Często zaczyna się od drobnego epizodu. Starsza osoba nagle zapomina słów, nie może trafić ze sklepu do domu. Potem zapomina wyłączyć gaz w kuchence. W końcu nie jest w stanie samodzielnie egzystować. Dobrze, jeśli ma się nią kto zająć. Tak jak w przypadku mamy Maćka i Grzegorza.
Maciek praktycznie jest przez cały czas przy swojej 87-letniej mamie. Boi się ją spuścić z oka. Dwa miesiące temu upadła, kiedy szła do toalety. Złamanie biodra w jej wieku często oznacza, że takie osoby mogą już nigdy nie chodzić. Operacja niesie ze sobą ogromne ryzyko. - Dla mnie to byłaby już wtedy katastrofa – mówi Maciek. - Dopóki mama chodzi, porusza się, to jakoś sobie radzę. Zaprowadzę do toalety, na balkon. Ma jakiś ruch. A leżąca? To już egzystencja.
Problemy z mamą zaczęły się jakieś cztery lata temu. Do Maćka zadzwoniła sąsiadka. Dużo młodsza od jego mamy. Spotkała ją pod sklepem. Mama Maćka wyglądała na zupełnie zagubioną. Bezradna jak dziecko rozglądała się wokół. W ręce trzymała siatkę z zakupami. I nie wiedziała, dokąd ma iść. - Sąsiadka zabrała ją do siebie i od razu dała mi znać – opowiada 52-latek z Lublina. - Kiedy przyjechałem, mama obróciła wszystko w żart, że niby się nie zgubiła, a potem że tylko na chwilę.
Podobna sytuacja zdarzyła się kilka dni później. Tym razem po wyjściu z kościoła po niedzielnej mszy poszła w odwrotną stronę niż w kierunku domu. - Wcześniej zdarzało się, że mama zapominała wyłączyć kuchenkę, na której gotowała się zupa, źle odłożyła słuchawkę telefonu czy pytała kilka razy o to samo. Wydawało mi się, że w tym wieku to normalne – wspomina nasz rozmówca. - Tym razem jednak było inaczej. Widziałem, że coś złego się z nią dzieje. Za jakiś czas zauważył, że mamie zdarza się zapomnieć nawet jego imienia. Nie rozumiała podstawowych poleceń i coraz częściej sprawiała wrażenie, że zupełnie nie rozumie, co się do niej mówi.
LEPIEJ NIE BĘDZIE…
Lekarz, do którego ją zaprowadził nie pozostawił złudzeń. Demencja. Lepiej nie będzie. Leki niewiele pomogą, chociaż mogą opóźnić jej objawy. - Mieszkałem na drugim końcu miasta – mówi Maciek. - Z początku przyjeżdżałem raz, dwa razy w tygodniu, żeby sprawdzić, jak sobie radzi. Co jakiś czas też dzwoniłem. Wydawało mi się, że jakoś sobie radzi. Sama gotowała sobie obiady, sprzątała, zakupy już ja robiłem.
W ciągu miesiąca wszystko się zmieniło. Nagle przestała gotować, zrobiła się apatyczna, ciągle leżała, nie chciała jeść. Najgorsze, że były dni, kiedy nie tylko nie poznawała własnego syna, ale nie potrafiła też sklecić jednego sensownego zdania. Po jakimś czasie to przechodziło. Znów była uśmiechnięta, radosna, żartowała, pytała Maćka co u niego. Ale to było tylko na chwilę. Po pewnym czasie znów przychodziło otępienie, dezorientacja. Któregoś dnia omal nie spaliła mieszkania. Zaczęła palić gazety w piekarniku.
- Nie było wyjścia – mówi Maciek. - Sprzedałem z czasem swoje mieszkanie, wprowadziłem się do mamy i od czterech lat się nią zajmuję.
BEZ WSPARCIA
Nie może liczyć na pomoc starszego brata. Od lat mieszka za oceanem. Zresztą nigdy nie mieli ze sobą dobrego kontaktu.
- Pewnie, że mu powiedziałem o mamie – mówi. - Za bardzo się nie przejął. Stwierdził, że w tym wieku to nie ma co wymagać cudów. Spytał jedynie, czy nie lepiej byłoby ją oddać do jakiegoś ośrodka. I tyle pomocy z jego strony. Ale czego mogłem się spodziewać, skoro on nawet na pogrzeb naszego ojca nie przyjechał. Bał się, że go z powrotem do Stanów nie wpuszczą. Bo miał jakiś lewy ślub, czy coś takiego.
Maciek nie ukrywa, że praktycznie całodobowa opieka nad mamą zupełnie zmieniła jego życie. Na szczęście może pracować zdalnie i nieźle zarabia. Emerytura mamy – niecałe 3,1 tys. zł wystarczy na czynsz, rachunki i jedzenie. Do leków już musi dopłacać. Drogie jak diabli. Tak samo za prywatne wizyty lekarskie. Chociażby do neurologa. Na NFZ musieliby czekać miesiącami.
- Nie mówię tego po to, żeby się skarżyć – kończy Maciek. - To jest moja mama i nie wyobrażam sobie, żebym ją oddał gdzieś do ośrodka. Fakt, nie mam w zasadzie prywatnego życia, wszystko jest jej podporządkowane, ale mama ma tylko mnie. Najbardziej mnie martwi jedno. Jestem po rozwodzie, nie mam dzieci. Boję się, że jak ja będę niedołężny, to nikt mi szklanki wody nie poda. Już teraz od czasu do czasu przeglądam oferty różnych ośrodków, gdzie na stare lata ktoś się mną zaopiekuje.
