i czterech kobietach, uczestnikach i świadkach wydarzeń z lat 1917-1921. Dziewięć biografii połączonych wspólnym mianownikiem czerwonej rewolucji i jej skutków. Znajdziemy tutaj historie Michaiła Tuchaczewskiego, dowódcy frontu zachodniego i wielkiego przegranego w Bitwie Warszawskiej (1920); Isaaka Babla, dziennikarza i czekisty, autora Armii Konnej, zbioru opowiadań demaskującego bolszewików; Anatolija Łunaczarskiego, filozofa postulującego zniesienie instytucji rodziny, czy Sergiusza Prokofiewa, kompozytora, który uciekł przed rewolucją aż za ocean, ale ostatecznie wrócił do ZSRR.

Znajdziemy też bohatera obozu białych - Aleksandra Kołczaka postać barwną i tragiczną. Są i kobiety. Jest Marija Boczkariowa, żołnierka dowodząca żeńskim batalionem, zamordowana przez czerwonych za odmowę przejścia na ich stronę; poetka Marina Cwietajewa, której Październik zabrał niemal wszystko; Aleksandra Ekster, artystka awangardowa, autorka projektu munduru galowego Armii Czerwonej i nasza bohaterka Łarisa Reisner. Wydawnictwo Editio (Helion).

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama