Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Różne twarze Radosława Majdana

Rozmowa z Radosławem Majdanem, byłym bramkarzem reprezentacji Polski.
Różne twarze Radosława Majdana
Radosław Majdan (Maciej Kaczanowski)
Jak podobał się panu turniej piłki nożnej plażowej w Lublinie?

– Uważam, że to była wyjątkowa impreza, a ten status nadała jej niesamowita sceneria. Boisko zostało ustawione przed zamkiem, co nie jest typowe dla piłki plażowej. W beach soccer gra się przede wszystkim na plaży. Uważam jednak, że Lublin wyznaczył nowy trend dla organizatorów. Tak piękna sceneria sprawiła, że mecze toczyły się przy pełnych trybunach. To była świetna promocja piłki nożnej plażowej.

To był pana debiut w tej odmianie futbolu?

– Nie. Przynajmniej raz w roku biorę udział w turniejach piłki nożnej plażowej. Najczęściej gramy w Międzyzdrojach, gdzie naszymi rywalami jest Reprezentacja Artystów Polskich.

Niedługo będzie mógł pan w niej wystąpić, bo został pan gitarzystą The Trash. Na czym polega ten projekt?

– Gramy rockową i bardzo interesującą muzykę. W składzie mamy wielu dobrych muzyków – Piotra Koncę, Sebastiana Piekarka, Marcina Kleibera czy Radka Owczarza. Oni od wielu lat funkcjonują w branży muzycznej i występowali z całą rzeszą znanych artystów. Obecnie jesteśmy w trakcie nagrywania materiału na debiutancką płytę. Mam nadzieję, że uda nam się stworzyć ciekawy album, który będzie podobał się słuchaczom.

Skąd wziął się pomysł na karierę muzyczną?

– Od wielu lat namawiał mnie do tego Piotr Konca. Między członkami zespołu The Trash jest fajna energia, która musi przynieść pozytywny efekt. Wierzę, że nasz projekt nie skończy się na kilku występach, ale będzie to szło coraz dalej. W końcu gramy prawdziwy rock and roll.

A obecnie jest pan w jakiś sposób związany z piłką nożną?

– Nie. Ostatnio byłem doradcą prezesa i zarządu w Polonii Warszawa. Niestety, nasz sponsor zbankrutował, a klub nie dostał licencji, więc Polonia będzie występować najprawdopodobniej w B klasie. Ta sytuacja sprawiła, że bardzo sceptycznie patrzę na polski futbol. Myślałem, że czasy, kiedy ktoś nieodpowiedzialny brał się za działalność w piłce nożnej, już dawno minęły. Okazało się, że okrutnie pomyliłem się. Polonia przetrwała okupację hitlerowską i komunizm, ale nie była w stanie przetrwać nieodpowiedzialnej prywatnej inicjatywy. Najbardziej ucierpiała na tym Warszawa, bo straciła klub z ponadstuletnią tradycją. Mam wielki żal, bo ekipa Piotra Stokowca pokazała, że umie grać w piłkę.

Który klub jest najbliższy pana sercu?

– Zdecydowanie Pogoń Szczecin, której jestem wychowankiem. Rozegrałem w niej ponad trzysta spotkań i przeżyłem wiele niezapomnianych chwil. Bliska jest mi również Wisła Kraków, z którą wywalczyłem dwa mistrzostwa Polski. Oczywiście, Polonię Warszawa też miło wspominam, bo spędziłem tam siedem lat swojego życia. Jeżeli kiedyś będzie trzeba jej pomóc, to zrobię to bez wahania.

Najlepszy piłkarz przeciwko któremu pan grał?

– Nie mogę wskazać jednego piłkarza, ale mogę powiedzieć o jednym zespole. To był zdecydowanie Real Madryt w czasach, kiedy w sezonie 2004/2005 w barwach Wisły Kraków rywalizowaliśmy o awans do Ligi Mistrzów. W ekipie \"Królewskich” zagrali wówczas Zinedine Zidane, Luis Figo, Roberto Carlos, Iker Casillas, Raul czy David Beckham.

Nogi nie uginają się, kiedy staje się naprzeciw takiej liczby gwiazd?

– Nie. W głowie jest tylko koncentracja i mobilizacja. Wiadomo, że nikt nie chce być upokorzony i wpuścić siedmiu czy ośmiu bramek. Na szczęście, w Madrycie byłem w świetnej formie i przegraliśmy jedynie 1:3. Było mi miło, kiedy po meczu zawodnicy \"Królewskich” podchodzili i gratulowali mi świetnego występu. Cieszę się, że mogłem sprawdzić się w konfrontacji z najlepszymi piłkarzami na świecie.

Jaka była największa liczba bramek, którą wpuścił pan w jednym meczu?

– Sześć, kiedy występowałem w Turcji, a mój zespół grał z Besiktasem Stambuł. To nie było miłe uczucie.

Kto powinien być pierwszym bramkarzem reprezentacji Polski?

– Mamy wielu znakomitych bramkarzy, jednak według mnie \"jedynką” powinien być Artur Boruc. Bardzo cieszę się, że Waldemar Fornalik ponownie powołał go do kadry. To niezwykle silna osobowość i jestem przekonany, że będzie potrafił ustawić tę kadrę w szatni.

Za pana czasów rywalizacja o bluzę z numerem 1 była mniej zacięta, bo Jerzy Dudek miał niepodważalną pozycję...

– Rzeczywiście, ale Jerzy Dudek był wówczas w szczytowej formie. Grał w wielkim Liverpoolu, bronił w wielu ważnych spotkaniach. Meczów w kadrze wielu nie zaliczyłem, chociaż kilka zapadło mi szczególnie w pamięć. Nikt nie odbierze mi wspomnień związanych z występem na mistrzostwach świata w Korei i Japonii, kiedy zagrałem przeciwko USA. Wygraliśmy wówczas 3:1. Świetnie pamiętam również mój debiut w kadrze. To był 2000 r., a Polska grała w Kartagenie z Hiszpanią. Spełnieniem marzeń był jednak mecz z Belgią w 2002 r. Był on dla mnie wyjątkowy, bo został rozegrany w moim rodzinnym Szczecinie.
Wychowanek Pogoni Szczecin. W swojej karierze reprezentował również barwy m.in. Wisły Kraków, Polonii Warszawa, greckiego PAOK Saloniki czy tureckiego Bursasporu. W kadrze zagrał siedem razy i był uczestnikiem mistrzostw świata w 2002 roku. Równie dobrze jak z boiska piłkarskiego jest również znany ze swojej działalności pozasportowej. Założył własną linię perfum Vabun oraz był radnym Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego. Był dwukrotnie żonaty – pierwszy raz z projektantką mody Sylwią Majdan, a drugi raz z Dorotą Rabczewską, znaną polską piosenkarką.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama