Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

We Włodawie rodzi się nadzieja

d Na pierwszym pasie odpraw stoją niemieccy turyści. Chcą zobaczyć Białoruś. Od tygodnia wypoczywają na Pojezierzu Łęczyńsko – Włodawskim. Włoskie i francuskie samochody dostawcze czekają na odprawę około trzydziestu minut. Co godzinę przejeżdża tędy ponad osiemdziesiąt aut osobowych i osiemnaście autobusów. Taka jest wizja przejścia granicznego we Włodawie, która już w 2006 roku stanie się rzeczywistością.
Budowa obejmie cztery hektary – burmistrz Włodawy Franciszek Gruszkowski rozkłada wielką płachtę papieru z projektem przejścia. – W przyszłości pracę dostanie tutaj około stu osób. Będą po trzy pasy odpraw na przejeździe w jedną i w drugą stronę. A na nich po dwadzieścia osiem stanowisk odprawczych. Cztery parkingi, budynek główny, administracji, kontroli weterynaryjnej. Powstaną sklepy, restauracje, hotel. A także ośrodek dla azylantów i repatriantów, na osiemdziesiąt miejsc. – Włodawa nie jest miastem tranzytowym – mówi burmistrz. –Dlatego zbudujemy przejście turystyczne. Wierzę, że niedługo stanie się naszą siłą napędową. To szansa dla miasta, gdzie panuje trzydziestoprocentowe bezrobocie. Pokażą nas w telewizji Wtorek. Dzień przyjmowania interesantów. Przed pokojem burmistrza ustawiła się kolejka mieszkańców. Niektórzy, zapytani o budowę przejścia granicznego, odpowiadają, że jeszcze o tym nie słyszeli. – We Włodawie? – najpierw się dziw, a zaraz potem ciesz starsza kobieta: – No i dobrze. Będą o nas pisać, pokażą w telewizji... Nie wszystkim włodawianom podoba się pomysł budowy przejścia. Zamieszania obawiają się szczególnie ci, którzy mieszkają w okolicach planowanej budowy, przy ul. Lubelskiej. Kilkadziesiąt osób złożyło w tej sprawie pisemny protest. Władze miasta go odrzuciły. Sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Lublinie. – Nie będzie tutaj ruchu wielkich samochodów ciężarowych – przekonuje Franciszek Gruszkowski. – Trzeba będzie poszerzyć ulicę Lubelską, ale nie naruszymy niczyjej własności – zapewnia. Dobre, bo włodawskie Handel w mieście skupia się wokół rynku. Puste stragany w centrum miasta czekają na targowy czwartek. Można tu kupić niemal wszystko i niedrogo. Niegdyś na targu handlowało wielu Ukraińców i Białorusinów. Dziś coraz trudniej ich spotkać. W miejscowych sklepach chleb kosztuje zwykle nie więcej jak złotówkę, szynka 14,90 zł. A wyroby z włodawskich piekarni i masarni znane są w całym regionie. Kupcy chwalą żywność z ekologicznie czystych terenów, dlatego producenci nie narzekają na rynek zbytu. – Budowa przejścia granicznego to jedyny sposób na rozwój tego miasta. Inaczej żaden poważny inwestor tutaj nie przyjedzie – twierdzi Janusz Sławiński, jeden z największych przedsiębiorców w regionie. – We Włodawie nie ma hotelu z prawdziwego zdarzenia. Dlatego chcę wybudować pierwszy. Dla wycieczek, które już dziś przyjeżdżają tutaj z całego świata i, niestety, muszą nocować poza miastem. Od dwudziestu lat prowadzi własną piekarnię. Ma sieć marketów i aptek. Dostarcza towar do około trzystu sklepów. Na Białoruskim rynku istnieje od 10 lat. Założył tam firmę Slawex Brześć, która trudni się handlem farmaceutykami i towarami przemysłowymi na zamówienie. – Z biznesmenami we Włodawie jest jak na boisku – mówi Sławiński. – Gra dwudziestu, a niewielu strzela bramki. Do tego potrzeba dużo szczęścia, talentu i poświęcenia. Najważniejsze to mieć chęci, a reszta się ułoży – twierdzi Krzysztof Łojewski, właściciel zakładu mięsnego. – Białorusini chcą z nami współpracować. Jak powstanie przejście, będzie dużo łatwiej. Henryk Siemiak, z zawodu cukiernik, właściciel piekarni i siedmiu sklepów, zatrudnia 40 osób. To przeważnie młodzi ludzie, w wieku do 35 lat. Jego syn Krzysztof ukończył informatykę w Rzeszowie. W firmie ojca jest specem od komputeryzacji. Córka Magda kończy administrację w Rzeszowie. A najmłodszy syn Tomasz uczy się w technikum handlowym we Włodawie. – Przedsiębiorstwo budowałem od zera – mówi Henryk Siemiak. – Teraz mogę wykształcić dzieci, nawet dać im pracę. Jak się chce, to się wszystko uda. Nawet we Włodawie. Młoda krew Dariusz Kunaszyk ma 25 lat. Urodził się we Włodawie i wiąże z nią swoją przyszłość. Od półtora roku pracuje w tutejszym Urzędzie Miejskim, zajmując się między innymi promocją miasta. Broni pracy magisterskiej z politologii na UMCS. – Młodzi ludzie czekają na to przejście, jak na zbawienie – mówi. – Może w końcu wygramy coś dobrego od życia. Teraz młodzież tłumnie wyjeżdża stąd w poszukiwaniu nowych możliwości. Ale myślę, że kiedy to przejście ruszy, skończy się emigracja. Miasto będzie tętnić życiem. Z tarasu widokowego na dachu urzędu miasta spoglądamy na Jezioro Białe i rzekę Bug, na białoruską Tomaszówkę, gdzie jest przejście graniczne na Ukrainę. Mocną stroną powiatu niewątpliwie są miejsca atrakcyjne dla turystów. – Najpiękniejsze tereny w okolicach Włodawy można przejechać na rowerze ponad czterdziestokilometrowym szlakiem przez Sobibór, Żłobek, Wolę Uhruską – mówi Dariusz Kunaszyk. Obok tradycyjnej rady, we włodawskim urzędzie miasta działa rada młodzieżowa. Przewodniczy jej uczennica liceum Małgorzata Kral. – Jest nas w radzie piętnaścioro, w wieku od czternastu do osiemnastu lat – mówi. – Dostaliśmy salę w ratuszu, gdzie organizujemy spotkania. Większość z nas po szkole wyjeżdża na studia. Cześć już nie wraca, a Włodawa się starzeje. Dlatego radni liczą się z naszym zdaniem, bo widzą że chcemy coś dla miasta zrobić. Dzwonią goście Zdarza się, że przyjeżdżają do Włodawy handlarze sprowadzający towar z Zachodu. Szukają tutaj przejścia granicznego. Dziś odjeżdżają do Sławatycz i Dorohuska. Ale w przyszłości będą mogli przejeżdżać tędy samochodami dostawczymi do 3,5 tony. – Dzięki temu może rozwinie się handel przygraniczny. Nie tylko z Białorusią, ale i z Ukrainą – marzy Józef Grzywa, właściciel restauracji „Czar Polesia”. – Cała też nadzieja w tym, że przyjedzie więcej turystów. Już teraz dzwonią z Niemiec, Australii, Ameryki, a nawet z Izraela. Pytają o miejsca noclegowe. Na razie mam 10 pokoi i zatrudniam 4 osoby. Jeśli będzie ruch, zatrudnię więcej. Za marzeniami idą pieniądze – Most na rzece Bug, który niegdyś łączył Polskę z Białorusią, został zbombardowany w 1943 roku. To jedyny most drogowy w Polsce, którego nie odbudowano po wojnie – mówi Franciszek Gruszkowski. – Już w 1980 roku miało powstać w tym miejscu przejście specjalnie na olimpiadę w Moskwie. Na początku lat dziewięćdziesiątych pomysł nabrał sensu i powagi. A w listopadzie 2002 roku władze miasta wzięły się ostro do roboty. 5 marca 2004 roku uchwałą Rady Ministrów Polska zawarła umowę międzynarodową z Białorusią o budowie przejścia granicznego. – Najtrudniej będzie na te cztery hektary nawieźć ziemię do wysokości ok. czterech metrów – mówi Józef Dudziński, przewodniczący Rady Miejskiej we Włodawie. – Może jeszcze w tym roku uda się to zrobić. Chcielibyśmy wybudować urząd celny z prawdziwego zdarzenia, murowany. No ale za marzeniami idą pieniądze. Cała inwestycja będzie kosztować około czterdziestu pięciu milionów złotych. Pieniądze dostaniemy z budżetu państwa i funduszy strukturalnych unii. Dzisiaj trzeba stąd pokonać trzydzieści kilometrów do najbliższego przejścia granicznego z Białorusią, w Sławatyczach. Ale zgodnie z planem, już za półtora roku na przejściu we Włodawie zrobi się tłoczno.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama