W sobotę pojawił się pan w Lublinie. Jaki był cel tej wizyty?
- Zostałem zaproszony przez Pro Fighter Muay Thai Lublin na seminarium. Pojawiło się na nim około pięćdziesięciu młodych ludzi, którzy chcieli pogłębić swoją wiedzę na temat muay thai. Seminarium zostało podzielone na dwie części. W pierwszej ćwiczyliśmy walkę z różnych dystansów. Zaczęliśmy od większej odległości, która jest charakterystyczna dla kick boxingu. Skończyliśmy natomiast na klinczu, który jest podstawowym elementem dla boksu tajskiego.
Jakie są najważniejsze zasady w muay thai?
- Muay thai jest jedną z najbardziej brutalnych sztuk walki. Boks tajski charakteryzuje się bardzo szeroką gamą dostępnego oręża. Można w nim robić prawie wszystko. Zabronione są tylko ciosy na kręgosłup i w krocze. Istotną częścią tego sportu jest walka w klinczu, w której niezwykle dużo uderza się łokciami i kolanami. To sport dla ludzi myślących. Tutaj typowy chuligan z ulicy ma niewielkie szanse i zazwyczaj przegra w konfrontacji z doświadczonym zawodnikiem. Wyróżnia nas również atmosfera w trakcie walk. Najciekawszą sprawą jest waikhru, czyli taniec, który trzeba wykonać przed walką. Służy on do zapoznania się z ringiem. Dodatkowo, w trakcie walk włączana jest muzyka, która dodatkowo motywuje zawodników do walki. Wraz z rozwojem pojedynku rośnie również tempo muzyki.
Ile czasu trwa pojedynek?
- Pięć rund po trzy minuty. Po każdej z nich jest minutowa przerwa. W Tajlandii czy na Wyspach Brytyjskich przerwy są dłuższe. Po części jest to wymuszone względami marketingowymi, a po części wymaganiami bukmacherów, którzy muszą zdążyć przyjąć zakłady. Sposób wyłaniania zwycięzcy jest identyczny, jak w zwykłym boksie. Można wygrać poprzez nokaut, poddanie przez sekundanta lub na punkty. Warto zaznaczyć, że każde unikanie walki jest surowo karane przez arbitrów. Wchodząc do ringu musisz być zdecydowany na walkę. Muay thai to bitwa na wyniszczenie.
Ma pan już 40 lat i jest blisko zakończenia kariery. Które ze swoich osiągnięć Mariusz Cieśliński uważa za najcenniejsze?
- Ciężko jest jednoznacznie to ocenić. Mam na swoim koncie sporo zwycięstw. Zdobyłem wiele tytułów w kick boxingu czy muay thai. Jednak najbardziej cenię sobie pierwszy tytuł mistrza Europy w kick boxingu, bo to była dla mnie trampolina do wielkiej kariery.
Sławę na całym świecie zyskał pan jednak dzięki pokonaniu w Nowym Jorku Tajlandczyka Faphimai\'ego Bunkerda...
- To było wspaniałe przeżycie, bo Bunkerd to legenda boksu tajskiego na świecie. Walka odbyła się w Nowym Jorku, a ja jechałem tam, jak na pożarcie. Pojedynek od samego początku ułożył się po mojej myśli. Bez przerwy miałem lekką przewagę, choć od drugiej rundy lekko krwawiłem, bo zderzyliśmy się głowami. Wygrałem, bo konsekwentnie realizowałem taktykę. Miałem unikać klinczu, w którym Tajlandczyk jest bardzo mocny. Z kolei walka w tak bliskim dystansie nie jest moją domeną. Oczywiście, znam podstawowe BHP, ale lepiej się czuję, kiedy rywal jest nieco dalej. Po zakończeniu pojedynku byłem wyczerpany, ale niezwykle szczęśliwy.
I znacznie bogatszy...
- Niekoniecznie. Byłem pretendentem, na którego stawiało niewiele osób. O pieniądzach jednak nie chcę zbyt dużo mówić.
Jest pan również trenerem Jarosława Hampela i Macieja Jankowskiego, żużlowych reprezentantów Polski.
- Pomiędzy boksem, a żużlem nie ma istotnej różnicy. Inna jest tylko arena pojedynku. Cel pozostaje niezmienny, zarówno bokser, jak i żużlowiec chce osiągnąć jak najlepszy wynik. Ściganie się na motorze jest, podobnie jak walka w ringu, sportem ekstremalnym. Pamiętajmy, że rywalizacja to nie tylko to, co widać gołym okiem. Jest to również starcie charakterów i osobowości. Zarówno Jarek, jak i Maciek są świetnie przygotowani do sezonu i jestem przekonany, że czeka ich niezwykle przyjemny rok. Jarek wielkie ściganie rozpoczyna już 23 marca, kiedy będzie walczył w Grand Prix Nowej Zelandii w Auckland.
Na czym polega magia żużlowego Grand Prix? Co roku przyciąga ono miliony fanów czarnego sportu.
- Grand Prix to wielkie ściganie się, w którym nie liczą się pieniądze. Te można zarobić w rozgrywkach ligowych. W Grand Prix liczy się prestiż. To starcie wybitnych zawodników, którym towarzyszy wspaniała otoczka. Myślę, że to sprawia, że Grand Prix przyciąga uwagę tylu ludzi.
* mistrz świata zawodowców muay thai federacja ISKA
* mistrz świata lowkick zawodowców ISKA
* mistrz świata savate
* mistrz Intercontinental Zawodowców WAKO PRO lowkick
* trzy złote medale na mistrzostwach świata WAKO
Muay thai. Bitwa na wyniszczenie
Rozmowa z Mariuszem Cieślińskim, mistrzem świata zawodowców w muay thai.
- 19.03.2013 17:03

Reklama













Komentarze