Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Radosnych Świąt Bożego Narodzenia naszym drogim Czytelnikom życzy Redakcja Dziennika Wschodniego
Reklama
Reportaż

Kosmiczne energie Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Polski astronauta uciszył hejterów

W warunkach polskiego piekiełka wydawało się to niemożliwe, ale Sławosz Uznański-Wiśniewski po powrocie na Ziemię powtórzył sukces z lotu na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Krytycy próbowali sprowadzić misję polskiego astronauty do jedzenia pierogów, teorii „płaskoziemców”, zdjęć z politykami, wystąpień u boku żony, Jarosława Jakimowicza, Dody i flagi Indonezji na kombinezonie. A on znów pokazał najpiękniejszą twarz Polski. Towarzyszyliśmy mu w kosmicznym tournée po kraju i Lubelszczyźnie.
Kosmiczne energie Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Polski astronauta uciszył hejterów

Autor: Michał Żyszkiewicz

15 lipca 2025 roku, godzina 11:31. Kapsuła Dragon Grace z załogą misji Ax-4 woduje na Ocenie Spokojnym u wybrzeży Kalifornii. Około południa ekipa ratownicza wyławia czteroosobową załogę lotu kosmicznego: Peggy Whitson ze Stanów Zjednoczonych, Shubhanshu Shuklę z Indii, Tibora Kapu z Węgier i Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego z Polski. Astronauci zostają przetransportowani na statek MV Shannon i poddani licznym badaniom. Wracają do domów. Najciekawsze dopiero się zaczyna.

Kosmos dla wszystkich

Uznański-Wiśniewski na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, orbitującej czterysta kilometrów nad powierzchnią Ziemi, spędził dziewiętnaście dni, z czego siedemnaście pełnych, w tym czasie planetę okrążył ponad trzysta dwadzieścia razy. 

Największe wrażenie zrobiły na nim widoki z Cupoli. Modułu obserwacyjnego ISS z siedmioma panoramicznymi oknami. Ziemię można z niego oglądać z każdej strony, pod każdym kątem, w zakresie trzystu sześćdziesięciu stopni. Uznański-Wiśniewski mówi, że czy przelatywał nad Polską, czy Europą, czy Afryką, czy Azją, czy Australią, czy obiema Amerykami, czy lądem, czy oceanem widział planetę jako pozbawioną granic, spójną całość, zawieszoną tylko w próżni kosmosu. Stąd też jego słowa: „Space for Everyone”, czyli „Kosmos dla wszystkich”. 

Jednocześnie dla 41-letniego polskiego astronauty najtrudniejszą częścią misji było funkcjonowanie ze świadomością stresu, jaki towarzyszył jego rodzinie, gdy oglądała go na miejscu startowym, przyczepiającego się do „bomby”, która musiała wybuchnąć, żeby wynieść go na orbitę. Nawet jeśli Uznański-Wiśniewski przekonuje, że astronauci podczas startów i lądowań wcale nie tracą przytomność. Czują się po prostu, jakby ktoś siedział im na klatce piersiowej.

Jego powrót z ISS trwał dwadzieścia dwie godziny. Na Ziemi potrzebował niecałego tygodnia, żeby dojść do pełni sił. Niedługo, jego organizm błyskawicznie akomoduje się w każdych warunkach: górskich, morskich, ziemskich, kosmicznych. Podczas misji brakowało mu tylko siłowni. Dorastał jako sportowiec, ścigał się na łódce, na ławeczce wyciskał stówkę. Hantli jednak na orbitę wziąć ze sobą nie mógł. Stracił część masy mięśniowej. To tyle. Niecałe trzy tygodnie jego misji na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wydawały się krokiem milowym dla popularyzacji polskiej nauki.

Pierogi i płaska Ziemia

Niespodziewanie jednak dyskusja wokół kosmicznego lotu Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego w Polsce przerodziła się w piekiełko. Część rodaków zaszufladkowała go już jako „pechowca”, gdy pierwsza próba startu statku Dragon Grace i rakiety Falcon 9 została przerwana z powodu wycieku ciekłego tlenu, a druga z powodu dehermetyzacji w module serwisowym Zwiezda na ISS. 

Krytycy podkreślali, że Polska wydała około dwieście osiemdziesiąt milionów złotych na jego udział w misji na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Przekonująco dla wielu jego pobyt czterysta kilometrów nad Ziemią sprowadzali oni do jedzenia pierogów podczas łączenia z amerykańską telewizją. Nie pomagali prowadzący „Pytania na Śniadanie” w TVP, którzy w studio poczęstowali Uznańskiego-Wiśniewskiego najsłynniejszym wyrobem polskiej kuchni. I pytali o wrażenia. Gdzie pierogi lepiej smakują?

Uznański-Wiśniewski, wbrew swojej woli, został wciągnięty w wojenkę polityczną. Zapozował do zdjęcia z Romanem Giertychem, politykiem Koalicji Obywatelskiej, co środowiska PiS i Konfederacji wykorzystały, żeby połączyć go z obozem rządowym. Taki obraz podbiły tylko kolejne wystąpienia u boku Aleksandry Uznańskiej-Wiśniewskiej, nieodstępującą go na krok małżonką, przy tym jednak również posłanką z KO.

Na Łódź Summer Festival rozdawał autografy pod sceną, na co ofuknęła go piosenkarka Doda: „Dobrze, że zszedł na Ziemię, bo teraz gwiazda jest inna i jedna”. Jarosław Jakimowicz, aktor znany z „Młodych Wilków”, od dłuższego czasu kontrowersyjna gwiazda prawicowych mediów, przyznał w sieci, że wątpi w lot Uznańskiego-Wiśniewskiego w kosmos. To absurdalne, ale w przestrzeni publicznej pojawiła się nawet teoria, według której Polak ukrywał przed ludźmi, że… widział płaską Ziemię. Poza tym na jednym z ujęć na kombinezonie miał naszytą czerwono-białą flagę Indonezji, a nie biało-czerwoną Polski, więc jaki z niego Polak?

Chleb z masłem

Coś bliźniaczego przeżył Mirosław Hermaszewski. Szczegółowo opisuje to książka „Cena nieważkości” Marcina Pietraszewskiego i Dariusza Korytki. Pierwszy Polak w kosmosie skarżył się, że dopiero z czasem po wylądowaniu na Ziemi dotarło do niego, jak pozbawiono go możliwości samostanowienia, zmuszając do zasiadania w komitetach honorowych, przecinania wstęp, bycia ozdobą i marionetką propagandy dławiącego się skutkami życia na kredyt państwa Gierka.

Hermaszewski, jak czytamy w „Cenie nieważkości”, przyglądał się komunistycznej Polsce ze „słupów ogłoszeniowych, tablic informacyjnych, gablot, witryn mięsnego, spożywczego, warzywniaka, kiosku Ruchu, wisiał na remizie strażackiej i w kasie dworca kolejowego”. Zgodnie podkreślano, że „lot Polaka to przełomowe wydarzenie w historii narodu”. Na Okęciu witali go starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, bogaci i biedni, uzbrojeni w biało-czerwone flagi, ulicami stolicy jechał limuzyną.

Ale Mieczysław Rakowski, późniejszy ostatni pierwszy sekretarz KC PZPR, nieprzypadkowo notował w dziennikach: „Teraz należy oczekiwać, że nieszczęsnego Hermaszewskiego będą obwozić po kraju jak jakieś egzotyczne zwierzę w klatce”. I zaczęło się wielkie tournée: Warszawa, Dęblin, Wrocław, Poznań, Radom, Tychy, kopalnia „Lenin” w Mysłowicach-Wesołej. 

Hermaszewski nie był w takim układzie szczęśliwy. Prostego człowieka, który po powrocie z kosmosu marzył tylko o „kromce chleba z masłem”, salony przytłaczały. Był wojskowym pilotem. Najlepiej czuł się w przestworzach.

Naukowiec, nie pilot

Uznański-Wiśniewski, o czym trochę zapomniano w jego pierwszych miesiącach życia jako „drugi Polak w przestrzeni kosmicznej”, to jednak zupełnie inny przypadek niż Hermaszewski.

Tamten szczycił się, że na statek kosmiczny Sojuz 30 „przemycił” alkohol. Opowiadał, że przez cztery okrążenia wokół Ziemi wraz z radzieckim kosmonautą Piotrem Klimukiem myśleli, że towarzyszy im UFO. A to były pojemniki z odchodami. Przeprowadzał też kilka prostych, wręcz prymitywnych eksperymentów naukowych: „Smak”, „Relaks”, „Kardiolider”, „Zdrowie”, „Ciepło”. 

Poważniejsze było badanie nazwane „Syrena”, sprawdzające możliwość „pozyskiwania pozbawionych zanieczyszczeń półprzewodników ze stopu rtęci, kadmu i telluru, potrzebnych przy budowie urządzeń do pomiarów pola magnetycznego”. Pietraszewski i Korytko pisali jednak w „Cenie nieważkości”, że koledzy Hermaszewskiego śmiali się, iż „Syrenę” robi się tak: wziąć śledzia, włożyć go sobie głową w tyłek i zamachać ogonkiem.

Uznański-Wiśniewski jest poważnym naukowcem. Drugi polski astronauta ma doktorat, napisał ponad pięćdziesiąt specjalistycznych artykułów i książek, zajmuje się projektowaniem elektroniki odpornej na promieniowanie, pracował w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych i jako operator Wielkiego Zderzacza Hadronów LHC w Genewie.

Nie jest to człowiek wyjęty z „Najlepszych. Kowbojów, którzy polecieli w kosmos” Toma Wolfe’a. Amerykańscy astronauci z początków NASA są tam przedstawieni jako szaleńcy. Jak Tom Cruise z „Top Guna”. Latają eksperymentalnymi samolotami, przekraczają bariery dźwięku, w powietrzu wydziwiają straceńcze akrobacje. Ścigają się i tłuką między sobą. Kochają się i nienawidzą, piją i balują, zdradzają swoją żony. Żyją i giną w powietrzu. 

Sukces Uznańskiego-Wiśniewskiego to jeden z najjaskrawszych dowodów na sens trzydziestopięciolecia transformacji ustrojowej. Może uchodzić za przedstawiciela licznej grupy Polaków, którzy urodzili się u schyłku PRL-u, wychowali się w III RP, a w XXI wieku, również dzięki przystąpieniu kraju do Unii Europejskiej i Strefy Schengen, nie bali się ruszyć na podbój świata, rozciągającego się daleko poza jedno z łódzkich podwórek. I ten świat podbili, bo wcale nie byli głupsi, a często mądrzejsi od rówieśników z Europy, USA, Rosji, Indii, Chin. W konsekwencji polscy specjaliści są cenieni na najbardziej prestiżowych uniwersytetach świata, pracują w OpenAI, w NASA, w Oracle, w Dolinie Krzemowej.

Dowód? Polski astronauta w trwających półtora roku eliminacjach ESA pokonał dwadzieścia dwa tysiące kandydatów z całego Starego Kontynentu, takich samych „mózgowców”, jak on sam. Nie jak Hermaszewski, który rywalizował głównie z innym pilotem - Zenonem Jankowskim, który w zaciszu domowym wciąż porażkę tłumaczy sobie wojskowymi układami i układzikami. I tym, na kogo przychylniej spoglądano w Moskwie. 

Kosmiczne tournée

Gdy ogłoszono dwumiesięczną ogólnopolską trasę „IGNIS - Polska sięga gwiazd”, podczas której Sławosz Uznański-Wiśniewski miał odbyć serię spotkań na siedemnastu uczelniach w szesnastu miastach, zaczęły mnożyć się wątpliwości. 

Zastanawiano się, czy kosmiczne tournée 41-letniego astronauty położy kres wszechobecnemu poczuciu marnowania intelektualnego potencjału człowieka, na którego badania kraj wydał ćwierć miliarda euro, poprzez dziwaczny rozkrok między jego nieobecnością a obecnością w przestrzeni publicznej?

W drugiej połowie grudnia 2025 roku trasa dobiegła końca. I już wiadomo, że Sławosz Uznański-Wiśniewski wyszedł z niej jako zwycięzca. 

127 procent celów 

Słuchałem go podczas jego trzech wystąpień w Lublinie. Dzień później było mi mało i pojechałem na dogrywkę do Klubu Uczelnianego Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie. I zaręczam, że zwykłych, młodych, otwartych na świat ludzi niespecjalnie interesowały flaga Indonezji, Doda, żona astronauty czy pierogi. Interesowały ich szczegóły misji Ax-4.

Uznański-Wiśniewski wreszcie miał okazję, żeby opowiedzieć o trzynastu polskich eksperymentach, które przeprowadził na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Polak badał wpływ lotu kosmicznego na ludzki układ odpornościowy i tkanki miękkie w nogach astronautów. Wpływ promieniowania kosmicznego na poprawną pracę układów scalonych. Wpływ warunków kosmicznych i zmniejszonej grawitacji na przeżywalność zmodyfikowanych genetycznie drożdży, adaptację ekstremofilnych glonów, możliwość komunikacji bez użycia mięśni z wykorzystaniem interfejsu mózg-komputer opartego na spektroskopii w podczerwieni i wytrzymałości dwuwymiarowych nanomateriałów MXene. W końcu wpływ samej misji kosmicznej na zmiany w mikrobiocie jelit i dobrostan psychiczny astronautów.

Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zainstalowana została platforma do przetwarzania danych o nazwie LeopardISS. Na stronie misji IGNIS czytamy, że umożliwia ona naukowcom, firmom i studentom testowanie i walidację algorytmów AI w warunkach lotu kosmicznego.

Polak wykonał trening mózgu EEG neurofeedback. Przetestował opaskę na nadgarstek, używającą sensora opartego na MXene, przydatną do monitorowania stanu zdrowia. Przeprowadził też eksperyment Wireless Acoustics, czyli test poziomu hałasu na ISS, i Stability of Drugs, badający, jak terminy ważności leków skracają się pod wpływem czynników kosmicznych, co może okazać się absolutnie kluczowe pod kątem eksploracji kosmosu w przyszłości. Powrotu człowieka na Księżyc i jego planowanej ekspedycji na Marsa. 

Chwalił się, że załodze misji Ax-4 udało się wykonać sto dwadzieścia siedem procent założonych celów. Ponoć to wynik rekordowy.

Waga minuty w stanie nieważkości

Sławosz Uznański-Wiśniewski posiada dar zarażania słuchaczy bezpretensjonalną miłością do kosmosu. To fragment jego wykładu z Dęblina. 

- Drugi raz w historii w przestrzeni kosmicznej padły słowa po polsku, miałem zaszczyt wygłosić je po generale Hermaszewskim. Kiedy powiedziałem „space for everyone”, czyli kosmos dla wszystkich, miałem nadzieję, że jestem w Polsce dobrze słyszalny. Że każdy Polak mógł chociaż na chwilę spojrzeć w niebo i być dumny z tego, że jesteśmy reprezentowani przez naszego obywatela. Dla mnie to był ogromny przywilej. I duma. 

- Pamiętam moment, kiedy na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej pierwszy raz doświadczyłem stanu nieważkości. Nagle najważniejsze stało się dla mnie, żeby nie zahaczyć żadnego przewodu, nie wyciągnąć zasilania. Nie stać się tą osobą, która spowoduje problemy na ISS. Ale akurat byliśmy załogą, która bardzo dobrze sobie radziła. Rzuciliśmy się w wir eksperymentów.

- Sprawdzaliśmy przeżywalność alg wulkanicznych, które generowały tlen na orbicie, z myślą o budowie kolejnych systemów podtrzymania życia dla długich podróży kosmicznych, ale też z myślą o Ziemi. O tym, jak na dużą skalę moglibyśmy dbać o nasze środowisko i atmosferę. Badaliśmy algorytmy sztucznej inteligencji w warunkach kosmicznych. To była jednostka obliczeniowa testująca autonomiczne algorytmy poruszania się w nieznanym terenie, na przykład dla łazika księżycowego.

- Mieliśmy monitor promieniowania jonizującego realizowany wspólnie z Wojskowym Instytutem Medycyny Lotniczej. Jest pomysł, żeby takie monitory instalować bezpośrednio w samolotach wojskowych. Dla pilotów, żeby sprawdzać środowisko promieniowania podczas wykonywania misji. Miałem okazję zainstalować jeden z nich w europejskim laboratorium Columbus. Mam nadzieję, że kolejnym etapem będzie instalacja go na zewnątrz Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

- Stacja kosmiczna to nie tylko technologia i nauka, ale też bardzo dużo wystąpień. Połączeń z Ziemią. Działań edukacyjnych dla szkół, liceów i studentów w Polsce. Starałem się wykonywać jak najwięcej takich nagrań, żeby inspirować i pokazywać, że nauka i technologia są ciekawe, jak wygląda życie na orbicie i jak działa fizyka, której uczymy się w szkole. Te zadania były trudne, bo musiałem być jednocześnie operatorem kamery, dźwiękowcem, scenarzystą, reżyserem, aktorem i edukatorem. A potem wszystko zdemontować, włożyć baterie do ładowarek, zgrać karty pamięci i wysłać materiał na Ziemię. Czas na takie nagrania jest bardzo ograniczony, a sprzęt trzeba przynieść, zbudować plan, nagrać, zdemontować i jednocześnie realizować kolejne zadania dnia.

- Każda minuta na orbicie jest niesamowicie cenna. Dzień na stacji jest bardzo dokładnie zaplanowany. Zaczyna się o 6:00 rano, od eksperymentów medycznych, potem są konferencje z Ziemią i cały dzień pracy. Około 20:30 dzień kończy się wieczorną konferencją, a potem możemy zebrać się razem, zjeść posiłek, porozmawiać, opowiedzieć, skąd jesteśmy, zapytać, co poszło dobrze i co można zrobić lepiej następnego dnia.

- Spałem w śpiworze przymocowanym do ściany w module Columbus. Miałem szczęście z tą własną kajutą, bo Tibor Kapu z Węgier spał przy szafie z elektroniką i musiał uważać, żeby niczego nie odłączyć. Dla mnie najważniejsze było, żeby być dobrze przypiętym, bo budzik dzwonił o 5:45.

- ISS w nocy nie jest całkiem ciemna. Wstawałem czasem, żeby zrobić zdjęcia z Cupoli. Najbardziej lubię zdjęcia nocne. Widać na nich prędkość orbitalną, dwadzieścia siedem tysięcy kilometrów na godzinę, poświatę atmosfery i błyskawice na powierzchni Ziemi. To jedne z najbardziej magicznych momentów mojego życia. Patrzyłem nie w dół, ale do góry. Planeta była ponad moją głową.

- Reprezentowaliśmy cztery kraje, trzy kontynenty i ponad dwadzieścia osiem procent globalnej populacji. Jedna załoga. Loty kosmiczne reprezentują ludzkość, a my pracowaliśmy dla was, dla nauki, technologii i przyszłości.

Pro publico bono

Podczas trasy „IGNIS - Polska sięga gwiazd” polski astronauta informował, że Polska zobowiązała się wpłacić rekordową składkę na działalność Europejskiej Agencji Kosmicznej w wysokości siedemset trzydziestu jeden milionów euro na lata 2026-2028. Budżet ESA w tym okresie wynosić będzie ponad dwadzieścia dwa miliardy w europejskiej walucie.

Uznański-Wiśniewski uważa, że nie jest to przepalanie publicznych pieniędzy, tylko historyczna szansa dla polskich firm i ośrodków badawczych, żeby decydować o kształcie nowego świata.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przekazuje, że tournée „IGNIS - Polska sięga gwiazd” kosztowało sześć milionów złotych. Sławosz Uznański-Wiśniewski nie pobrał wynagrodzenia za żadne ze spotkań. Na jego wykładach w Warszawie, Łodzi, Rzeszowie, Kielcach, Krakowie, Gliwicach, Wrocławiu, Opolu, Poznaniu, Toruniu, Olsztynie, Gdańsku, Szczecinie, Zielonej Górze, Lublinie i Białymstoku zjawił się komplet publiczności.

Myśli o Księżycu

Ze Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim porozmawialiśmy po jego wystąpieniu w Klubie Uczelnianym Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie.

- Mirosław Hermaszewski mówił, że jak raz poleci się w kosmos, to po powrocie na Ziemię już zawsze będzie patrzeć się w niebo. Pan też tak ma?

- Zdecydowanie tak. Jeszcze przed misją kosmiczną lubiłem zadzierać głowę, przyglądać się niebu. Jeszcze częściej w gwiazdy patrzyłem od czasu mojej selekcji w Korpusie Astronautów Europejskiej Agencji Kosmicznej. Dopiero jednak trzy tygodnie spędzone na ISS całkowicie zmieniły mnie i moje postrzeganie rzeczywistości. Widok na Ziemię z perspektywy orbity był najbardziej magicznym momentem mojego życia. 

- Myślę, że za mało mówi się o tym, jak trudna była pana droga do tego, żeby w ogóle polecieć w kosmos. Rywalizował pan z dwudziestoma dwoma tysiącami osób. Wymagało to dużych poświęceń?

