Sarkofag wyszedł gratis, czyli jak się narobić i nie zarobić
Właściciel jednoosobowej firmy z Chełma spowodował, że Zarząd Zieleni Miejskiej w Poznaniu na kilka miesięcy trafił do Krajowego Rejestru Długów.
- 02.03.2014 07:00

Jeszcze latem 2011 r. Arkadiusz Ostasz, właściciel firmy Mesel, specjalizującej się w konserwacji architektury i dzieł sztuki wygrał ogłoszony przez ZZM w Poznaniu przetarg na wykonanie prac konserwatorsko-kamieniarskich przy grobach wojennych na stokach Cytadeli Poznańskiej i na tamtejszym cmentarzu parafialnym na Górczynie. Ze wszystkim miał się uporać do 30 września 2011 r.
Poznań: chełmianin zagarnął zabytki
- Niestety szybko zdałem sobie sprawę, że termin ten jest nierealny i że muszę się liczyć z karą umowną - opowiada Arkadiusz Ostasz. - Mocując się z ważącymi ponad 120 kg betonowymi płytami nadwerężyłem kręgosłup, co na pewien czas przykuło mnie do łóżka. Na koniec, kiedy większość prac była już praktycznie wykonana przez kilka tygodni musiałem zabiegać o przewoźnika gotowego przetransportować dziewięciotonowy ładunek do Poznania.
Gdy minął termin realizacji prac, poznański ZZM zaczął tracić cierpliwość. W końcu, w październiku jednostronnie zerwał umowę z Ostaszem zakazując mu kontynuowania prac.
- Przez dwa miesiące trudno nam było się z tym panem skontaktować - mówi Tomasz Lisiecki, dyrektor ZZM w Poznaniu.
Doszło do tego, że w pismach adresowanych do Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, Biura Miejskiego Konserwatora Zabytków w Poznaniu, Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Lublinie i jego chełmskiej delegatury zarzucił Ostaszowi zagarnięcie narodowych zabytków. Zapowiedział też, że sprawę skieruje do prokuratury. Czego jednak nie zrobił.
70 proc. gotowe. I nic
- To nie prawda, że byłem nieosiągalny - mówi pan Arkadiusz. - Wręcz przeciwnie, regularnie kontaktowałem się z ZZM. Przesyłałem mu także dokumentację fotograficzną tego, co już zostało wykonane. Najczęściej jednak byłem zbywany. Szczególnie po tym, jak w listopadzie 2011 r. 70 proc. zleconych prac konserwatorskich zgłosiłem do odbioru. Do tej pory nikt z zarządu na to zgłoszenie nie zareagował, ani mi nie zapłacił. Tymczasem w rachubę wchodzi ponad 33,6 tys. zł.
Ostasz wielokrotnie proponował polubowne załatwienie sprawy. Był gotów nawet do pewnych ustępstw. Druga strona ograniczyła się jednak do podtrzymywania swojej wykładni, zgodnie z którą po rozwiązaniu umowy nie ma już podstaw do wypłacenia wynagrodzenia.
Sarkofag wyszedł gratis
- To bzdura - mówi chełmski prawnik, którego Ostasz poprosił o pomoc. - Zgoda, że zgodnie z Kodeksem Cywilnym dopóki dzieło nie zostało ukończone zamawiający może w każdej chwili odstąpić od umowy, płacąc umówione wynagrodzenie. Może przy tym odliczyć to, co przyjmujący zamówienie oszczędził z powodu nie wykonania całości dzieła.
Pan Arkadiusz zamierza do końca walczyć o swoje. Wyszło na to, że odrestaurował 57 zabytkowych pomników oraz zrekonstruował niemal całkowicie zniszczony sarkofag za darmo. Do tego musiał zapłacić za materiały, maszyny i transport oraz opłacić pracowników.
Czując się oszukany poza drogą prawną i współpracą z krajowym Rejestrem Długów porozumiał się już ze znaną ze skuteczności firmą windykacyjną. Obawia się, że mógł paść ofiarą sprytnej manipulacji. W najczarniejszym scenariuszu podejrzewa, że po rozwiązaniu z nim umowy ZZM mógł ogłosić na przykład konkurs ofertowy i powierzyć komuś wykonanie zadania, z którym on zdążył się już w 70 procentach uporać. Jeśli tak miałoby się zdarzyć, to wnioski nasuwają się same.
Ostasz zawiesił swoją umowę z Krajowym Rejestrem Długów. Automatycznie ZZM został usunięty z listy dłużników. Wróci na nią, kiedy tylko pan Arkadiusz zdecyduje się ponownie współpracować z KRD.
Sprawą zainteresowaliśmy Rafała Łopkę, rzecznika prasowego prezydenta Poznania. Obiecał, że oficjalnie zwróci się do ZZM o wyjaśnienia. Do sprawy wrócimy.
Reklama












Komentarze