Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Naprzód! Wróg jest blisko

Prawdziwa amunicja, kilkudniowe ćwiczenia w szczerym polu, noclegi w czołgach, jedzenie z menażek i ciągła gotowość do walki z wrogiem. Żołnierz na poligonie nie ma lekko. A jak jeszcze w nocy przyjdzie mróz....
Naprzód! Wróg jest blisko
Czołgiści – główni aktorzy poligonowych zmagań
120 km od Lublina, na trasie Rzeszów - Stalowa Wola leży malownicza Nowa Dęba. Kilkuset żołnierzy 3 Brygady Zmechanizowanej im. Romualda Traugutta w Lublinie przez cały październik uczyło się tam sztuki przetrwania w polowych warunkach. Na obszarze ponad 15 tys. ha poligonu artylerzyści, czołgiści i piechota mają do dyspozycji lasy, rzekę, piaszczyste równiny i pagórki. Nie wiadomo, za którym z nich czai się nieprzyjaciel, więc najważniejsza jest wieża obserwacyjna, skąd można go wypatrzyć. Główne obozowisko składa się z dwóch kompleksów. Po jednej stronie, w namiotach, śpią żołnierze. W pierwszym namiocie - służba dyżurna, obok magazyn broni. Jest też świetlica, stołówka, kantyna, wartownie, park wozów bojowych i ambulatorium. Po drugiej stronie stoi szereg domków w wagonach kolejowych. W nich również mieszkają żołnierze. - Warunki są tu trochę lepsze niż w namiocie - mówi kpt. Andrzej Ptasiński, oficer prasowy 3BZ. - Piecyki wstawiane są do namiotów na poligonie zimowym, kiedy mamy już minusowe temperatury. A na jesiennym poligonie wydajemy żołnierzom dodatkowe koce. Przy ambulatorium nie zastajemy nikogo prócz lekarza. Nie ma czasu na choroby, kiedy wróg w natarciu. - Żołnierze najczęściej chorują na infekcje górnych dróg oddechowych, nieżyty żołądka. Czasem zdarza się biegunka. Bywają też urazy różnych części ciała, zapalenie wyrostka robaczkowego. W trakcie tego poligonu nie było na szczęście poważniejszych chorób. W razie potrzeby mamy pięć samochodów wielonoszowych - tak kpt. Andrzej Niścior, lekarz i dowódca plutonu medycznego Dywizjonu Przeciwlotniczego 3 BZ, ocenia stan zdrowia swoich podopiecznych. Poza tym przed wyjazdem na poligon wojsko jest szczepione przeciw grypie i durowi brzusznemu. Mech i drewno to również strategiczny materiał. Z nich zrobiona jest mapa plastyczna całego poligonu. Naniesione są na nią wszystkie sektory, bunkry, okopy dla piechoty, rzeka i miejsca działań wojska. Idziemy na \"Wzgórze Huberta”. Stąd oglądamy całą akcję. Po prawej stacja Grochale, po lewej wzgórze z bunkrem. Pod nami punkt dowodzenia. Celem ćwiczeń jest przede wszystkim sprawdzenie wojska, zgrywanie systemu dowodzenia brygady na wszystkich pionach i przygotowania technicznego sprzętu. I trzeba uważać, bo żołnierze używają ostrej amunicji. Stąd przez radiostacje utrzymywana jest łączność z polem walki. Padają kolejne hasła: \"Filozof do bazy. Sokrates do bazy. Radykał do bazy. Odbiór”. Obserwatorzy, ubrani w maskujące moro, wtopieni w przyrodę, działają w terenie. Ich celem jest rozpoznać cele przeciwnika i zgłosić to dowódcy. Za prawidłową łączność odpowiada mjr Wojciech Fłakowski z dowództwa 3 BZ. Na 200 ha pola walczy kilkuset żołnierzy. Cel - niedopuszczenie przeciwnika do Nowej Dęby. Zamaskowane czołgi T72 czekają na komendę. Nagle przez radiostacje słyszymy: \"Rozpoznałem pozycje przeciwnika”. I zaczyna się prawdziwa bitwa. Huk armat czołgów, dział i wyrzutni przeciwpancernych zapiera nam dech. Szybkostrzelność armaty to 7-8 strzałów na minutę przy automatycznym sposobie ładowania, przy ręcznym 2-3 strzały. Po chwili powietrze przeszywa miarowy terkot czołgowych karabinów maszynowych. Pociski rozrywają kolejne tarcze imitujące przeciwnika. Bitwa trwa około 30 minut. - W walce udział wzięło 8 czołgów. Wszystkie zadania zostały wykonane, ale nie wszystkie na ocenę bardzo dobrą - relacjonuje kpt. Andrzej Chałas, dowódca Batalionu Czołgów 3 BZ. Czołgiści po wygranej bitwie, ale nie skończonych ćwiczeniach, czuwają w czołgu. Witają nas mocno zakurzone, ale uśmiechnięte twarze trzech czołgistów. - Jestem dowódcą czołgu. Moim zadaniem jest dowodzenie czołgiem, dbanie o sprzęt, wyszkolenie załogi - wylicza plutonowy Tomasz Parcheta. - A poza tym czołgista powinien być szczupły i niski, bo w czołgu jest mało miejsca. Szer. Piotr Czyżak pełni funkcję działonowego. Namierza cel i strzela. Podczas dzisiejszej akcji zniszczył grupę piechoty. - Największe wrażenie to to, że strzelałem z grubej amunicji. To duże przeżycie dla mężczyzny - przyznaje. Biorący udział w ćwiczeniach obronnych jedzą na stanowiskach bojowych, w okopach, czołgach. Pozostali normalnie, w obozie. W żołnierskiej stołówce dowiadujemy się, że armia gustuje w schabowych. - Oczywiście nikt nie marudzi, kiedy w menażkach ląduje grochówka, pyzy z mięsem czy bigos - mówi szer. Bogumił Girguś, kucharz, w cywilu specjalista od rosołu. - Wstajemy o 4 rano, obiad gotujemy w kilku. Lubię swój zawód i przyznaję, że kucharz w wojsku ma dobrze. Z apetytem swoją grochówkę zajada szer. Piotr Ozimek. W wojsku od 8 miesięcy. Mechanik samochodowy, w armii kierowca. W domu zostawił żonę Agnieszkę i córeczkę Olę. Bardzo za nimi tęskni, ale na szczęście przepustki dostaje często i jest w domu dwa razy w miesiącu. - Życie w armii nauczyło mnie uporu. Zrobiłem prawo jazdy kat. C i nauczyłem się prawdziwego życia. Może jest bardziej nerwowo, ale można wytrzymać. Poważnie myślę, żeby zostać na nadterminowego. Pracowałem w Daewoo. Teraz nie ma do czego wracać - mówi szer. Piotr Ozimek. - W armii jedni mają lepiej, inni gorzej. Zależy, co się robi - mówią żołnierze i wyliczają: lekko ma kucharz, pisarz, kierowca; ciężko: czołgista i artylerzysta. Lekkie życie kierowcy ma szer. Jarosław Sikorski. W wojsku już 12 miesięcy, za kilka tygodni wychodzi do cywila. - Początek był trudny. Do przysięgi i pierwszej przepustki. Później już lepiej. Teraz zupełnie dobrze. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Pobyt w armii dodał mi odwagi - mówi.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama