Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Hala sportowa przy ul. Lubartowskiej pękała w szwach. To było święto

Te mecze przez kilka lat ściągały do lubelskich hal tłumy kibiców. Po jednej stronie boiska rozgrzewali się koszykarze Lublinianki, po drugiej Startu. Potem był mecz. I nie były to spotkania towarzyskie, tylko derby w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Hala sportowa przy ul. Lubartowskiej pękała w szwach. To było święto
Mecz wspomnień z 1992 roku w hali MOSiR, drużyna Lublinianki: od lewej Jan Krzesiak, Władysław Brzozowski, Janusz Florczak, Edward Ignerski, Adam Chowaniec, Zdzisłąw Szabała, Roman Szczuka, Grzegorz Wallner, Karol Rachowski, Andrzej Kasprzak i Roman Waseńczuk

Autor: Jacek Mirosław

Regularne mecze derbowe między koszykarzami Startu i Lublinianki rozpoczęły się w lutym 1966 r. Na Wieniawie, w klubowym pawilonie wojskowego klubu w pierwszych, historycznych derbach lepsi okazali się czerwono-czarni wygrywając 57:54. Najwięcej punktów zdobyli wówczas: Jan Jargiełło (Start) - 24 oraz Waldemar Kozak (Lublinianka) - 22. W rewanżu, w hali Koziołek przy ul. Lubartowskiej, Start ponownie nieznacznie wygrał 68:66.

W rękawiczkach

Podczas derbowych meczów wysłużona hala przy ul. Lubartowskiej pękała w szwach. Koszykarze odwdzięczali się świetną grą, choć nieraz przyszło im trenować i występować w warunkach często spartańskich. Bywało, że zimą rozgrzewali się w rękawiczkach. Hala nie była arcydziełem budowlanym; podczas rozgrzewki - było to w latach 60. - od komina oderwał się kawałek sadzy i wylądował na środku boiska.

Wiele innych miast z zazdrością patrzyło wtedy na Lublin, który przez kilka sezonów miał dwa zespoły w ekstraklasie. Co ciekawe, większość zawodników to byli rodowici lublinianie. Przez wiele lat obydwa kluby opierały grę na swoich wychowankach. To inni „podbierali” nam zawodników. Wybrzeże Gdańsk skusiło z czasem np. skrzydłowego Startu Jana Jargiełłę. Kilka lat później jego śladem podążył Bogdan Lecyk. Śląskowi Wrocław udało się namówić do gry u nich Waldemara Kozaka z Lublinianki. Gdy wrocławianie przyjechali na mecz do Lublina w barwach Śląska, to każdy kontakt Kozaka z piłką wywoływał przeraźliwe gwizdy na trybunach.

Nie było dogrywki

W historii piętnastu derbowych spotkań w pierwszej lidze, Start wygrał dziewięć razy. Do końca 1975 r. w tych meczach był remis 5:5. Przewaga Startu zbiegła się z zakończeniem kariery przez takich koszykarzy wojskowego klubu jak Andrzej Kasprzak, Waldemar Kozak, Władysław Brzozowski czy Bogdan Lecyk. W Starcie z kolei brylował Wojciech Krzykała, Ireneusz Mulak.

– Pamiętam derby z 1974 r. – opowiada Jerzy Żytkowski, były koszykarz Startu. – To było niesamowite przeżycie. Już na godzinę przed meczem nie było ani jednego wolnego miejsca na hali. Wtedy byliśmy wyżej w tabeli, ale Lublinianka miała i Kasprzaka, i Brzozowskiego i Plebanka. To były nazwiska. Sprawiliśmy wtedy niespodziankę i wygraliśmy z nimi dwoma punktami. W końcówce, najpierw Piotrowski rzucił celnie osobiste i wyszliśmy na prowadzenie, ale równo z syreną trafił Plebanek. Sędziowie jednak nie uznali kosza i nie było dogrywki. Kibice Lublinianki długo jeszcze po meczu protestowali, domagając się dogrywki.

Regularne mecze derbowe między koszykarzami Startu i Lublinianki rozpoczęły się w lutym 1966 r. Na Wieniawie, w klubowym pawilonie wojskowego klubu w pierwszych, historycznych derbach lepsi okazali się czerwono-czarni wygrywając 57:54. Najwięcej punktów zdobyli wówczas: Jan Jargiełło (Start) - 24 oraz Waldemar Kozak (Lublinianka) - 22. W rewanżu, w hali Koziołek przy ul. Lubartowskiej, Start ponownie nieznacznie wygrał 68:66.

W rękawiczkach

Podczas derbowych meczów wysłużona hala przy ul. Lubartowskiej pękała w szwach. Koszykarze odwdzięczali się świetną grą, choć nieraz przyszło im trenować i występować w warunkach często spartańskich. Bywało, że zimą rozgrzewali się w rękawiczkach. Hala nie była arcydziełem budowlanym; podczas rozgrzewki - było to w latach 60. - od komina oderwał się kawałek sadzy i wylądował na środku boiska.

Wiele innych miast z zazdrością patrzyło wtedy na Lublin, który przez kilka sezonów miał dwa zespoły w ekstraklasie. Co ciekawe, większość zawodników to byli rodowici lublinianie. Przez wiele lat obydwa kluby opierały grę na swoich wychowankach. To inni „podbierali” nam zawodników. Wybrzeże Gdańsk skusiło z czasem np. skrzydłowego Startu Jana Jargiełłę. Kilka lat później jego śladem podążył Bogdan Lecyk. Śląskowi Wrocław udało się namówić do gry u nich Waldemara Kozaka z Lublinianki. Gdy wrocławianie przyjechali na mecz do Lublina w barwach Śląska, to każdy kontakt Kozaka z piłką wywoływał przeraźliwe gwizdy na trybunach.

Marszałek pochwalił

A komu bardziej kibicowali widzowie? – Start dopiero zdobywał sobie publiczność. Lublinianka miała już swoją renomę. Derby Lublina były z pewnością dużym wydarzeniem. Nam też się udzielała ta atmosfera – wspomina Żytkowski. – Wprawdzie wszyscy byliśmy kolegami, ale na boisku każdy chciał się pokazać z jak najlepszej strony. To była jednak zdrowa rywalizacja. Może działacze trochę podkręcali klimat spotkania. A nam się to udzielało.

Koszykarzy Lublinianki do I ligi wprowadził Stanisław Dzierżak. Dziś emerytowany doktor medycyny. – Ja tych chłopaków trenowałem od dziecka – mówi. – Zdobyłem z nimi mistrzostwo Polski juniorów.

To nie jedyny sukces trenera Dzierżaka. Kilkadziesiąt lat temu - na spotkaniu działaczy wojskowych klubów z całej Polski - postawił się rosyjskiemu marszałkowi. Wtedy trzeba było mieć nie lada tupet...

– Ten marszałek stwierdził na spotkaniu, że w kraju mają się liczyć tylko trzy wojskowe kluby: Legia Warszawa, Zawisza Bydgoszcz i Śląsk Wrocław. Reszta klubów ma na nie pracować. Wtedy wstałem i powiedziałem, że w takim razie likwidujemy sekcję koszykówki w Lubliniance, skoro mamy pracować na innych. Dodałem przy tym, że to nie Legia ani Śląsk zdobyła tytuł mistrza Polski juniorów, tylko właśnie Lublinianka. Po zebraniu marszałek pochwalił mnie za odważną wypowiedź i zapowiedział, że od tej pory to inni będą pracować na Lubliniankę.

Milicjant i dwóch strażaków

Koszykówka w Lubliniance przetrwała na kolejne lata, a dzięki również dobrej postawie Startu, wkrótce obydwa lubelskie zespoły spotkały się razem na pierwszoligowym parkiecie.

– Ze Zdzichem Niedzielą (trener Startu - przyp. aut.) znałem się doskonale – dodaje dr Dzierżak. – Derby miały rzeczywiście niepowtarzalną atmosferę i zazwyczaj były bardzo zacięte. On tak samo grał głównie swoimi wychowankami. I Start, i my mieliśmy wyrównane składy. My mieliśmy dwukrotnego olimpijczyka: Andrzeja Kasprzaka, reprezentantów Polski: Waldemara Kozaka i Władysława Brzozowskiego. W Starcie grał z kolei też kadrowicz i przyszły olimpijczyk: Irek Mulak.

Koszykarskie święto, jakim były derby przebiegały jednak spokojnie. – Nigdy nie było żadnych ekscesów czy burd jak na meczach piłkarskich – podkreśla Andrzej Frączkowski, były wieloletni dyrektor Startu.

– Zawodnicy i działacze znali się od lat i nawet w takich meczach jak derby, które wyzwalają zawsze dodatkową adrenalinę i na boisku, i na trybunach było zawsze głośno, ale fair play.

Mecze ochraniał zazwyczaj jeden milicjant i dwóch strażaków. Przez kilka sezonów porządku w hali MOSiR pilnował również etatowy funkcjonariusz ORMO.

Ostatni mecz ligowy koszykarze Lublinianki zagrali w 1981 r. Start Lublin od sezonu 2014/2015 występuje w Tauron Basket Liga.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama