Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Porażka Polski z Ukrainą to jeszcze nie koniec

Porażka 1:3 z Ukrainą mocno ograniczyła szanse reprezentacji Polski na awans do mistrzostw świata, które za rok odbędą się w Brazylii. Cztery dni później kadrowicze częściowo się zrehabilitowali, ogrywając 5:0 San Marino, a Robert Lewandowski po 903 minutach strzelił wreszcie gola w meczu z orzełkiem na piersi
Porażka Polski z Ukrainą to jeszcze nie koniec
• Po takim meczu, jak 1:3 z Ukrainą, da się powiedzieć w ogóle cokolwiek dobrego o grze reprezentacji?

Robert Lewandowski: – Nie można powiedzieć, że nie mieliśmy dobrych sytuacji, bo stworzyliśmy ich dużo i to takie, gdzie można było strzelić bramkę przy odrobinie szczęścia. No, ale jak się dostaje jedną, drugą bramkę w ciągu dziesięciu minut, to jest ciężko. Później strzelamy kontaktowego gola. Wszystko zaczyna wyglądać dobrze, zaczynamy grać, stwarzać sytuację, mamy nadzieję, że wyrównany. Zamiast tego tracimy kolejną bramkę. Na pewno nam to jakoś skrzydła podcięło, ale staraliśmy się walczyć do końca. W drugiej połowie mieliśmy jedną sytuację stuprocentową. Gdybyśmy ją wykorzystali może byłoby inaczej, ale to takie gdybanie.

• Przespaliście początek meczu.

– Myślę, że nie wyszliśmy na boisko ospali. Byliśmy bardzo zmotywowani. Zastanawiam się, czy tej motywacji nie było za dużo. To nas zgubiło.

• Jak można w taki sposób, zupełnie bez agresji, stracić dwie bramki?

– Nie wiem, jak to się stało. Dwie bramki w przeciągu dziesięciu minut i to w takim stylu, to na pewno boli. Coś takiego nie powinno się nam przydarzyć.

• W ten sposób zwiększyliśmy szanse Ukrainy na awans, a własne mocno skomplikowaliśmy.
– Zgadza się. To jednak jeszcze nie koniec. Na pewno będziemy walczyli do końca. Tym bardziej, że przy odrobinie szczęścia ta sytuacja może się znowu odwróci. Na razie nie ma co gdybać, bo jeszcze kilka meczów zostało.

• Radek Majewski miał panu pomóc strzelić gola, ale ta współpraca nie kleiła się chyba tak dobrze, jak w Zniczu Pruszków.

– Stworzyliśmy kilka sytuacji, ale przy takim wyniku nie ma co o tym mówić, bo to bez sensu.

• We wtorkowym meczu z San Marino udało się wreszcie przełamać.

– Udało mi się strzelić bramkę, ale nie nazwałbym tego tak, że spadł mi po rzucie karnym potężny kamień z serca. Przez wiele meczów piłka nie chce wpaść do siatki, a czasem wpada tak, jak wpadła przy tym pierwszym karnym. Najważniejsze, że się odblokowałem. Nieważne, czy bramkę zdobyłem piętą, głową czy z karnego. Najważniejsze, że w końcu mi się to udało i mam nadzieję, że w następnych meczach ta strzelecka forma już będzie normalna.

• Kiedy sędzia wskazał na jedenasty metr, od razu wziął pan piłkę w ręce.

– Byłem wyznaczony do tych karnych, tu nie było żadnej improwizacji.

• Wynik jest w porządku, ale gra pozostawia wiele do życzenia. Kibice nie szczędzili wam gwizdów.

– Może nasza gra nie wyglądała rewelacyjnie, brakowało trochę konsekwencji, ale biorąc pod uwagę wynik, jestem zadowolony. Boisko było twarde, ciężkie, dlatego ta piłka nie chodziła tak, jakbyśmy chcieli.

• Zagraliście na dwóch napastników. Jak układała się współpraca z Arkiem Milikiem?

– Grałem takiego cofniętego napastnika. San Marino wystawiło aż trójkę stoperów, dlatego próbowałem odciągnąć jednego czy dwóch, żeby się więcej miejsca zrobiło z przodu, by można tam było coś rozegrać. Druga bramka padła dzięki temu, że luźniej było w polu karnym i Łukasz Piszczek doszedł do tego podania z boku. Trzeba takie rzeczy wykorzystywać nie tylko w spotkaniu z San Marino, ale także w przyszłości.

• Szukał pan wielu okazji do strzelenia gola, nawet z rzutu wolnego.

– Od niedawna w klubie zaczynam wykonywać rzuty wolne, to i w reprezentacji zaczynam do nich podchodzić. Jestem do nich wyznaczany niezależnie od tego, czy gra Kuba Błaszczykowski. Tak naprawdę ten element zacząłem ćwiczyć niedawno. Nic łatwo nie przychodzi tak od razu, ale gdyby moja forma strzelecka była na normalnym poziomie, to pewnie i ten wolny by wpadł. Bramkarz zdołał jednak obronić.

• Ciągle brakuje zgrania.

– Zgadza się, ale nie wiemy, kiedy ono przyjdzie. Może przyjść już w następnym meczu od pierwszej minuty. Wtedy będę miał więcej swobody pod bramką rywali, choć zdaję sobie sprawę z tego, że coraz ciężej jest mi grać w reprezentacji, ale muszę być na to przygotowanym.

• Szanse na awans są teraz znacznie mniejsze niż jeszcze tydzień temu.

– Przed tymi eliminacjami nie byliśmy faworytem i trzeba to sobie jasno powiedzieć. Sytuacja w grupie jest taka, że jeszcze wszystko jest możliwe. Teraz mecz z Mołdawią będzie niezwykle ważny i na pewno będziemy walczyli z wiarą w awans. Nasza sytuacja jest ciężka, ale nie katastrofalna. Ciągle możemy awansować na mundial.

• Mecz z Mołdawią dopiero w czerwcu. Wcześniej przed panem ważne spotkania w Bundeslidzie i Lidze Mistrzów z Malagą.

– O Maladze jeszcze nie myślę, najpierw czeka mnie spotkanie ze Stuttgartem, a dopiero później Champions League.

• Wygląda na to, że będziecie musieli radzić sobie bez Kuby Błaszczykowskiego, który doznał kontuzji na rozgrzewce.

– Mam nadzieję, że nic groźnego się Kubie Błaszczykowskiemu nie stało i mam nadzieję, że będzie mógł nas wspomóc w obu spotkaniach. Bądźmy dobrej myśli.

• Będzie pan pierwszym Polakiem w historii Bundesligi, który wywalczy koronę króla strzelców?

– Bardzo bym chciał. Wiadomo, najważniejszy jest zespół, ale bardzo się cieszę z goli, jakie strzelam. Jeśli zdołam utrzymać dobre tempo, mam szansę na koronę.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama