Rozmowa z Ewą Nowak, autorką powieści dla młodzieży
• Zajmuje się pani najtrudniejszym, w mojej ocenie, gatunkiem literackim: pisze pani powieści dla młodzieży. Czy to był świadomy wybór, czy po prostu „tak wyszło”?
- Świadomy wybór. Młody człowiek, noszący w sobie wielką tajemnicę - czy wyrośnie z niego dżdżownica czy orzeł - jest dla mnie fascynujący. Do tego dochodzi prawo pierwszych połączeń. Wszystko, co przytrafia się nam po raz pierwszy, rzeźbi w nas drogę, którą chętnie idziemy potem już cały czas, spodziewając się tego, co poznaliśmy. Dlatego tak ważne jest, żeby we wszystkich obszarach życia pierwsze doświadczenia były pozytywne, a jeśli nie są, to żeby je skutecznie „odczynić”.
• Nic nie zmieniło się w ostatnich latach tak bardzo, jak forma komunikacji młodych ludzi: mamy przekaz uproszczony, obrazkowy, skrótowy. Jak się do tego ma tradycyjna powieść?
- Wciąż jest czytana i ma się dobrze. Kto złapał bakcyla powieściowego, ten będzie czytał całe życie, a kto nie - cóż, jest tyle dróg przez życie... A co do tej skrótowości w komunikacji, to pokolenie sobie poradzi. O moim też mówiło się, że nie czytamy, nic nas nie obchodzi, nie znamy wojny i głodu, więc co w ogóle możemy wiedzieć i jak przeżyjemy. Na razie jeszcze nie czuję się ani tak stara, ani tak sfrustrowana rzeczywistością, żeby wchodzić w znaną od setek lat uliczkę dyżurnego załamywania rąk: „Jakie to dzisiejsze młode pokolenie jest straszne”.
• Nie brutalna sensacja, ale zwykłe, codzienne życie i problemy stare jak świat: miłość, przyjaźń, wyobcowanie, przemoc. To jest klimat pani książek. Młodzi ludzie chcą o tym czytać?
- Chyba tak. Powieści psychologiczne cieszą się niesłabnącą popularnością. Powieść to coś w rodzaju dziurki od klucza, przez którą można, bez poczucia winy, podglądać innych ludzi, a nawet zajrzeć im do głów. Dla tych, którzy interesują się światem wewnętrznym, to bezcenne. Ja sama jestem odbiorcą powieści psychologicznych. Nikt tak szczerze i do końca nie odsłoni ci siebie jak bohater literacki. To, moim zdaniem, powód dlaczego powieść psychologiczna wciąż jest czytana.
• A jacy są pani czytelnicy? O co pytają na spotkaniach? Utożsamiają się z pani bohaterami?
- Moi czytelnicy to ludzie, więc są ekstremalnie zróżnicowani nie tylko pod względem gustów literackich, ale pod każdym względem. Na spotkaniach pytają, jak powstała moja powieść i jak napisać własną - chęć wyrażenia siebie poprzez sztukę jest dziś tak samo wielka jak zawsze. Oczywiście, że utożsamiają się z bohaterami, inaczej nikt by moich powieści nie czytał. Jeśli nie ma utożsamienia - nie ma zainteresowania. Jeśli poczuję, że mam dużo wspólnego z bohaterem, jego losy są dla mnie ważne i ciekawe. Ja również wolę więc czytać o ludziach, z którymi mam cokolwiek wspólnego, niż o takich, których absolutnie nie rozumiem i nie wiem, o co im w życiu chodzi.
• Jest w pani książkach coś z klimatu Krystyny Siesickiej czy Małgorzaty Musierowicz - dobro, ciepło, rodzina. Sądzi pani, że współczesna młodzież odnajduje się w tym klimacie?
- Tak sądzę. Mnie interesuje funkcjonowanie nastolatka w rodzinie. Czasem tworzę ciepłe rodziny, a czasem nie. Jak to w życiu.
• Jest pani terapeutką, zna problemy młodych ludzi. Co dziś jest tym największym problemem?
- Nic się nie zmieniło od czasów Juliusza Cezara. Wszystkim doskwiera brak zrozumienia, akceptacji i ciepła. Nastolatek to nie jest jakiś dziwaczny twór - to po prostu człowiek.
• Wierzy pani w sprawczą moc literatury? Jeśli w książce „Bardzo biała wrona” pokazuje pani cienką granicę, która przebiega między miłością a psychopatyczną kontrolą, to sądzi pani, że pomoże to komuś uwolnić się z toksycznej relacji?
- Tak, głęboko w to wierzę. Mam nadzieję, że pokazałam wyraźnie sygnały toksycznej relacji w związku młodzieżowym i to uchroni wiele młodych osób przez dramatem wykorzystania emocjonalnego czy seksualnego. Kiedy pisałam „Bardzo białą wronę” myślałam o sobie, czternastoletniej Ewuni, która by taką powieść przeczytała i nie musiała potem przez rozmaitych chłopców-socjopatów wylewać Bałtyku łez. Chcę, żeby dziewczyny wiedziały, że jeden taki sygnał i trzeba uciekać. Nie pomagać, nie współczuć, nie wychowywać i nie zmieniać, tylko zmykać. Wdrukowywanie młodym ludziom, że mają o własnych siłach walczyć ze złem, to pedagogiczne szaleństwo. Od zła trzeba uciekać i tego powinniśmy uczyć dzieci.
• Dzieci czy rodzice? Kto chętniej sięga po pani książki? I czy ich odbiór różni się od siebie?
- Z wykształcenia jestem pedagogiem-terapeutą, więc dla mnie to, co powiedział Janusz Korczak, jest święte: „Nie ma dzieci, są ludzie”. Odbiór moich powieści na pewno jest bardzo różny, bo trafiam do różnych głów, ale nie sądzę, że akurat wiek jest największym czynnikiem dzielącym ludzi. To raczej wrażliwość i inteligencja. Wielu dorosłych czyta moje powieści i często dostaję informacje, że moja powieść pomogła przypomnieć sobie, jak to jest być młodym, rozerwanym między świat wartości domowych i szkolnych, między potrzebę akceptacji i samookreślenia, między chłopaka a koleżanki, między ambicje a strach przed sukcesem. Szybko zapominamy, jakie orkany przetaczały się przez nasze serca jeszcze kilkanaście lat temu. Wielu dorosłych wciąż ma jednak kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem i chętnie czyta moje powieści. Nauczyciele czasem wręcz składają mi zamówienia na tematy, bo w szkole jest jakiś problem i potrzebują powieściowego pretekstu do rozmowy z młodzieżą.
• Czy młody człowiek to wdzięczny czytelnik?
- Bardzo. Nie pogubi się nawet, jeśli w powieści jest trzydziestu bohaterów. Niczego nie przeoczy, lubi sam wyciągać wnioski, doceni humor i złożoną psychologicznie fabułę. Aż chce się pisać.
Rozmowa z Ewą Nowak, autorką powieści dla młodzieży
• Zajmuje się pani najtrudniejszym, w mojej ocenie, gatunkiem literackim: pisze pani powieści dla młodzieży. Czy to był świadomy wybór, czy po prostu „tak wyszło”?
- Świadomy wybór. Młody człowiek, noszący w sobie wielką tajemnicę - czy wyrośnie z niego dżdżownica czy orzeł - jest dla mnie fascynujący. Do tego dochodzi prawo pierwszych połączeń. Wszystko, co przytrafia się nam po raz pierwszy, rzeźbi w nas drogę, którą chętnie idziemy potem już cały czas, spodziewając się tego, co poznaliśmy. Dlatego tak ważne jest, żeby we wszystkich obszarach życia pierwsze doświadczenia były pozytywne, a jeśli nie są, to żeby je skutecznie „odczynić”.
• Nic nie zmieniło się w ostatnich latach tak bardzo, jak forma komunikacji młodych ludzi: mamy przekaz uproszczony, obrazkowy, skrótowy. Jak się do tego ma tradycyjna powieść?
- Wciąż jest czyta
polska pisarka, pedagog terapeuta, publicystka. Urodzona w 1966 roku w Warszawie, ukończyła Wyższą Szkołę Pedagogiki Specjalnej (obecnie Akademia Pedagogiki Specjalnej) im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Współpracuje z pismami „Cogito”, „Victor Gimnazjalista”, „Victor Junior”, „Trzynastka”, „Sens”. W 2002 roku ukazała się jej pierwsza powieść: „Wszystko, tylko nie mięta”. Obecnie na rynku jest kilkadziesiąt powieści autorki dla młodzieży.













Komentarze