Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Największa nadzieja lubelskiego pływania

Rozmowa z Janem Świtkowskim, pływakiem Skarpy Lublin.
Największa nadzieja lubelskiego pływania
Jan Świtkowski (Maciej Kaczanowski)
• Czy już czuje się pan największą nadzieją lubelskiego pływania?
– Nie, bo w naszym mieście jest wielu zdolnych pływaków. Najlepszych zawodnikiem w województwie lubelskim jest Konrad Czerniak i na razie nie mogę się z nim porównywać. On osiągał duże sukcesy na arenie międzynarodowej. Tymczasem ja wygrywałem przede wszystkim w kraju.

• Ale od porównań z Czerniakiem uciec się nie da...
– Wiem i jest to dla mnie bardzo nobilitujące. Czerniak wprawdzie zawiódł na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, ale wierzę, że będzie jeszcze szybko pływał. Jestem przekonany, że podczas Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro będzie należał do czołowych zawodników. Wracając do porównywania mnie z Czerniakiem, to nie będę miał nic przeciwko, jeżeli podążę podobną drogą do niego.

• Podobnie jak on wyjedzie pan trenować poza Polską?
– Tej decyzji jeszcze nie podjąłem. Jeżeli zdecyduję się na pozostanie w Lublinie, to jestem przekonany, że Skarpa wspólnie z miastem zapewnią mi odpowiednie warunki do treningów. W Lublinie nie ma jednak basenu pięćdziesięciometrowego. To duży problem, bo na takim odbywają się Igrzyska Olimpijskie. Pływanie na krótkim basenie to mniej więcej tak, jak granie w piłkę nożną na otwartym powietrzu i w hali..

• Kiedy mały Jaś Świtkowski pierwszy raz przyszedł na basen, to niewielu wierzyło, że wróci on jeszcze na pływalnię...
– Rzeczywiście. Ja wprawdzie tego nie pamiętam, ale moja mama opowiadała mi, że nie chciałem wracać na basen. Najbardziej przeszkadzała mi zimna woda i straszny tumult na pływalni.

• Ile razy w tygodniu zjawia się pan na basenie?
– Około dziesięciu razy. Dochodzą do tego trzy treningi na siłowni oraz zajęcia ogólnorozwojowe. Takie pływanie od ściany do ściany jest bardzo monotonne, ale woda jest moim żywiołem, dlatego nie nudzi mnie to. Kiedy trenuję, to jestem maksymalnie skoncentrowany na swoich ruchach i staram się utrzymywać wyznaczone tempo. W momencie dekoncentracji zaczynam mieć problem z właściwym liczeniem basenów. W wodzie nie ma miejsca na bujanie w obłokach.

• Największe sukcesy osiąga pan w stylu zmiennym. Czy zamierza pan w przyszłości wyspecjalizować się w jednym stylu?
– Nie, chcę być przede wszystkim specjalistą od stylu zmiennego. Mam do niego naturalne predyspozycje, więc nie widzę sensu, aby coś zmieniać. Lubię pływać też kraulem, dlatego w przyszłości pewnie będę startował również w tym stylu.

• Pana forma eksplodowała dopiero w 2012 roku?
– Rzeczywiście i mogę śmiało powiedzieć, że to był najlepszy sezon w mojej karierze W lecie miałem nieco problemów – przez trzy tygodnie byłem wyłączony z treningów z powodu choroby. Zima okazała się jednak wspaniała, bo zakwalifikowałem się na mistrzostwa świata seniorów na krótkim basenie w Stambule. W trzech konkurencjach zająłem miejsca w drugiej dziesiątce. Dodatkowo, miałem okazję płynąć w jednej serii z moim idolem, Ryanem Lochte. To pięciokrotny złoty medalista olimpijski.

• Była okazja, żeby z nim porozmawiać?
– Zamieniliśmy kilka słów. To bardzo otwarty człowiek. Autografu jednak od niego nie wziąłem. Przypuszczam, że będę miał jeszcze do tego okazję.

• W Stambule pojawiła się debiutancka trema?
– Ciężko powiedzieć. Przed mistrzostwami świata czułem się świetnie, ale dzień przed moim pierwszym startem byłem w fatalnym nastroju. Poszedłem na rozpływanie, a na nim nic mi nie wychodziło. Napisałem do mojego taty, który jest moim trenerem. To był dla mnie bardzo ważny moment, bo ojciec odesłał mi bardzo podbudowującego maila. Kiedy go przeczytałem, moja forma poszła zdecydowanie do góry.

• Jak reaguje pan na hasło Rio de Janeiro?
– Bardzo dobrze, bo chciałbym zdobyć medal na Igrzyskach Olimpijskich w 2016 r. To jednak niesamowicie odległa perspektywa. Najważniejszą sprawą jest uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej. Start w Brazylii będzie spełnieniem moich marzeń.

• W maju czeka pana jednak inny bardzo ważny start: egzamin maturalny.
– Nie czuję większych obaw, bo nigdy nie miałem problemów z nauką. Staram się łączyć treningi ze szkołą. Codziennie wstaje o piątej rano, aby na szóstą pójść na trening. Później idę do szkoły, a po lekcjach znowu gnam na basen. Pływacy nie mają łatwego życia, ale ja się do tego przywyczaiłem.
SYN W OCZACH OJCA

– Jasiek ma przede wszystkim talent do ciężkiej pracy. Opuszcza bardzo mało treningów i to powoduje, że może robić postępy w ekspresowym tempie. To m.in. dlatego w tak młodym wieku mógł wystąpić na mistrzostwach świata w Stambule. Uważam jednak, że mojego syna stać na jeszcze więcej – mówi Andrzej Świtkowski, trener. – Starałem się prowadzić Jaśka w inny sposób, niż jest to robione w Polsce. W młodych latach bardzo dużo pracowaliśmy nad wytrzymałością i techniką. Mamy jeszcze wiele do zrobienia, dlatego uważam, że najlepsze lata są jeszcze przed moim synem.

JAN ŚWITKOWSKI

To jedna z największych nadziei lubelskiego pływania. Najważniejszą imprezą w 2012 r. był dla niego start w mistrzostwach świata w Stambule, które odbywały się w połowie w grudnia. Lublinianin najlepiej spisał się na 200 m zmiennym, gdzie był jedenasty. Swoją klasę potwierdził również na mistrzostwach Polski na krótkim basenie w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie zdobył trzy medale – dwa złote i jeden srebrny.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama