Gra o władzę w lubelskiej PO trwała, kiedy w czwartek zamykaliśmy to wydanie Magazynu Dziennika Wschodniego. Naprzeciwko siebie stanęli: dotychczasowy szef regionu poseł Stanisław Żmijan oraz Włodzimierz Karpiński, puławski poseł i minister Skarbu Państwa. Na czyją stronę przechyla się szala?
Karpiński urósł
U bukmacherów dużą szansę miałby Karpiński. A jeszcze kilka tygodni temu niewielu postawiłoby na niego pieniądze. Żmijan miał wyraźną przewagę: stała za nim większość powiatowych struktur, miał mocną pozycję wśród członków zarządu regionu, a jako przewodniczący dysponował też wsparciem logistycznym partyjnego biura. Siłę Żmijana dostrzegali także niechętni mu działacze.
To się zmieniło. Okazało się, że zwolennicy ministra skutecznie przeciągają na jego stronę delegatów z terenu. Ważny był sygnał wysłany z Warszawy.
Donald Tusk podkreślał, że nie chce, żeby jego ministrowie walczyli w regionalnych wyborach. Tłumaczył: Mają kierować swoimi resortami, a nie jeździć po terenie i pilnować partyjnych spraw. Na obie sprawy czasu może nie starczyć.
Tymczasem, w ubiegłym tygodniu Karpiński ogłosił, że będzie kandydował na szefa regionu.
– To znaczy, że dostał zgodę premiera. A skoro jest zgoda, to Tusk gra na niego – tłumaczył nam lubelski polityk PO popierający Żmijana. Delegaci mogą to odebrać jako sygnał: Tusk woli Karpińskiego, głosujcie na niego.
Karpiński świetnie dobrał moment na ogłoszenie kandydowania. Tego samego dnia na przewodniczącego PO w Lublinie wybrano człowieka z jego frakcji. Dodatkowo, krajowy zarząd partii zgodził się, żeby wbrew decyzji Żmijana i zarządu regionu, na partyjnym zjeździe lubelska PO wybrała delegatów na sobotnie wybory. To ci delegaci mogą przeważyć szalę na korzyść Karpińskiego.
Kandydaci po przejściach
Kiedy przyglądamy się rozgrywce o fotel barona lubelskiej Platformy, nie można zapomnieć o przeszłości. Żmijan i Karpiński mają swoje porachunki. Cofnijmy się o trzy lata. Janusz Palikot był wtedy kontrowersyjnym liderem lubelskiej PO. W wewnętrznych wyborach rękawicę rzucił mu Karpiński. I przegrał. Palikotowi pomógł wtedy wygrać Żmijan.
– Chęć odwetu jest, ale my nigdy w życiu nie posłużylibyśmy się metodami, jakich oni użyli w 2010 roku – mówi zwolennik Karpińskiego. Ponoć stronnicy Palikota mieli się uciekać do mniej lub bardziej subtelnych nacisków i szantaży, żeby pozyskać przychylność partyjnych delegatów.
Palikot odszedł z PO na swoje i znowu trzeba było wybierać przewodniczącego lubelskiego regionu. Karpiński chciał wystartować, ale w ostatniej chwili ustąpił i wybory wygrał Żmijan. Obecny minister tłumaczył, że robi to w imię jedności Platformy. Na osłodę otrzymał stanowisko wiceprzewodniczącego regionu.
Plotki, blefy, zasłony dymne
Przypominając sobie historię łatwo zrozumieć, dlaczego w lubelskiej PO wrze przed sobotnim kongresem. Kto ma władzę w regionie ten decyduje, kto znajdzie się na listach wyborczych i na jakim miejscu.
Działacze pamiętają, że wybory do samorządów odbędą się już jesienią przyszłego roku, a do parlamentu za dwa lata. Stąd walka idzie na ostro – pełno w niej blefów, podchodów i zagrywek, które mają wprowadzić zamęt w szeregi przeciwników. Dziennikarze muszą lawirować między sprzecznymi informacjami.
– Stanisław (Żmijan – red.) opowiadał na spotkaniach w terenie, że Karpiński dogadał się z prezydentem Lublina Krzysztofem Żukiem i większość unijnych pieniędzy pójdzie do tego miasta. Więc on i jego ludzie mają gwarantować, że dotacje trafią też do Włodawy czy Radzynia Podlaskiego – opowiada nam zwolennik Karpińskiego. I dodaje drugą wersję. – Opowiadają też, że nawet jeśli Karpiński okaże się litościwy dla przegranych, to jest ministrem i tak naprawdę rządzić będzie jego dwór. Ludzie z Puław, Wojtek Wilk z Kraśnika, ktoś jeszcze. Dostaną pełną władzę i będą rżnęli, aż \"zabiją” wszystkich konkurentów.
Pojawiły się też plotki, że Żmijan wycofa się z rywalizacji w ostatniej chwili. Teraz ma walczyć o jak najwięcej miejsc dla swoich ludzi w radzie regionu PO. Rada ma bardzo duży wpływ na kształt list wyborczych.
Ostatnie manewry
Karpiński i Żmijan spotkali się z Tuskiem w środę. Według jednego ze zwolenników Żmijana, premier podkreślił, że Karpiński nie ma jego rekomendacji.
– Powiedział, że popiera w wyborach Stanisława Żmijana i Włodzimierza Karpińskiego. I wyraźnie zabronił \"wycinek” przegranych konkurentów – słyszymy od naszego informatora.
Do głosowania pozostało kilkanaście godzin i ostra walka między obozami obu kandydatów trwa. Zarząd regionu zebrał się w środę – miał zatwierdzić decyzje zjazdu \"platformersów” z Lublina. Wbrew obawom zwolenników Karpińskiego zarząd zatwierdził decyzje zjazdu i delegaci z Lublina zagłosują w sobotnich wyborach.
– Mamy teraz jakieś 60 proc. delegatów – ocenia nieźle zorientowany działacz PO wspierający ministra. Według dokładnych wyliczeń konkurencji, w czwartek 12–14 głosów przewagi miał Żmijan. Do soboty może się to zmienić. Kandydaci będą do ostatniej chwili przeciągali delegatów na swoją stronę.
– Obie strony muszą się dogadać, bo tak naprawdę nie są zwaśnione, należymy do jednej organizacji – przekonuje Piotr Sawicki, skarbnik lubelskiego zarządu regionu PO. – Trzeba się dogadać, bo największych przeciwników mamy na zewnątrz i to z nimi musimy wygrać – dodaje.
Reklama
Kto będzie rządził lubelską PO? Karpiński czy Żmijan?
Już w sobotę 464 partyjnych delegatów zdecyduje, kto będzie rządził lubelską Platformą Obywatelską. Ostra walka między kandydatami trwa do końca.
- 25.10.2013 10:41

Reklama













Komentarze