Reklama
Youssef Rakha, "Bejrut jest gdzieś tam
Już we wstępie od polskiego wydawcy dowiadujemy się po co mamy przeczytać tą książkę. Mianowicie aby poznać, to co inne, aby później nie powielać schematów i stereotypów na temat Arabów. Youssef Rakha ma nam pokazać, że za propagandowym obrazkiem walki z terroryzmem kryje się świat bardzo podobny do naszego, zachodniego.
- 15.03.2014 19:21

Czy egipskiemu dziennikarzowi udało się te stereotypy przełamać? Mam wątpliwości, bo autor podczas swojej opowieści z wyprawy do Bejrutu skutecznie uciekał od sedna sprawy. Chyba, że jego sedno było zupełnie gdzie indziej, niż chciał wydawca umieszczający taki, a nie inny wstęp.
Bejrut to miasto podzielone między muzułmanów i chrześcijan. To właśnie dlatego jest tak bardzo zróżnicowane. Stolica Libanu jest zaskakująca nawet dla, jak wydaje się bliskiego kulturowo, Egipcjanina. Dziwi go to, że zamiast obchodzić żałobę z powodu rocznicy wybuchu krwawej wojny domowej (13 kwietnia 1975), tą rocznicę się tu świętuje. 13 kwietnia restauracje oferują promocje dla swoich klientów. Denerwuje go "pieprzony patriotyzm” na każdym rogu ulicy: na straganach, w muzyce (remiksy hymnu narodowego w stylu hip-hopowym i rockowym), czy w patriotycznej akcji roznegliżowanych "cheerliderek dla Libanu”.
Ale Bejrut da się też polubić. Paradoksalnie w mieście tym autor zauważa uśpione i na co dzień mu nieznane pewne elementy wolności. Oprócz wspomnianych wcześniej skąpo ubranych dziewczyn także to, że np. "możesz przekląć boga swojego kolegi i nikt nie oskarży cię o bluźnierstwo”.
Konflikt w Libanie skończył się dopiero 1990 r., a autor odwiedza szereg związanych z wydarzeniami z kilkunastu lat wojny. Chodzi po obozach dla uchodźców, wspomina tragedie. Niemal topimy się w bezmiarze wojen, konfliktów i walk. Trudno ogarnąć to wszystko czytelnikowi, podobnie jak i autorowi, który brnąc w historię jednocześnie zdradza zupełny brak zainteresowania wydarzeniami aktualnymi.
Ale najbardziej egipskiego reportera gubią kobiety. Z pewnym zawstydzeniem czyta się jego wyznania o przepełniającym go pożądaniu wobec swojej przewodniczki po Bejrucie. Po co także dowiadujemy się o jego miłosnych problemach z dziewczyną? I książka, która miała powiedzieć nam coś więcej o Libanie przeradza się w osobisty dziennik hipstera erotomana. Chyba jednak miało być inaczej.
Reklama












Komentarze