Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Specjalistka od polimerów na wsi

Zaproszenie przyszło z Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bychawie. Jej dyrektorka, Barbara Cywińska o Anecie Krzyżak napisała tak: \"Robi to co lubi, meble i... Kobieta niesamowita, kupiła siedlisko ze starą chałupą w Bychawce... chałupę z bali w Starej Wsi.
Specjalistka od polimerów na wsi
Aneta Krzyżak (Maciej Kaczanowski)
Z dwóch zbudowała dom dla swojej rodziny. Gdy potrzebowała miejsc do siedzenia, poddała renowacji stare krzesła i zrobiła pufy; istny cud. Jak mają przyjść goście wyciąga z szafy kawałek materiału i haftuje przepiękny obrus. Aktualnie robi małżeńskie łoże...no, bo ile można spać na podłodze, na materacu? Gdy chodzi o pracę z drzewem ma anielską cierpliwość. Prowadzi bloga, wykłada na uczelni, angażuje się w życie lokalnej społeczności.”

Paznokcie

Szczupła, młoda kobieta o niezwykłych, smukłych dłoniach pianisty. Dr inż. Aneta Krzyżak, pracownik naukowy WSEiI w Lublinie, specjalistka w dziedzinie przetwórstwa polimerów. W wolnym czasie, a mówi, że wciąż ma go zbyt mało, robi meble. Ale nie tylko.

– Ciągle mam wszystkie palce – śmieje się. – Przy szlifierkach parę razy straciłam paznokcie, ale te przynajmniej odrastają. Mam lęk, przed takim zdarzeniem i bardzo uważam przy pracy.

W drewnianym domu, do którego przeprowadziła się z miasta, niemal wszystkie meble zrobiła sama. Na środku pokoju sosnowy stół pięknie intarsjowany \"plasterkami” różnych gatunków śliwy, jabłoni. Kominka nie ma. – Cierpię, jak wrzucają drewno do kominka – mówi całkiem serio. – Żal mi każdego kawałka.

Tylko na wsi

Studia kończyła na Politechnice Lubelskiej i już na 4 roku zaproponowano jej pracę. – Jednak wiedzieliśmy z mężem na pewno, że nie chcemy mieszkać w mieście. I dom musi być drewniany. Szukaliśmy siedliska. Jeszcze nie mieliśmy auta, więc nie było to proste. Okolica nie była ważna. Dom miał być możliwy do zamieszkania i blisko do autobusu.

Dziś, po paru latach, nawet pod pierwszym śniegiem działka jest piękna i zadbana, a altany, komórki, pracownia zachwycają drewnianymi detalami. Było inaczej – śmieci, zaniedbanie, dużo pracy.

Nawet teraz, jak sama mówi, ma ciągły remont domu, wciąż go wykańcza i trwa to już wiele lat.
– Nie wiem, kiedy to się skończy. Mam nowe pomysły, coś trzeba modernizować, coś poprawiać.

Plany na sto lat

– Jak się mieszka na wsi? Jak w mieście – uśmiecha się. – Przecież wszystkie wygody mamy. No, jest coś, co mi przeszkadza – przyznaje. – To myszy, które wchodzą po żniwach do domu.

Mieszkańcy wsi do dziś obserwują z rezerwą kobietę, która pochyla się nad piłą, szlifierką czy heblem, albo układa w altanie podłogę z grubych desek. Tego tutaj nie było.
Kobieta-stolarz?

Pasja do stolarstwa przyszła trochę później niż przeprowadzka. Może z potrzeby umeblowania domu?
– Na tyle opatrzyłam się u taty, który zajmuje się stolarką, że wiedziałam, co z czym połączyć. Ale kiedyś wcale mi się to nie podobało. Chyba pierwsze, co zrobiłam to stół i krzesła. Te rzeczy później poszły do przeróbki. Nie miałam narzędzi, więc wyszło jak wyszło. Ale bez sentymentu. Lubię, jak coś jest porządnie zrobione.

Ze śmiechem mówi, że ma tak dużo planów, że musi setki dożyć, żeby je zrealizować. Lubi wyzwania. Patrzy na kawałek drewna i widzi jego zastosowanie. Poznała techniki snycerskie, sama projektuje meble. Oryginalną komodę robiła pół roku. Byłoby szybciej gdyby nie to, że trzeba dojeżdżać na uczelnię do Lublina, odwozić córkę do szkoły. Ciągły brak czasu.

W pracowni stolarskiej pachną świeże trociny. Dni są coraz krótsze, przyjdzie mróz i trzeba będzie ją zamknąć. A wcześniej, trzeba zabezpieczyć poddasze altany, którą sama zbudowała, jeszcze do wykończenia jest stół, zrobiony na zamówienie.

Dzień dobry

W zimowe wieczory będzie może więcej czasu na blog, na kontakt z przyjaciółmi i ludźmi podobnych zainteresowań.

– Im więcej pracuję, tym więcej niedoskonałości zauważam, ale tym bardziej czuję niedosyt – opowiada. – Kiedyś chyba napisałam o tym i ci, z którymi mam kontakt internetowy myśleli, że mam dołek. Przyszło mi wtedy do głowy, żeby zorganizować spotkanie, takie darmowe warsztaty, żebyśmy się osobiście poznali. Nazwałam to piknikiem. Podzieliłam się tym pomysłem: przywozimy narzędzia i się od siebie uczymy. Ja zapewniam miejsce namiotowe w ogrodzie i dobry humor. W lecie przyjechało 15 osób z całej Polski. Ze Śląska, z Gdańska, Warszawy, była jedna dziewczyna. Przyjechali ludzie, z którymi od pierwszego \"dzień dobry” miałam o czym rozmawiać. Tematem pikniku było ostrzenie narzędzi. To duża sztuka i od tego wiele zależy. Później, każdy mógł zrobić z drewna to, co mu się podobało. Wyjeżdżając mieli pretensje, że trwało to za krótko. W przyszłym roku też takie spotkanie zorganizujemy.

Idą święta

Na wystawie w bychawskiej bibliotece znalazły się nie tylko meble i mebelki, lecz także niezwykłej urody hafty.

– Nie lubię haftu krzyżykowego, ale każdy inny jest dobrym zajęciem na zimowe wieczory – wyjaśnia. – Na otwarcie wystawy w bibliotece przyszło dużo ludzi. także tych, którzy podzielają i rozumieją moją pasję. To zbliża.

Na stoliku w pokoju leży sterta kolorowej bibuły i trochę kwiatów. – Idą święta, robimy z córką podłaźniczkę – wyjaśnia. – Dawniej w polskich domach nie było choinek. Robiono kolorowe girlandy i wieszano je pod sufitem. Niestety przegapiłam moment, w którym powinnam wyjść z kosą po słomę i nie będzie pająków i zabawek ze słomy. Wolę nasze tradycyjne zwyczaje. Tegoroczne święta będą pod podłaźniczką.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama