Wybranie tego miasta na proces największych zbrodniarzy wojennych nie było więc przypadkowe. Zanim jednak do tego doszło, zwycięskie państwa (Francja, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Związek Radziecki) debatowały, czy w ogóle wszczynanie takiej procedury prawnej ma sens. Wina wydawała się bowiem niezaprzeczalna – hitlerowcy popełnili zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko pokojowi i zbrodnie przeciwko ludzkości. Ostatecznie były to trzy główne zarzuty, które postawiono kilkudziesięciu Niemcom. Temat tej bezprecedensowej w historii sprawy powrócił teraz za sprawą filmu (o jakże prostym i jednocześnie znaczącym tytule) „Norymberga” w reżyserii Jamesa Vanderbilta.
Podczas ponad dwugodzinnego seansu widz ma okazję przypomnieć sobie historię, o której każdy choć trochę na pewno słyszał. Perspektywa jest jednak nieco inna, niż mogłoby się z pozoru wydawać – film pokazuje psychologiczną grę amerykańskiego psychiatry z Hermannem Göringiem, niemieckim marszałkiem, numerem dwa zaraz po Adolfie Hitlerze. Wspomniany doktor to Douglas Kelley, który dostał od armii zadanie zbadania psychiki oskarżonego i uzyskania od niego potrzebnych zeznań. Sam Kelley to postać historyczna. Podczas seansu możemy zobaczyć, jak bardzo stara się odpowiedzieć na pytanie: skąd rodzi się zło? Jakie cechy osobowości wykazują najwięksi zbrodniarze świata? Czy da się w ogóle zrozumieć ich sposób postępowania? Psychiatra buduje z Göringiem pewną więź – rozmawia z nim, gra w karty, odwiedza jego ukochaną żonę. Jego działania dla przełożonych momentami wydają się nieistotne, jednak w procesie wartość tych ustaleń okazuje się szczególnie ważna dla oskarżycieli.
Sam film to również ciekawy obraz procesu, jakiego jeszcze nie było w historii świata. Jako widzowie jesteśmy świadkami przygotowań sali sądowej, ustaleń oskarżycieli i linii obrony. Proces to także pewnego rodzaju udokumentowanie i potwierdzenie niemieckich zbrodni – służą temu liczne zeznania świadków oraz filmy nakręcone w wyzwolonych obozach koncentracyjnych. Dla wielu osób w 1946 roku było to pierwsze, porażające zderzenie ze skalą Holokaustu. Skoro jest udowodniona wina, musi być też kara. Jak widać, aliantom, a szczególnie Stanom Zjednoczonym, zależało, aby proces przebiegał w świetle prawa i nie przypominał okrucieństw, które wydarzyły się podczas kilkuletniej wojny. Samo ogłoszenie wyroku i pokazanie jego wykonania odsłaniają, jak najzacieklejsi naziści poradzili sobie w obliczu śmierci. A nie zawsze było to dla nich tak łatwe jak samo zabijanie…
Filmy tego typu ogląda się z innym nastawieniem niż typowe produkcje wojenne. Od początku patrzymy na tego „złego”, który musi zmierzyć się z prawdą o samym sobie (choć nie zawsze chce ją zaakceptować). Jest to film o upadku wielu ludzi, którzy w dziesiątkach innych narracji byli oprawcami. Wyrok jest więc swego rodzaju oczyszczeniem, którego potrzebowały sterroryzowane narody. I być może potrzebują nadal, czemu służy film Vanderbilta, wzbogacony doskonałą grą aktorską głównych bohaterów.
Wychodząc z kina, odniosłam wrażenie, że ta amerykańska produkcja nie bez powodu powstała właśnie teraz. Proces norymberski i badania psychiatrów miały służyć temu, aby nigdy więcej nie doszło do tak brutalnej wojny. Abyśmy mieli w pamięci przeszłość i wyciągali z niej wnioski na przyszłość. Niestety, już teraz widać, że tak nie jest.













Komentarze