Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Poszukiwany przez cała wieś

Zaginięcie czternastolatka postawiło na nogi całą ówczesną milicję. Do poszukiwań Henia – tak miał na imię chłopiec – włączyli się niemal wszyscy mieszkańcy wsi Osiny niedaleko Puław. To tutaj, z dziadkami – w dworskich czworakach – mieszkał nastolatek. Do dziadków przyjechał aż z Dzierżoniowa na Dolnym Śląsku, gdzie jego rodzice pracowali w zakładach radiowych.
Poszukiwany przez cała wieś

Autor: licencja cco

Tę historię pewnie pamiętają jeszcze starsi mieszkańcy Osin. Zdarzyła się w ona w styczniu 1962 roku. Na szczęście nie było wtedy siarczystego mrozu. Uprzedzimy fakty – chłopiec odnalazł się. Przeżył, ale był w ciężkim stanie.

Ale po kolei: w pewną sobotę Henio, o którym pisały wówczas obszernie lubelskie media poszedł na wiejską zabawę. Wcześniej spędził czas po lekcjach w świetlicy. Z kolegami oglądali telewizję. Tu był jedyny odbiornik i jedyna atrakcja w Osinach.

Dziadek nie doczekał się na powrót chłopca. Zasnął. Kiedy się obudził, z przerażeniem stwierdził, że wnuka nie ma domu. Razem z żoną natychmiast powiadomili milicję. Zaczęły się gorączkowe poszukiwania. Milicjanci razem z dziadkami i sąsiadami obeszli całe gospodarstwo, przeczesali pobliski las, a nawet sprawdzili staw, który był niedaleko domu. Po chłopcu nie było najmniejszego śladu. Zapadł się jak kamień w wodę. 

Milicjanci rozesłali informacje do różnych jednostek w całym kraju, gdzie mieszkała dalsza i bliższa rodzina chłopca. Sądzili, że może chłopiec do nich wyjechał. Ten trop także nie przyniósł rozwiązania zagadkowego zniknięcia 14-latka. Zakładano najgorszy scenariusz, zwłaszcza że każdy kolejny dzień poszukiwań kończył się fiaskiem. 

Na wsi już głośno mówiono, że chłopiec pewnie nie żyje. Postać jego ducha miały rzekomo widzieć miejscowe kobiety. To samo mówił stróż folwarku. On straszliwą twarz ducha zauważył na stercie siana. Tak opowiadali dziennikarzom. 

Minął tydzień od wszczęcia poszukiwań. Do Osin przyjechał ojciec chłopca. I to on go odnalazł. Henio był nieprzytomny i przemarznięty. Leżał w starej klatce dla królików. Tuż obok domu i komórki. 

Chłopiec natychmiast został przewieziony do puławskiego szpitala. Tak o jego stanie zdrowia mówił 63 lata temu dr L. Kotliński: „Chłopiec ma odmrożenia III stopnia obu stóp. Część palców objęła martwica. Gorączkuje. Kuracja potrwa co najmniej 5 miesięcy”.

Dziennikarzom udało się porozmawiać z chłopcem jak tylko odzyskał przytomność. To, co usłyszeli wprawiło ich w zdumienie i niedowierzanie.

Z jego opowieści wynika, że w dzień jego zaginięcia zabawa się przeciągnęła i wrócił późno do domu. Drzwi do chałupy były zamknięte. Nie chciał budzić dziadków. Obawiał się zresztą, że dostanie lanie za późny powrót. Schował się w klatce dla królików. Kiedy obudził się w niedzielę po południu, stwierdził że za to, że spędził noc w klatce, to dostanie jeszcze większe lanie. Dlatego postanowił, że przeczeka w ukryciu. Zwłaszcza, że słyszał jak dziadek chodzi po podwórku i go nawołuje. Nie tylko to jednak nim kierowało. Przyznał podczas rozmowy, że pobyt w klatce dla królików to była dla niego taka forma przygody, o jakich czytał w książkach. A w Osinach – podkreślił – jest strasznie nudno. Nic się nie dzieje. Żadnej rozrywki. 

Jak udało mu się przeżyć tydzień w takich warunkach? Okazało się, że jak wszyscy go szukali po okolicy, i nikogo nie było w obejściu, to nabierał wody ze studni. Miał co pić. Wydoił też krowę. Dzięki temu nieco się pożywił. 

(…) Świeże mleko dobrze mi zrobiło – opowiadał po odnalezieniu. – Następnej nocy byłem jednak tak słaby, że nie mogłem się ruszać. Dalej już nic nie pamiętam. Obudziłem się dopiero po odnalezieniu. (…)

Chłopiec przyznał, że uwielbia książki. Zwłaszcza przygodowe, o Indianach, a także kryminały. Czytał dwie, trzy książki w tygodniu. 

Babcia chłopca, która razem z mężem bardzo przeżyła jego zniknięcie podkreślała w rozmowie z mediami, że z wnukiem nigdy nie mieli kłopotów. Dobrze się uczył, nie wagarował. Nikt go też nie bił. Lanie – jak przypomniała sobie – dostał tylko raz. Za palenie papierosów. 

Milicja umorzyła postępowanie. Cała historia zakończyła się szczęśliwie. Jak potoczyły się losy małoletniego chłopca rodem z Dzierżoniowa – tego nie wiemy. Dziennikarz, który z nim wtedy rozmawiał usłyszał na zakończenie jego prośbę. Chciał książkę do przeczytania. Jasne, że przygodową…

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama