Ciemna spirala życia
Porozstawiane sztalugi. Pomieszane farby, pędzle i umorusani malarze. Plener malarski? Nie. To pokój psychologów na III piętrze Szpitala Kardiologicznego w Nałęczowie. Pacjenci mają dziurawe serca i dziurawe dusze. Sercami zajęli się lekarze, ale z duszą jest gorzej, bo na to leku nie ma. Chociaż nie; można go sobie namalować
- 06.04.2006 11:45
Za kartami chorób kryją się ludzie o przeróżnych życiorysach. Wszyscy spotykają się trzy razy w tygodniu w jednym pokoju. Na arteterapii.
- Namaluj swoje życie. Dobierz kolory odpowiednie do doświadczeń, jakie spotkały cię od narodzin do dziś - objaśnia cierpliwie dr Róża Popek swoim pacjentom - Barwy ciepłe, jasne to wydarzenia dobre. Ciemne to traumy, przykre przeżycia, doznania.
Tak powstają spirale życia w tęczowych barwach. Gdzieniegdzie są czarne odcinki. Niestety, im dalej od narodzin, tym na obrazach ciemniej. Jak w czarno-białym telewizorze.
- Dziesięć lat temu byłam na stażu w Niemczech - opowiada nam o początkach arteterapii w Nałęczowie, Barbara Olszewska, dyrektor ds. lecznictwa. - Tam pacjenci klinik kardiologicznych poddawani byli terapii przez sztukę. Widziałam ich radość; widziałam efekty. Postanowiłam zaszczepić to na naszym gruncie.
Pani Elżbieta przyjechała do Nałęczowa z Iłży nieopodal Radomia. Pięć miesięcy temu przeszła poważną operację serca. - Czułam się strasznie. Operacja mnie ocaliła, ale odebrała chęć do życia: jak żyć z dziurą w sercu? - zwierza się ładna brunetka - Przyjechałam do Nałęczowa, bo serce i rany bolały. Nie mogłam się na niczym skupić, nie mogłam nic robić.
Depresja.
Danuta do Nałęczowa trafiła z dalekich Starachowic. To drobna - i zazwyczaj wesoła - blondynka. - Trzy lata temu miałam zawał. Ciężkie życie, mnóstwo obowiązków i stresów. Wszystko dla innych, i ani chwili dla siebie - wspomina.
Pierwsze rysunki były najtrudniejsze. Co powie pani doktor? Przecież nie malowałam od liceum!
Namalować swoje życie? A po co?
No właśnie, po co? - Wszystko było na \"nie”: nie chcę, nie umiem, szkoda czasu - wspomina początki Ela. - Ale z każdym kolejnym spotkaniem moje nastawienie się zmieniało. Pamiętam mój rysunek domu: z zamkniętymi drzwiami, bez dymu z komina...
Dr Róża Popek objaśniała potem pacjentom ich własne prace. - Dom był zamknięty tak jak ja... - uśmiecha się pani Elżbieta. - Malowaliśmy swoje anioły i demony, maski i najdziwniejsze sny. Malowaliśmy drzewa. Ale tak naprawdę, to malowaliśmy siebie.
Sceptycy nie wierzą w takie terapie. Ale pacjent nie jest tylko ciałem; pacjent ma duszę i to często bardziej pokancerowaną niż serce. - Oprócz konwencjonalnych, farmakologicznych metod leczenia, coraz częściej prowadzona jest terapia wspomagająca o charakterze psychoterapeutycznym - tłumaczy dr Popek.
Czyli arteterapia. To działa?
Najlepsza odpowiedź to gruba kronika zapisana wyrazami wdzięczności kuracjuszy, którzy odżyli dzięki leczeniu przez sztukę. Listy, kartki na święta, przyjaźnie, kolejne przyjazdy.
- Sama byłam zaskoczona, że to coś daje - przyznaje pani Elżbieta. - Odblokowałam się i otworzyłam na ludzi. Wiem, jak żyć i radzić sobie ze stresami. Dr Róża nauczyła mnie żyć pełnią życia z dziurawym sercem. I jeszcze jedno: narzekanie nie ma sensu.
Dla Danuty malowanie okazało się lekarstwem na niską samoocenę. - Wreszcie doceniłam siebie - mówi. - I wkrótce przyjdę tu z mężem.
Na razie przyjechały tu Zofia i Grażyna. Są \"nowe”. Grażyna w styczniu przeszła operację serca. Ma wstawione trzy by-passy. Wtedy życie zapracowanej księgowej z ambicjami skończyło się zawałem. - Mam drugą szansę i nie chcę jej zmarnować - mówi dziś Grażyna. - Zacznę życie od nowa i zrobię to lepiej niż poprzednim razem.
Zofia z Lublina ma chore serce. Ale ono nie dokucza tak, jak depresja. - Są dni, gdy nic nie robię, nic mnie nie obchodzi i nie cieszy - wyznaje. - Jestem taka wycofana z życia. Może malowanie mi pomoże?
Na to liczy też Stanisław. Na arteterapię przyjechał specjalnie z drugiego końca Polski, znad mazurskich jezior.
- Byłem w ubiegłym roku, ale tylko na jednych zajęciach, bo za późno się o nich dowiedziałem. Ale sposób, w jaki dr Róża \"czytała” nasze prace, zrobił na mnie wielkie wrażenie. Wiedziałem, że muszę tu wrócić.
Wrócił. Właśnie maluje maskę. - Mam bardzo stresującą pracę, bo jestem instruktorem jazdy. Teraz chcę jakoś dotrwać do emerytury i znaleźć na nią siły. Tu uczę się, jak czerpać pozytywną energię z życia.
- Cuda zdarzają się wtedy, gdy organizm i pacjent podejmują walkę z chorobą. Jeśli ktoś skupia się tylko na swoim schorzeniu i pesymistycznie patrzy w przyszłość, to nawet najlepsze leki nie pomogą. Mówiąc najprościej: w zdrowym ciele, zdrowy duch - wyjaśnia dr Róża Popek. - Malowanie pozwala pacjentom odwrócić uwagę od problemów. Dzięki tworzeniu patrzą na życie z innej perspektywy. W jasnych barwach, które leczą...
Reklama













Komentarze