Sensacją minionego weekendu światowego rynku węglowego jest informacja, że australijska firma Prairie Downs z Perth w Australii pozyskała, jako strategicznego doradcę człowieka, który odniósł największy sukces w europejskim przemyśle wydobywczym. Kierowana przezeń kopalnia biła światowe rekordy wydobycia, a on sam stał się posiadaczem jednego z najbardziej rozpoznawanych nazwisk branży węglowej na świecie. Wie Pan może o kogo chodzi?
To jest pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi. Jak będę udawał, że nie wiem, wyjdę na idiotę. Jak powiem, że chodzi o mnie, to wyjdę na megalomana.
Wraca Pan do gry w górnictwie. Cieszy się Pan?
W górnictwie jestem od 1980 roku. To całe moje życie i dziedzina, na której znam się dobrze. Musiałem wyjść na chwilę, teraz wracam. To fakt pozytywny. Naturalnie, że się cieszę.
Podobno międzynarodowe górnictwo chodziło za Panem z ofertami pracy od chwili, gdy odszedł Pan z Bogdanki?
Sprostowanie. Z Bogdanki nie odszedłem, tylko zostałem zwolniony z powodów odległych od racji merytorycznych. Co do samego pytania, owszem, ofert mi nie brakowało.
Dlaczego dotąd ich Pan nie przyjmował?
Powodów jest kilka. Przede wszystkim jestem patriotą lokalnym. Chłopakiem z Bronowic, który po studiach w Krakowie wrócił w lubelskie strony do kopalni, bo się nauczył, jak kopalnię tworzyć i obsługiwać. Zawsze uważałem, że w Lubelskiem jestem najbardziej przydatny. Na własnym boisku gra się najlepiej. Po drugie, z powodu... lojalności wobec Bogdanki. Miałem w kontrakcie trzymiesięczną karencję na podejmowanie pracy w branży po odejściu, ale dołożyłem do tego jeszcze rok. Tak, żeby nie było potem gadania, że kierownictwo nie miało czasu na zmianę strategii czy tajemnic. Po trzecie wreszcie, dlatego, że znalazł się partner, który poprosił o wykorzystanie moich umiejętności właśnie w naszym regionie.
Kim są Australijczycy?
Firma Prairie Downs jest spółką notowaną na giełdzie australijskiej i analizującą możliwości wejścia na londyńską. Zajmuje się poszukiwaniem złóż minerałów, przygotowującą projekty wydobywcze, organizującą budowę kopalni, a potem eksploatującą złoża. Projekt taki realizowany jest właśnie w Kanadzie. W sensie przygotowania profesjonalnego są to fachowcy, którzy zjedli zęby na górnictwie. Nie muszę przypominać także, jaką pozycję ma Australia na rynku węglowym.
Prairie Downs już się dowierciło do złóż w okolicy Cycowa i Siedliszcza. Rezultaty są podobno bardzo obiecujące...
To jest bardzo delikatnie powiedziane. Mamy do czynienia z pokładami porównywalnymi z tymi w okolicy Bogdanki, które pozwolą na docelową eksploatację na poziomie 7 mln ton rocznego wydobycia. Bogdanka, za moich czasów, docelowo miała zmierzać do 11 mln ton, a tym roku wydobyć 9,1 mln ton, co zredukowano do wielkości 8,4 mln. Mówimy więc o zasobach w zasadzie tej samej wielkości. Jest jednak istotna różnica. W tych cycowsko-siedliskich jest niemal połowa węgla koksującego, bardziej poszukiwanego na rynku niż węgiel energetyczny.
Jaka jest realna perspektywa wybudowania tam kopalni?
Jak w każdym takim przedsięwzięciu są trzy zasadnicze czynniki decydujące: a) kapitał inwestycyjny; b) potencjał wykonawczy; c) sprzedaż produktu. Jeżeli idzie o kapitał, to Prairie Downs nie będzie mieć problemów pozyskaniem środków z rynków kapitałowych w Australii i Wielkiej Brytanii. Zapewne też znajdą się zainteresowani w Polsce. Mam na myśli przede wszystkim, choć nie wyłącznie, na myśli giełdy w wymienionych krajach. O potencjał wykonawczy też jestem spokojny, bo mamy w Polsce kilka firm potrafiących budować kopalnie, które bardzo chętnie staną do przetargu. Analiza rynku też pokazuje, że będzie komu nasz węgiel sprzedawać. Przy czym wcale niekoniecznie na rynek polski. Na węgiel koksujący jest duże zapotrzebowanie w Czechach, na Ukrainie, w Rumunii, Turcji, a wręcz gigantyczne w Indiach. Jeżeli chodzi o węgiel energetyczny, o takich parametrach, jak lubelski – w Niemczech czy Skandynawii.
Czyli nie jest tak, że od razu rozpoczęlibyście wojnę cenową z Bogdanką?
Bogdanka jest moim domem i poniekąd moim dzieckiem. Bogdanka to dla mnie wielka wartość, którą w sercu noszę. Myśl o szkodzeniu jej jest mi obca. Na pewno chcielibyśmy żyć z nią w zgodzie. Oczywiście rynek jest rynkiem, ale struktura wydobycia, dzięki dywersyfikacji naszych zasobów, byłaby w dużej mierze różna i niekonkurencyjna.
Ile trwałaby budowa kopalni? Ile kosztowała?
Około dwóch lata potrwają wiercenia i tworzenie nowej dokumentacji geologicznej oraz tworzenie dokumentacji zagospodarowania złoża. Myślę, że pierwsze prace mogłoby rozpocząć się w 2016 roku. Uruchomienie wydobycia około 2020 roku. Koszty inwestycji to kilka miliardów. Za wcześnie jeszcze mówić o kwocie docelowej.
Czyim zainteresowaniem cieszy się projekt?
Proszę mi pokazać, ilu mogłoby być nie zainteresowanych. Dla gmin, na których terenie miałaby się rozwijać inwestycja to czysty zysk. Po pierwsze wpływy z podatków, po drugie praca dla mieszkańców, po trzecie – awans cywilizacyjny. Podobnie dla całego województwa, regionu i państwa.
Nie zabrakłoby rąk do pracy?
Jakim cudem? Na etapie budowania kopalni byłoby potrzeba wielu ludzi do prac niegórniczych, budowlanych. Potem – górników. Proszę jednak pamiętać, że w Bogdance, nie tylko nie dopuściliśmy do dewastacji szkolnictwa górniczego, ale także rozbudowaliśmy je. Drugim źródłem byłby napływ fachowców ze Śląska, gdzie masowe zwolnienia w górnictwie będą nieuchronne. Już dziś mówi się o co najmniej 15 tysiącach jeszcze zatrudnionych, a przewidzianych do redukcji. Dlaczego nie mieliby szukać swojej szansy na Lubelszczyźnie? Przypominam też, że cały czas mówimy o perspektywie kilku lat.
Wielu ludzi zapyta pewnie czy nie zrezygnuje pan z kierowania LPEC-em?
A z jakiego powodu? W Prairie Downs jestem doradcą strategicznym. Nie wypełnia to jednak mego czasu od rana do nocy. Firma ta ma swoje przedstawicielstwo w Polsce i zatrudnia naprawdę wybitnych fachowców. W LPEC widzę potencjał związany z restrukturyzacja tego przedsiębiorstwa i w to się zaangażowałem. Wiele można w nim zmienić z realnym pożytkiem dla odbiorców ciepła dostarczanego przez przedsiębiorstwo, a ono samo może i powinno zajmować się czymś więcej niż tylko prostym pośrednictwem energetycznym. Są to ambitne wyzwania, z którymi warto się mierzyć. Dopóki nie rozpocznie się budowa kopalni, z pewnością będę sobie radził z kierowaniem LPEC-em i strategicznym doradztwem dla Prairie Downs. Potem zobaczymy.
Reklama
Myśl o szkodzeniu Bogdance jest mi obca. Rozmowa z Mirosławem Tarasem
Bogdanka jest moim domem i poniekąd moim dzieckiem. Bogdanka to dla mnie wielka wartość, którą noszę w sercu - mówi Mirosław Taras, doradca strategiczny Prairie Downs.
- 09.12.2013 21:28

Reklama













Komentarze