Sprawa wydaje się kuriozalna, bo dotyczy zaledwie paru arów ziemi w Maszkach pod Nałęczowem. Grunt wart jest kilka tysięcy złotych. Nawet dla małżeństwa zarabiającego średnią krajową kupno takiego skrawka gruntu nie powinno być problemem. Tak się jednak nie stało.
Trójkąt po babci
Dzisiejsze problemy Krystyny Zaręby i jej syna Zbigniewa zaczęły się w czasach, kiedy młody człowiek nawet nie myślał o kupnie ziemi w Maszkach. Na niewielkiej, trójkątnej działeczce stał dom Marianny Figlarskiej. Staruszka nie miała dzieci. Ziemię przekazała Skarbowi Państwa w zamian na rentę. Zmarła w 1991 roku, a jej działkę i walącą się już chałupę przejęło państwo.
Wokół działki nic się nie działo aż do 1999 r. Wtedy ówczesny starosta lubelski wystąpił do sądu z wnioskiem o zasiedzenie działki przez… nieżyjącą od lat kobietę. – Skarb Państwa (…) ma uzasadniony interes prawny w tym, aby pani Figlarska nabyła przez zasiedzenie ww. nieruchomość – argumentował starosta.
Sąd w Opolu Lubelskim, nie zważając na fakt, że staruszka od dawna zajmuje miejsce na cmentarzu, wydał wyrok o zasiedzeniu. Posiłkował się przy tym zeznaniami męża sędzi. Tymczasem małżonkowie dopiero w 1995 roku kupili działkę sąsiadującą z ziemią Figlarskiej – 4 lata po jej śmierci! Co mogli wiedzieć o zasiedzeniu?
Pani sędzia i jej mąż chcieli w Maszkach urządzić malownicze letnisko. Podobne plany miał Ryszard S., który kupił od gminy niewielką parcelę ze starą remizą. Jego i sędzię dzielił tylko trójkąt po Figlarskiej. Grunt miał być wystawiony na przetarg. Był rok 2000. Ryszard S. już szykował się do zakupów. Wtedy jednak pojawili się spadkobiercy staruszki.
Światło dzienne ujrzał testament, który kobieta miała dyktować na łożu śmierci. Świadkami tego wydarzenia byli rzekomo matka obdarowanej Jadwigi S. oraz dwoje mieszkańców Maszek. Sąd uznał testament za prawdziwy i tak Jadwiga S. stała się właścicielką skrawka ziemi po staruszce.
Wtedy zaczęły się problemy Ryszarda S. Według nowej sąsiadki, mężczyzna miał bezprawnie zająć 2,5 metrowy pas jej ziemi. Sprawa o rozgraniczenie trafiła do sądu. Jadwiga S. torpedowała również wszelkie plany pana Ryszarda, który chciał zamienić starą remizę w rodzinny dom. Po latach sporów mężczyzna zrezygnował i w 2009 roku sprzedał działkę młodemu Ryszardowi Zarębie.
Pomysł na biznes
– Syn chciał zamienić remizę w pensjonat – wyjaśnia Krystyna Zaręba. – Wiedzieliśmy, że w sądzie toczy się sprawa o sporne 2,5-metra ziemi. Sprawdziliśmy jednak urzędowe mapy i okazało się, że nawet takie przesunięcie granicy nie przeszkodzi naszym planom.
Rodzina zabrała się więc za szykowanie projektu i wniosku o 1,4 mln zł unijnej dotacji. Pieniądze udało się zdobyć w 2010 roku, ale nigdy nie trafiły na konto młodego Zaręby.
– Kiedy miałam już odbierać pozwolenie na budowę, dostaliśmy wyrok sądu, który nakazywał przesunięcie granicy działki pod samą ścianę remizy – mówi Krystyna Zaręba. – Przeciwko budowie zaprotestował również mąż pani sędzi. To zablokowało całą inwestycję. Syn musiał więc zrezygnować z dotacji.
To oznaczało finansową katastrofę. – Zainwestowaliśmy w ten projekt blisko 400 tys. zł i wszystko przepadło – dodaje Zaręba. – Syn musiał wyjechać za granicę, żeby zarobić na spłatę długów. Ja postanowiłam bliżej przyjrzeć się sprawie.
Jak to było z testamentem
O kłopotach Zarębów dowiedziała się pani Elżbieta, rzekomy świadek wydarzeń z 1991 roku (kiedy umierająca Figlarska miała dyktować testament). Napisała obszerne oświadczenie, które skierowała do lubelskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych (działająca w imieniu Skarbu Państwa agencja musiała oddać działkę Jadwidze S.).
– W 2000 roku przepisałam dokument przyniesiony przez (tu podaje personalia sędzi z Lublina) – oświadczyła w piśmie do ANR. – Dotyczyło ono darowania majątku Marianny Figlarskiej Jadwidze S. Pismo było antydatowane na 1991 rok. Tymczasem w dniu śmierci Marianna Figlarska nie składała takiego oświadczenia...
Pani Elżbieta szczegółowo opisała okoliczności, w jakich powstał \"testament”. – Dokument podyktowała mi sędzia. Mówiła, że to przysługa dobrosąsiedzka. Jako prawnik gwarantowała, że nie będę miała kłopotów – dodała kobieta.
Prokuratura uznała, że takie oświadczenie to żaden dowód, a sprawa jest przedawniona. Skończyło się na umorzeniu. Agencja Nieruchomości Rolnych próbuje odzyskać ziemię po Figlarskiej. Sprawa toczy się w sądzie w Opolu Lubelskim, tym samym, który wcześniej przyznał ziemię dawno zmarłej staruszce i uznał jej testament.
Po druzgocącym wyroku w sprawie przesunięcia granicy, Zarębowie próbowali odkupić potrzebny grunt od obdarowanej \"testamentem” Jadwigi S. Kobieta przyznała jednak, że jej działka jest już \"przyrzeczona” sąsiadom z Lublina.
– Przyjaźnię się z nimi od lat i tak się umówiliśmy. Słowo coś znaczy – stwierdziła Jadwiga S. – Pan (tu pada nazwisko męża sędzi) prędzej czy później stanie się właścicielem. Od dawna zależało mu na tej działce.
Gdzie stał ten płot
Po zaskakującym piśmie pani Elżbiety, nowe wersje wydarzeń zaczęli przedstawiać świadkowie w sprawie o rozgraniczenie działek.
– Wszyscy wiedzieli, że granica przebiegała daleko od remizy – dodaje Zaręba. – Jeździł tamtędy wóz strażacki. Nie było więc podstaw, by przesuwać krawędź parceli pod samą ścianę budynku.
Na dowód kobieta pokazuje archiwalne zdjęcia. Rozmawiała też z mieszkańcami wsi, którzy zeznawali w sądzie. Przyznali oni, że ich wynurzenia nie miały wiele wspólnego z prawdą.
– Mąż sędzi przyjechał i prosił o zeznania. Dał na kartce pytania i odpowiedzi. Jak napisał, tak zeznałam – wspominała pani C. – Tłumaczył, że inaczej Jadzia (obdarowana testamentem) będzie pokrzywdzona. Chciałam pomóc. Nie myślałam, że zrobię komuś krzywdę. Skoro żona pracuje w sądzie, to myślałam, że wszystko jest w porządku. Dałam się wplątać.
Wątpliwości budzi też zachowanie Heleny K., matki Jadwigi S., której staruszka przekazała działkę. W 1998 roku Helena K. była świadkiem w sprawie przejęcia działki po zmarłej przez Skarb Państwa. Rok później zeznawała w sprawie o zasiedzenie.
– Nic nie wspominała, że od 1991 roku jej córka jest obdarowana testamentem – dodaje Zaręba. – Zrobiła to dopiero w 2000 roku, kiedy ten dokument ujrzał światło dzienne. Gdyby sąd chciał wtedy zweryfikować te zeznania, dziś nie byłoby problemu.
Nie ma problemu
Sędzia, o której wspominają świadkowie, nie zgodziła się na rozmowę z dziennikarzem. Odsyła do rzecznika prasowego.
– W żadnej ze spraw sędzia nie występuje jako strona – kwituje Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Przeprowadzono postępowania sprawdzające w sprawach, w których występowała jako świadek. Nie wykazały one najmniejszych nieprawidłowości.
Opolski sąd uznał zasiedzenie Figlarskiej, a następnie jej testament. Dzisiaj głowi się nad autentycznością dokumentu. W tej sprawie nie zapadły żadne merytoryczne rozstrzygnięcia. Jednocześnie w Sądzie Okręgowym w Lublinie czeka na swoją kolej sprawa o rozgraniczenie działek Zaręby i Jadwiga S.
– Postępowanie zostało zawieszone do czasu zakończenia sprawy w Opolu Lubelskim – dodaje sędzia Ozimek.
Akta czekają na swoją kolej w tym samym wydziale, w którym orzeka sędzia związana ze sprawą.
Działka pod Nałęczowem i kulisy powstania testamentu. Z sędzią do sądu
Fałszowanie testamentu i nakłanianie do fałszywych zeznań. To tylko niektóre zarzuty kierowane pod adresem sędzi z Lublina. Oskarżają właściciele niewielkiej działki w okolicy Nałęczowa. Dowodzą, że prawniczka wraz z mężem zorganizowała intrygę, która doprowadziła ich do ruiny.
- 15.11.2013 16:11

Reklama













Komentarze