Wcześniej podobne zadanie pełniła Kuchnia dla Żołnierzy Legionów mieszcząca się w szpitalu przy ul. Namiestnikowskiej 8. Gdy została zlikwidowana szukano innego miejsca. Wybór padł na karczmę stojącą na pustym placu przy wjeździe do miasta. Wtedy ulica Namiestnikowska 32 (dzisiejsza Narutowicza. Numer bez zmian). Podobne przybytki podobne powstawały także w innych miastach, w których funkcjonowały komisje werbunkowe Legionów. Prowadzone przez lokalnych społeczników były miejscem, w których żołnierze wyruszający na front, ale także wypisywani ze szpitala lub wracający z pola walki mogli posiedzieć, porozmawiać, posłuchać muzyki i przede wszystkim dobrze się najeść. W Lublinie Gospoda musiała zyskać akceptację władz austriackich. Jednym z warunków był zakaz wyszynku alkoholu.
Obiady i składki
Gospodę 31 grudnia 1915 roku uroczyście otwierał i święcił biskup legionowy, ks. Władysław Bandziurski, podkreślający, że działać ma „ku wygodzie polskiego żołnierza”.
Tylko w pierwszym roku działalności gospody wydano nieodpłatnie (ceny były wyjątkowo atrakcyjne) ponad 5 tys. śniadań, ok. 20 tys. obiadów i 10 tys. kolacji. Do tego doliczyć trzeba około tysiąca bezpłatnych posiłków. Kto i na jakich zasadach je otrzymywał, dziś już nie wiadomo.
Wiadomo, że Gospoda działała ze składek społecznych. Jednym z największych darczyńców był lubelski przedsiębiorca, Wacław Moritz. Przez cały okres działalności, do stycznia 1918 r., gdy została ostatecznie zlikwidowana, Gospoda otrzymała od darczyńców 88 tys. koron. Na potrzeby Legionistów wydano wszystko.
Skończyło się nawet na niewielkim, 500-koronowym debecie. Liczono jednak, że zostanie on pokryty ze sprzedaży mebli i wyposażenia lokalu. Do dziś nie zachowały się jednak dokumenty świadczące o tym, czy plany te udało się zrealizować.
Piłsudski zaśpiewał
Zresztą cała historia lubelskiej Gospody jest dziś niemal zupełnie zapomniana. A swego czasu znaczenie miała ogromne. Świadczy o tym najdobitniej to, że 26 kwietnia 1916 roku Józef Piłsudski zjadł tam śniadanie, spotkał się z żołnierzami, wypił herbatę (filiżanka, z której pił była własnością Julii Sekutowiczowej, gospodyni honorowej lokalu. Jeszcze przed II wojną światową była pokazywana na wystawie w rocznicę niepodległości. Był to ostatni raz, gdy ją widziano. Potem przepadła w mrokach wojny).
Piłsudski zaśpiewał też w Gospodzie z wojakami kilka piosenek. Potem poszedł na spotkanie z przedstawicielami PPS w Szkole Handlowej Żeńskiej. Przed wejściem i po wyjściu zrobiono mu zdjęcia. Na jednym, w głębi, po lewej widać Julia Sekutowicz, żonę późniejszego prezesa Sądu Apelacyjnego w Lublinie - Bolesława Sekutowicza.
Na innym ujęciu wykonanym tego samego dnia zdjęcie zbiorowe z Marszałkiem w asyście Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, Mieczysława Rysia-Trojanowskiego i dr Pawła Jankowskiego, prezesa Wydziału Narodowego Lubelskiego. Na innym kadrze znalazł się wiszący nad wejściem szyld ‚’Gospoda dla legionistów’’.
Piosenka o Gospodzie
Wiele zdjęć pochodzi z albumów Julii Sekutowiczowej. Dziś nikt nie wie, czy oprawione w skórę z metalowym orzełkiem na okładce albumiki Julii Sekutowiczowej, gospodyni honorowej leżały ogólnie dostępne przy wejściu do Gospody. A może dawano je do wpisu tylko stałym bywalcom? Ponieważ przez gospodę przewinęły się tysiące legionistów, a albumy są w bardzo dobrym stanie, być może dawano je tylko znaczniejszym gościom: literatom, malarzom, felietonistom. Świadczyć może o tym literacki charakter wpisów.
Dziś albumiki znajdują się w Muzeum Lubelskim. Leżą w archiwum czekając, aż ktoś wykorzysta je przygotowując jakąś wystawę lub jako materiał źródłowy do przygotowania książki lub artykułu historycznego. Kto po nie sięgnie znajdzie na pierwszej stronie „Piosenkę o Gospodzie” autorstwa Poraja napisaną 4 marca 1916 r. śpiewaną na melodię „Straszna bateria”. Dziś trudna do rozczytania, bo wiele z liter pisanych jest na wzór rosyjski.
„A nasza Gospoda w kurniku się mieści
Jest tam do oglądania garnitur niewieści
A nasz prezes nam wygląda na wielkiego pana
Wielkie buty, duży brzuszek i worek bociana
Drugi prezes każdy przyzna prawda oczywista
Z zucha miny i humoru istny legionista.
A kasjerka za swą tacą ma obyczaj brzydki
Z dumną miną zgłodniałemu wydaje swe kwitki
A mamusia nam gotuje kompoty na wety (deser - przyp. aut.)
Starą zupę, zimną kawę surowe kotlety
Miły dyżur jest w niedzielę a to z tej przyczyny
Że na porcję czekasz równe pół godziny
Jedna z Pań co to przychodzi tutaj na wizyty
Tym swój dyżur rozpoczyna, że je butersznity (kromki chleba lub bułki z masłem, wędliną lub serem - przyp. aut.)
Najmilsze są dyżury w piątki i we środy
Kiedy zamiast czarnej kawy podają ci wody
I w gospodzie wszystko idzie swoim własnym torem
W obiad katar rano pustki a flirty wieczorem
Jaki program jest zabawy wszyscy dobrze wiecie
Gra Bugajski, wszyscy tańczą, głupstwa plecie
Panny nas tu obsługują z nadzwyczajną wprawą
Zawsze mundur nam obleją zupa albo kawą.
A piękne lublinianki taki zwyczaj mają
Że na deser po obiedzie album podkładają”
Portrety legionistów
Na pozostałych stronach dzienniczków odnaleźć można mnóstwo zdjęć. Z samej lubelskiej Gospody nie ma wiele ujęć. Zdecydowana większość to portrety legionistów, którzy w niej gościli oraz zdjęcia i kartki z całej Lubelszczyzny. Większość bez opisu umożliwiającego dziś rozpoznanie uwiecznionych miejsc. Kilka podpisanych. Na jednym zniszczony kościół w Fajsławicach wybudowany w zaledwie 1915 r. Na innej poświęcenie krzyża na mogiłach bohaterów z roku 1831 w Grochowie. Zdjęcia Krasnegostawu po bitwie 1915 roku. Pogrzeb Legionisty na Wołyniu z ostatniej ofensywy Rosjan 10 sierpnia 1916. Otwarcie Rady Stanu w Warszawie 15 stycznia 1917 roku...
Arcyszkodliwa gospoda
Są też setki pamiątkowych stempli. Zielone, czerwone, niebieskie. Głównie okrągłe. Sklep 1. Pułku 1. Brygady W.P. Komenda stacyi zbornej Legionów Polskich Kowel. Komenda Placu Legionów Polskich Zakopane. Oficer Inspekcyjny C. i K. Komendy Grupy Legionów Polskich w Radomiu. I wiele innych.
Jest szkic przedstawiający Pałac Sobieskich (ul. Bernardyńska 13-15). Jest karykaturalny rysunek przedstawiający wychudzonego legionistę przed przyjazdem do Lublina i okrągłego uśmiechniętego wojaka po tygodniu odwiedzania gospody. Do tego podpis: „Gospoda” jest stanowczo arcyszkodliwą dla Sprawy Polskiej instytucją – żołnierza bowiem, który zakosztował wygód przez nią dostarczonych żadna siła w pole nie wypędzi. Z własnego doświadczenia wpisał (podpis nieczytelny).
Serdeczne podziękowania
I właśnie takie wpisy ogląda się najchętniej:
- Ja też nie odstępując od zwyczaju umieszczę swoje nazwisko na karcie albumu „Gospody” Leg. pol w dniu wyjazdu z Lublina - (podpis nieczytelny) 9 marca 1916
- W przejeździe przez Lublin byłem na posiłku w Gospodzie 27. I.
- Zacnym paniom z Gospody. „Naszym Zofiom Chrzanowskim” część i wdzięczność napisał ks. Cyryl Strzemecki, kapelan legionów Polskich przy komendzie grupy w Kazimierzchach Zakonu oo. Bernardynów 15.6.16
Jest dużo humoru i pięknych podziękowań:
- Och gdybym w tej chwili był analfabetą! Lub tenorem! Powstałyby pieśni bez słów... A to przed kolacją w „Gospodzie” najzabawniejsze. Czyż wy myślicie, że głodni publicyści mogą pisać do „pamiętników”. Dajcie lepiej zamiast grubego papieru grubą porcję mięsa, dużo kapusty i kromek chleba. Pamiętniki - to jak rzekł pewien bardzo mądry człowiek - Dajcie kolację! bo poprzedniego zdania dokończyć nie mogę.
- Do Lublina przyjechałem i „Gospodę” dziś poznałem i rój pięknych pań! Gospodyniom za ich trud i zabiegi pełne żmud my żołnierze musim nieść należącą paniom cześć!
- Po trudach i głodzie wielkiej defensywy Wołyńskiej najadłszy się do syta w Gospodzie Legionowej w Lublinie składamy serdeczne podziękowania za staro polską gościnność. Cześć! (pisownia oryginalna).
Znajdziemy także „zwykłe” wpisy do pamiętniczków. Ot, taki jak ten: „Herbowy nie uzna w mieszczaninie brata, jeśli nie widzi w tym zysku; Lecz chętnie się szlachcic z mieszczanką brata gdy szlachcic w strugach uścisku”. Opatrzony zasuszonymi chabrami i listkami, z których część już wykruszyła się.
Są i myśli patriotyczne: „Smutne Twoje dzieje o Polsko! Twoje dzieci się biją. A! Europa? Się śmieje” napisał Stanisław Garbowki
Wcześniej podobne zadanie pełniła Kuchnia dla Żołnierzy Legionów mieszcząca się w szpitalu przy ul. Namiestnikowskiej 8. Gdy została zlikwidowana szukano innego miejsca. Wybór padł na karczmę stojącą na pustym placu przy wjeździe do miasta. Wtedy ulica Namiestnikowska 32 (dzisiejsza Narutowicza. Numer bez zmian). Podobne przybytki podobne powstawały także w innych miastach, w których funkcjonowały komisje werbunkowe Legionów. Prowadzone przez lokalnych społeczników były miejscem, w których żołnierze wyruszający na front, ale także wypisywani ze szpitala lub wracający z pola walki mogli posiedzieć, porozmawiać, posłuchać muzyki i przede wszystkim dobrze się najeść. W Lublinie Gospoda musiała zyskać akceptację władz austriackich. Jednym z warunków był zakaz wyszynku alkoholu.
Obiady i składki
Gospodę 31 grudnia 1915 roku uroczyście otwierał i święcił biskup legionowy, ks. Władysław Bandziurski, podkreślający, że działać ma „ku wygodzie polskiego żołnierza”.
Tylko w pierwszym roku działalności gospody wydano nieodpłatnie (ceny były wyjątkowo atrakcyjne) ponad 5 tys. śniadań, ok. 20 tys. obiadów i 10 tys. kolacji. Do tego doliczyć trzeba około tysiąca bezpłatnych posiłków. Kto i na jakich zasadach je otrzymywał, dziś już nie wiadomo.














Komentarze