Kępa Wały: Kula z pistoletu trafiła rolnika w kręgosłup. Jest sparaliżowany
Dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych w Lublinie i policjant odpowiedzą za postrzelenie rolnika podczas zawodów strzeleckich z udziałem dzieci. Ranny w kręgosłup mężczyzna jest sparaliżowany
- 03.02.2014 21:14

Stan zdrowia rannego w 2012 roku rolnika nie pozwolił mu na rozmowę z naszym reporterem. - Mąż jest sparaliżowany od pasa w dół - tłumaczy pani Urszula. - Kula trafiła go w kręgosłup, przebiła rdzeń kręgowy. Nie ma połowy płuca...
Poszkodowany wymaga stałej opieki. Nie jest w stanie samodzielnie usiąść na wózek inwalidzki, ani położyć się do łóżka. Z czego żyje?
- Mąż ma 800 zł renty z KRUS-u. Na same leki idzie miesięcznie 500 zł. Mamy 5,2 ha ziemi, ale dziś nie ma kto jej uprawiać - dodaje żona.
Główny oskarżony w sprawie postrzelenia to 61-letni Janusz W., kierujący Zarządem Dróg Powiatowych w Lublinie z siedzibą w Bełżycach. To on odpowiadał za organizację pechowych zawodów i szkolenia strzeleckiego w październiku 2012 roku. Był wtedy prezesem bełżyckiego Klubu Żołnierzy Rezerwy "Rykoszet” Ligi Obrony Kraju.
Sprawę opisywaliśmy jako pierwsi po informacji od Czytelnika. Feralnego dnia ok. 20-osobowa grupa strzelców zebrała się na terenie kopalni piachu w miejscowości Kępa Wały w gm. Borzechów.
- Wyrobisko nie mogło służyć za strzelnicę - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Nie miało odpowiednich zabezpieczeń. Umożliwiało to wydostanie się pocisków poza obszar wyrobiska.
Działaczom LOK to nie przeszkadzało. Przygotowali po trzy stanowiska dla broni krótkiej i długiej. Wśród uczestników imprezy były dzieci w wieku od 9 do 12 lat. W prowadzeniu szkolenia Januszowi W. pomagał 39-letni Mariusz B., policjant, członek LOK w Bełżycach.
- Stanowiska dla broni krótkiej zajęły dzieci - dodaje Syk-Jankowska.
- Z uwagi na ciężar broni nie były one w stanie samodzielnie jej utrzymać. Pomagali im dorośli, podpierając broń rękami. Samo celowanie i strzał należało do dziecka.
Jeden z pocisków wystrzelonych z pistoletu Glock przeleciał ponad wyrobiskiem i trafił 56-letniego rolnika w plecy. Mężczyzna pracował w polu, kilkaset metrów dalej. Siedział za kierownicą ciągnika. Był z kolegą. To on wezwał pomoc.
Sprawą zajęła się policja i prokuratura w Świdniku. Janusz W. został oskarżony o nieumyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. - Jako osoba nadzorująca i odpowiedzialna za bezpieczeństwo dopuścił trzech małoletnich w wieku od 9 do 12 lat do strzelania - dodaje Syk-Jankowska. - Nie zachował środków ostrożności. W rezultacie po oddaniu przez jedno z dzieci strzału, pocisk trafił pokrzywdzonego w plecy. Musi się liczyć z 3-letnim wyrokiem.
- Do czasu zakończenia procesu nie będę wypowiadał się w tej sprawie - powiedział nam Janusz W. i odłożył słuchawkę.
- Czekamy na rozstrzygnięcie. Jeśli będzie ono niekorzystne dla dyrektora, wówczas będziemy musieli podjąć oficjalne kroki - mówi Paweł Pikula, starosta lubelski - przełożony dyrektora Janusza W.
Za narażenie życia pracujących w polu rolników odpowie również Mariusz B. Policjantowi grozi do dwóch lat więzienia.
- Był zawieszony, ale teraz normalnie pracuje. Nie będziemy podejmować wobec niego żadnych kroków do czasu prawomocnego wyroku - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Obaj mężczyźni nie przyznają się do winy.
Reklama












Komentarze