- Presja była ogromna. Czekałem na ten program czternaście lat. Od 2008 roku, czyli od poprzedniej rekrutacji europejskich astronautów. Rywalizowałem z najlepszymi kandydatami z całego kontynentu. Rzeczywiście było to ponad dwadzieścia dwa tysiące osób. I na każdym etapie grupa stawała się coraz węższa. Aż uszczupliła się do finałowej siedemnastki wybranej do Korpusu Europejskiego. Starałem się skupiać tylko na kolejnym kroku. Wykonywać swoją pracę. Cieszyć się samym byciem w elitarnym gronie. Bo nigdy nie wiemy, dokąd obrana droga nas zaprowadzi, prawda?

- Za długo czekaliśmy na drugiego Polaka w kosmosie?

- Polacy nie mieli możliwości latania w kosmos. Lot generała Hermaszewskiego realizowany był w ramach programu Interkosmos ze Związkiem Radzieckim w 1978 roku. Polska była wtedy czwartym krajem na świecie, który miał swojego obywatela na orbicie Ziemi. Po Związku Radzieckim, Stanach Zjednoczonych i Czechosłowacji. W 1989 roku skończył się PRL, ale do momentu wejścia Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej w 2012 roku nie mieliśmy ani dostępu do selekcji astronautów, ani własnych zdolności kosmicznych. Kilkanaście lat później członkostwo w ESA i NATO daje nam wspaniałe możliwości. 

- Będą kolejni Polacy w kosmosie?

- Polska Misja Kosmiczna otworzyła drzwi dla setek, a może tysięcy osób, które będą pracowały w sektorze kosmicznym jako piloci, inżynierowie, naukowcy, specjaliści operacyjni. To jest praca dla nas wszystkich. Sam mam świadomość, że moja misja tak naprawdę dopiero się zaczyna.

- Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej badał pan zdolności psychofizyczne człowieka w warunkach zmniejszonej grawitacji. Jakie wyciągnął pan wnioski, obserwując swoje ciało?

- Że niesamowite jest to, jak adaptacyjny i elastyczny jest ludzki organizm. Jesteśmy w stanie przystosować się do warunków, w których nigdy nie ewoluowaliśmy. 

- Człowiek jest gotowy na podbój kosmosu.

- W zeszłym miesiącu obchodziliśmy dwudziestopięciolecie stałej obecności człowieka na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To pokazuje, że potrafimy utrzymywać życie poza atmosferą przez przynajmniej ćwierć wieku. Ogranicza nas właściwie tylko wyobraźnia. Mam nadzieję, że postawimy sobie jako ludzkość bardzo ambitne cele.

- Mógłby pan przebywać w kosmosie nie przez trzy tygodnie, tylko przez na przykład sto dni?

- Jestem przekonany, że tak. Mam nadzieję, że będę miał okazję sprawdzić to w praktyce. Byłbym zaszczycony, mogąc wziąć udział w półrocznej lub nawet dłuższej misji na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

- Podobno marzy się panu Księżyc.

- Oczywiście, każdy astronauta patrzy w stronę Księżyca i programu Artemis. Niezależnie od tego, kto zostanie do niego przypisany, to najbardziej ekscytujący i inspirujący program eksploracyjny i technologiczny naszej generacji, przynajmniej z mojej perspektywy.

- Wrócił pan na Ziemię i objechał całą Polskę. Jakie wnioski?

- Zainteresowanie było gigantyczne. Wiem, że są tysiące ludzi, którzy nie mogli dostać się na spotkania. Mam nadzieję więc, że podobnych okazji będzie jeszcze więcej. Przez całe życie staram się dzielić wiedzą. Zdaję sobie bowiem sprawę, że miałem dostęp do bardzo unikalnych doświadczeń. Byłem w kosmosie. Teraz chciałbym, żeby młode pokolenia inżynierów, naukowców i pilotów mogło z tej wiedzy korzystać. Żeby ona nie została tylko w mojej głowie.

Ręce w górę

Wypełniona po brzegi aula Klubu Uczelnianego Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie. Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego słuchają młodzi ludzie w mundurach. Przyszli piloci, oficerowie, nawigatorzy, logistycy, specjaliści polskiej armii.

- Kto z was śledził start misji Ax-4? – pyta w pewnym momencie astronauta.

Rękę w górę podnieśli wszyscy zgromadzeni. Nie przestali śledzić jego misji.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama