Imperialiści czyhali na światowy pokój, celując swoimi rakietami w każdy większy zakład przemysłowy w krajach KDL (Kraje Demokracji Ludowej – dla młodszych czytelników). W takiej sytuacji powstawał budynek biurowca przy Mełgiewskiej, pod światłym nadzorem specjalistów z ZSRR.
Pentagon ma koordynaty
Nie mogło się zatem obyć bez solidnego, bunkra. Ba, konstrukcja do pierwszego piętra jest wręcz naszpikowane żelbetem tak, aby po zawaleniu można było spokojnie opuścić bunkier. Stąd w holu biurowca olbrzymie kolumny i antresole na wysokim pierwszym piętrze biurowca. Na początku lubelska fabryka produkowała \"ultranowoczesne” lubliny 51, później żuki, ale od 1971 roku opancerzone skoty. Zapewne z tego powodu w Pentagonie mieli koordynaty FSC. To już przeszłość.
Po czasach zimnej wojny pozostał bunkier. Ciągnie się pod całym biurowcem: od głównej bramy do końca budynku. – Kiedy dwa lata temu kupowaliśmy ten budynek, to w środku były jeszcze wiekowe łóżka, gumowe kombinezony OP-1 i OP-2 i maski przeciwgazowe. Mimo, że te wyposażenie miało już swoje lata, wciąż było sprawne – mówi Marcin Klimek, konserwator budynku Emperii. Tym zakątkiem byłej fabryki opiekowała się Obrona Cywilna. – Pewnego dnia, już po zakupie przez naszą firmę, przyjechały ciężarówki i wyposażenie zostało wywiezione. Pozostał pusty bunkier z instalacjami.
http://get.x-link.pl/9bf02454-8de4-e9cc-5967-2e51c8c9c40d,cae635cf-5717-9ec2-3a80-95c32a22a2a3,embed.html
Gdzie te bunkry?
Bunkier pod Emperią jest jednym z wielu w mieście i regionie. Ale czy ktoś z nas wie, gdzie w okolicy swojego domu szukać bunkrów? Chyba nie. A zatem zapytaliśmy Urząd Wojewódzki gdzie są i ile ich jest… – Informujemy, że ze względów bezpieczeństwa dane dotyczące liczby i lokalizacji bunkrów nie mogą zostać udostępnione – poinformował Zespół Prezydialny Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie. Tak brzmiał pierwsza odpowiedź.
Druga odpowiedź, po naszym kolejnym monicie, już była trochę mniej lakoniczna. – O sytuacjach zagrażających życiu, np. wojna, atak chemiczny, mieszkańcy są informowani przez syreny alarmowe modulowanym dźwiękiem syreny trwającym trzy minuty, a także poprzez komunikaty ustne nadawane za pośrednictwem syren elektronicznych. Środki masowego przekazu mają obowiązek powiadamiania ludności o takich zdarzeniach publikując komunikaty przesłane przez odpowiednie służby i instytucje – odpowiedział ponownie Zespół Prezydialny.
Na tym tle pracownicy z biurowca Emperii mają dobrze. W tych trudnych czasach własny bunkier to prawdziwy skarb...
Metrowe ściany
Pan Sławomir Stryjecki, konserwator, prowadzi nas do niepozornych drzwi w holu biurowca, niemal na wprost głównego wejścia do biurowca. Zaraz za drzwiami widać pierwsze piętno historii. Po oczach bije wielka biała tablica ze strzałką i napisem schron.
Z każdym schodkiem zapach piwnicy coraz mocniej kręci w nosie. Po chwili jesteśmy na kondygnacji poniżej parteru. Korytarz rozdziela się na dwie strony. – Część schronu wykorzystujemy jako piwnice, część stoi pusta – mówi Marcin Klimek. Ciężkie metalowe drzwi są ryglowane za pomocą koła, a wizjer z ołowianego szkła pozwala zobaczyć, kto stoi przed wejściem.
Masywne drzwi są osadzone w ścianie z żelbetu grubości 50-70 centymetrów. Metrowa śluza i kolejne ciężkie drzwi. Po chwili wkraczamy do olbrzymiego przedsionka bunkra. Wiązki solidnie zaizolowanych kabli ciągną się po ścianach. Być może miało to je uchronić przed zgubnym skutkiem działania impulsu elektromagnetycznego, który zawsze towarzyszy eksplozji atomowej. Bunkier w środku lśni czystością, mimo że jest tylko żelbetową pamiątką zimnej wojny.
Centrala
Z olbrzymiego holu, przez kolejną parę metalowych drzwi, wchodzimy do serca bunkra. Co kilka metrów drewniane drzwi strzegą wejścia do pomieszczeń mieszkalnych. Kiedyś stały tu łóżka. Teraz puste przestrzenie wypełnia totalna cisza.
Specjalne filtry kolumnowe napędzane elektrycznie lub ręcznie miały zadbać o w miarę bezpieczną atmosferę. – Powietrze z zewnątrz było pobierane przez specjalne czerpnie, takie małe domki stojące na zewnątrz. Duże kanały wentylacyjne były także alternatywną drogą ewakuacji, gdyby budynek całkowicie się zawalił – dodaje Marcin Klimek. Takie \"domki-czerpnie” były porozrzucane po okolicy, stały między blokami pobliskiego zakładowego osiedla.
Na ścianach każdego pomieszczenia wiszą jeszcze głośniki bunkrowego radiowęzła. Najmłodsze są sygnowane tabliczkami FSC i datowane na 1980 rok. Ale największy skarb do stara centrala telefoniczna, z ebonitową słuchawką i kablową łącznicą. Trzy kartki A4 kredowego papieru z starannie wykaligrafowanymi numerami telefonów są jak pamiątka z przeszłości. Odlewni Ursus już nie ma, a bunkier wciąż stoi. – To jest naprawdę solidna konstrukcja. Przeżyje niejedno pokolenie – dodaje Klimek.
Oby w tym stanie, bo poczuć się jak bohater serii powieści \"Metro 2033” to naprawdę nic przyjemnego…















Komentarze