JAK WYSZKOLONA SALOWA
W podobnej sytuacji jak Maciek, jest także starszy od niego 62-letni Grzegorz – również z Lublina. Kiedy jego mama dostała udaru, lekarze nie dawali jej większych szans na przeżycie. W najlepszym wypadku groził jej ciężki paraliż. Wyszła z tego, ale porusza się z trudem, ma problemy z pamięcią i ma na dodatek wiele innych schorzeń jeszcze sprzed udaru. Przez lata mieszkała sama w niewielkiej miejscowości koło Zamościa i doskonale sobie ze wszystkim radziła. - Jako osiemdziesięciolatka potrafiła jeszcze rowerem do sklepu pojechać – mówi jej syn. - Dużo czytała, rozwiązywała krzyżówki. Była kiedyś nauczycielką. To stąd jej problemy z gardłem. Potem doszła cukrzyca, problemy z sercem. Do udaru była jednak w pełni sprawna.
Dwa lata temu Grzegorz zabrał mamę do siebie, do Lublina. Dom sprzedali. Za bardzo chętnych nie było, bo to stara chałupa była, raczej do remontu. - Żona jest już na emeryturze i to ona głównie się opiekuje moją mamą – mówi. - Zawsze się dogadywały. Ja popołudniami pomagam. Wie pan, dla mnie najgorsze to było zmienianie mamie bielizny, pieluchomajtek. Co tu dużo gadać, na początku brało mnie na wymioty. Żona mnie jednak zmusiła. Że to mi się przyda. Dzisiaj robię to jak wyszkolona salowa. Mam już wprawę. Nakarmię, przewinę, umyję. Teraz to już chleb z masłem. Mam w tym wprawę.
Pieniądze ze sprzedaży mamy domu szybko się rozeszły. Łóżko, materace przeciwodleżynowe, pieluchomajtki, do tego zabiegi fizjoterapeuty – i po pieniądzach. Sporo kosztował też remont pokoju, który przeznaczyli dla niej na parterze.
NIE KUPISZ PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI
- Mama czasami przez kilka dni jest zupełnie nieobecna, wtedy z trudem mówi, łatwo się irytuje, złości, nawet przeklina – mówi Grzegorz. - A czasami trudno poznać, że coś z nią jest nie tak. Buzia jej się nie zamyka. Jest wesoła, śmieje się. Siadam wtedy przy niej, trzymam ją za rękę, coś opowiadam. Kiedyś godzinami przeglądała stare zdjęcia w albumie. Pamiętała, kto jak się nazywa, rzucała nazwiskami, opowiadała ze szczegółami historie sprzed kilkudziesięciu lat. A za kilka dni pytała co to za pani, wskazując na żonę.
Na siostrę nie ma co liczyć. Na samym początku próbował się z nią dogadać, żeby mama była pół roku u niego, a pół u niej. Tylko się pokłócili. - Nie chce mi się nawet o tym mówić - twierdzi Grzegorz. - Zawsze mi się wydawało, że córki są często bardziej empatyczne w stosunku do swoich matek, ale widać nie wszystkie. Siostra proponowała inne rozwiązanie – umieścić mamę w dobrym ośrodku. Pieniądze przecież były na to ze sprzedaży domu. Powiedziałem, że wystarczyłyby na dwa lata. A co potem?
Razem z żoną starają się prowadzić normalne życie. Na tyle ile się da. Jeśli mają w planach wyjście do kina czy znajomych, to dzwonią po zaprzyjaźnioną opiekunkę. Z Ukrainy. Mają do niej pełne zaufanie. Za jedno popołudnie płacą jej 150 złotych. Mają pewność, że mama jest wtedy nakarmiona, przebrana i przede wszystkim bezpieczna.
- Wie pan, za 10 tysięcy złotych miesięcznie mama miałaby i opiekę, i swój pokoik w niezłym ośrodku – kończy Grzegorz. - Ale czy miałaby miłość za takie pieniądze? Kiedy wiosną czy latem zaprowadzę mamę do ogrodu, opowiadam jej o kwiatach, wspominamy, to widzę po jej oczach, że jest szczęśliwa. Mnie nie chodzi o to, żeby okazywała mi wdzięczność. Ona się mną opiekowała jak byłem mały, a teraz ja się dla niej poświęcam. To jest normalne, bo tak mnie wychowała. Pewnie, że jest ciężko. Kiedyś z żoną często wyjeżdżaliśmy na dłużej , zwiedzaliśmy. Teraz mamy nieco inne priorytety. Najwyżej weekendowy wypad raz na kwartał. Mama jest dla mnie najważniejsza. Boże, jak ona się cieszy, kiedy wracamy…
KOSZTOWNA ALTERNATYWA
W województwie lubelskim funkcjonuje kilkadziesiąt różnego rodzaju placówek opiekuńczych, zakładów, pensjonatów czy domów pomocy społecznej, które oferują pobyty długo- i krótkoterminowe dla osób starszych, z różnego rodzaju zaburzeniami. W państwowych ośrodkach musimy się liczyć z tym, że czas oczekiwania na przyjęcie będzie dużo dłuższy niż w prywatnych. Cena w tych drugich to nawet koszt do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. W koszt pobytu w prywatnym domu opieki wliczone jest m. in. zakwaterowanie, pełne wyżywienie, opieka pielęgniarska, usługi rehabilitacyjne oraz dodatkowe zajęcia terapeutyczne.














Komentarze