– Skorzystałem z okazji. Miałem wyjechać z reprezentacją Polski do Colorado Spring. Z kraju wyleciałem jednak kilka dni wcześniej. Wylądowałem u mojego brata w Chicago. Nie chciałem dłużej bawić się w zapasy, w których musiałbym klepać biedę – wyjaśnia motywy swojej decyzji Adam Maciejewski.
Pierwsza siłownia
W kraju pozostawił rodziców, którzy mocno wspierali go w karierze sportowej.
– Ojciec był zawodowym żołnierzem. Zawsze chciałem mu zaimponować, dlatego starałem się popisywać przy nim swoją siłą. Tata mnie dopingował do pracy nad sobą. Z jednostki przynosił mi wojskowe ciężarki czy ruskie sprężyny do rozciągania. To była moja pierwsza siłownia – wspomina Maciejewski.
W Stanach jego największym przyjacielem stał się Keith Hackney, legenda MMA.
– Pamiętałem go z kaset, które oglądałem w USA i nie wierzyłem, że ktoś taki chce ze mną pracować – tłumaczy.
Maciejewski rzucił się w wir treningów i już po kilku miesiącach po raz pierwszy wszedł do klatki. Rywalem był Sam \"Alaska Assassin” Hoger, dla którego była to trzecia walka w zawodowej karierze.
– On wywodził się z brazylijskiego jiu-jitsu. Położyłem go na deski, ale udało mu się wstać. Później założył mi trójkąt nogami i musiałem się poddać. Nie zdążyłem przetrenować sposobu wyjścia z tej pułapki – wyjaśnia kraśniczanin.
Trening i praca
Porażka ostudziła rozgrzaną głowę Maciejewskiego. Polak skupił się na ciężkim treningu, który jednak musiał łączyć z pracą.
– Harowałem na budowie, a wieczorem chodziłem ćwiczyć MMA. To był piekielnie trudny okres, ale dzięki temu teraz mogę spokojnie utrzymywać się z tego sportu. Uprawianie go w USA jest dużo łatwiejsze niż w Polsce. W Chicago odżywki czy wynajęcie siłowni jest tańsze niż w Polsce. W USA walki są jednak dużo bardziej brutalne. Nawet poddania są coraz bardziej dramatyczne, a przegrani padają na ziemię nieprzytomni – przyznaje.
Wieść o zdolnym Polaku z Chicago zaczęła szybko roznosić się po całej Ameryce, a Maciejewski otrzymywał coraz to ciekawsze propozycje. Rosły również jego zarobki. – Najlepsi dostają od kilku do kilkudziesięciu tysięcy dolarów za walkę. Ja swoich honorariów nie chcę zdradzać – tłumaczy krótko.
Piekło
Jedną z najbardziej pamiętnych walk w karierze Maciejewskiego było starcie z Markiem Burchem w Indianie.
– To było prawdziwe piekło. Walczyliśmy przez pełne trzy rundy. Zwycięzcę musieli wskazać sędziowie, którzy stwierdzili, że lepszy był Burch. Gdyby to starcie odbyło się w Chicago, to rezultat byłby pewnie inny. Popełniłem w tej walce kilka błędów. Ten najpoważniejszy polegał na zlekceważeniu rywala. Dostałem za swoje i później przez kilka dni wyłem z bólu. Doszło do tego, że nie mogłem się spokojnie położyć do łóżka.
Ten pojedynek był dla niego znakomitą okazją do zebrania doświadczenia. – Teraz jest już zupełnie innym fighterem. Przed walką staram się być na tzw. czujce. Ostatnie kilka minut to przypominanie sobie odpowiednich technik oraz planu na pokonanie przeciwnika. Wszystko służy temu, żeby wygrać. Nienawidzę porażek, choć umiem sobie z nimi radzić. Łatwiej jest je znieść, jeżeli ma się świadomość, że dało się z siebie wszystko. A ja przecież zawsze idę na całość.
Jeden z najlepszych
W ostatnich miesiącach Maciejewski stara się otworzyć na polski rynek. Jego debiut w naszym kraju miał nastąpić podczas gali Fighters Arena 5 w Kraśniku, gdzie miał zmierzyć się z Andrzejem Koseckim. Plany pokrzyżowała mu jednak kontuzja kręgosłupa.
– Wyskoczył mi dysk. Myślałem, że to jest nerwoból i po środkach przeciwbólowych uraz zniknie. Nie udało się go zwalczyć, choć robiłem, co w mojej mocy. Z każdym dniem czułem się znacznie gorzej, dlatego musiałem odpuścić sobie występ w moim rodzinnym mieście. Za rok jednak tu wrócę – zapowiada.
– Uważam, że Andrzej to jeden z najlepszych fighterów w naszym kraju. W wadze ciężkiej nie ma zbyt wielu dobrych Polaków reprezentujących przyzwoity poziom. Andrzej bił się z ludźmi walczącymi w UFC, czyli najlepszej federacji świata – twierdzi Jacek Sarna, menedżer zawodnika.
Sen
Maciejewski był już blisko podpisania kontraktu z Bellatorem, jedną z najlepszych na świecie federacji. Miał to zrobić po pokonaniu Miodraga Petkovicha. W ostatniej chwili pojedynek nie doszedł do skutku, bo Chorwat wycofał się z walki, tłumacząc się kontuzją. – Spartolił mi kontrakt. Wierzę jednak, że w końcu podpiszę umowę z Bellatorem – dodaje Maciejewski.
I wtedy do końca spełni się amerykański sen chłopaka z Kraśnika. – Niezależnie od tego, on już się ziścił. Zawsze kochałem walkę, a teraz mogę dzięki MMA spokojnie utrzymać się. Traktuję USA jak drugą ojczyznę. Nie żałuję, że wyjechałem.
Reklama
Adam Maciejewski: Amerykański sen chłopaka z Kraśnika
Kiedy Adam Maciejewski w 2000 r. wyemigrował do USA, wielu zastanawiało się, dlaczego podjął taką decyzję. W Polsce był wówczas mistrzem kraju w kategorii juniorów. Został też włączony do kadry olimpijskiej, której celem był dobry start w Igrzyskach Olimpijskich w Atenach.
- 08.02.2013 11:36

Reklama













Komentarze