Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Filie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lublinie zamknięte, a bibliotekarze w pracy

Od środowego popołudnia do pracy nie chodzi większość pracowników miejskich instytucji kulturalnych. Nie dotyczy to jednak pracowników filii Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lublinie. – Zdalnie nie mogliby wykonywać swoich obowiązków – tłumaczy dyrektor MBP.
Filie Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lublinie zamknięte, a bibliotekarze w pracy
Zdjęcie ilustracyjne

Autor: Krzysztof Mazur / archiwum

W środę po południu w wyniku decyzji prezydenta Lublina i polskiego rządu swoje drzwi dla odwiedzających zamknęły wszystkie miejskie placówki kultury. Na pracę zdalną zostali wysłani wszyscy lub większość pracowników teatrów, muzeów, centrów kultury. Dyrektorzy poszczególnych instytucji podjęli w sprawie organizacji pracy swoich podwładnych różne decyzje. Do pracy muszą przychodzić m.in. pracownicy sieci Miejskiej Biblioteki Publicznej.

– Na mocy zarządzenia dyrekcji jesteśmy w bibliotece codziennie od 7.30 do 15.30 – mówi jedna z pracownic z jednej z osiedlowych filii MBP. – Zarządzenie dotarło do nas mailem w środę, ale przyznam, że nie odczytałam go od razu, bo środa była specyficznym dniem w bibliotece.

Jak szacuje bibliotekarka, do jej filii dziennie przychodzi zwykle ok. 80 osób.

– Od początku marca czytelnictwo wyraźnie spadło. Ludzi było znacznie mniej, 30-40 osób. A w środę w trzy godziny aż setka! Wynosili książki siatkami. To było niesamowite. Przyszli głównie dorośli, którzy już wiedzieli, że zamykają szkoły – opowiada. – Sam fakt zamknięcia jest słuszny. Małe pomieszczenia, dużo ludzi i ta folia którą się okłada książki dotykana przez wiele osób może stwarzać problemy. Ale pracownicy mogą narzekać, że muszą chodzić do pracy, gdzie nie ma czytelników, zwłaszcza jak się mieszka daleko od biblioteki i trzeba dojechać – dodaje.

– Tak, pracownicy przychodzą do pracy – przyznaje Piotr Tokarczuk, dyrektor MBP. – Wykorzystujemy ten czas na rzeczy, na które nie ma czasu na co dzień. Jak prace porządkowe, czy uzupełnianie i kontrole księgozbioru.

Jak mówi, to „sytuacja nowa dla wszystkich”. – Ja nie mogę swoim pracownikom zlecić pracy zdalnej, bo oni swoje obowiązki mogą wykonać tylko na miejscu – tłumaczy. – Chcę uniknąć niekorzystnych dla nich sytuacji. Pracowni dostają wynagrodzenie za wykonane obowiązki, a te mogą wykonać tylko w bibliotece. Wszyscy zostali zaopatrzeni w środki odkażające, pracują tylko we własnym towarzystwie – podkreśla. – Ja też jestem w pracy. Będę cały czas – dodaje.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama