Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Królestwo Jana Gizy

20 tysięcy lat temu w Witoszynie wylądowali kosmici. Przylecieli rakietą plazmową. W dolinie zasiali słoneczniki. W każdym ziarenku zaklęty jest kod kreskowy. Kto go złamie, pozna tajemnicę szczęścia - twierdzi dr Jan Giza z Kazimierza. Nie do wiary!
Z niedowierzaniem spoglądam na egipskie koło, które tłoczy wodę z potoku do położonych po drugiej stronie drogi stawów. A za stawem drugi staw, potem trzeci. Ale najbardziej intrygują energetyczne kręgi z głazami w środku. Nachylone do ziemi pod specjalnie dobranym kątem. Siedzimy na cygańskim wozie. 69-letni Jan Giza zaczyna intrygującą opowieść. Co mają wspólnego gdański kupiec Jan Giza z XVI wieku, warmiński kanonik Heweliusz Giza z XVIII wieku i dr Jan Giza? - Czas jest bezwzględnym władcą wszystkich rzeczy, a jednak piramidy nigdy mi się nie poddadzą. Chyba nie ma osoby na świecie, która by nie słyszała o piramidzie Cheopsa. Najbardziej tajemnicza budowla na ziemi wraz z dwoma innymi piramidami stoi w Gizie. Stamtąd pochodzą moi przodkowie - mówi z dumą Jan Giza. Jeden z najbardziej niezwykłych i kontrowersyjnych lekarzy na Lubelszczyźnie, który z pomocą jadu pszczół skutecznie wygrywa walkę z ciężkimi chorobami. Pochodzi z Powiśla, do gimnazjum chodził w Kazimierzu i Opolu Lubelskim. Omal nie został księdzem. Ale wybrał medycynę. Jeszcze na studiach zainteresował się akupunkturą. Dzięki prof. Zbigniewowi Garnuszewskiemu, wielkiemu propagatorowi akupunktury w Polsce - poznawał jej tajemnice u chińskich lekarzy. I wpadł na rewolucyjny pomysł, żeby akupukturową igiełkę zastąpić żądłem. - Ukłucie stymuluje odpowiednie punkty, porcja jadu mobilizuje system obronny organizmu i daje mu siłę do walki z chorobą - mówi dr Giza. Kuracja trwa trzy tygodnie. Najpierw doktor robi dwie próby uczuleniowe. Gdy wszystko jest w normie, pielęgniarka zamyka się z pacjentem w małym domku. W kazimierskiej posiadłości dr. Jana Gizy. Wśród zielonych wierzb stoją małe domki w kształcie pszczelej komórki. W środku po dwie leżanki ze słomianymi siennikami. Między leżankami małe drewniane boksy, w których szumią pszczoły. Pielęgniarka zamyka drzwi. Robi się ciemno. Nad pacjentem dyskretnie żarzy się malutka żarówka. Na miejscu wyznaczonym przez doktora kładzie miedzianą siatkę. To przez nią pszczoła użądli chorego. Siatka jest po to, żeby żądło nie zostało w ciele chorego. Najpierw pszczoły żądlą chorego 5 razy. Za dwa dni dziesięć, za cztery piętnaście. Co dwa dni pielęgniarka dodaje pięć użądleń. Liczy się także waga pacjenta. W ostatnim dniu zabiegu \"przystawia” się nawet 60 pszczół. Tarasy w kazimierskim ogrodzie pełne są zaskakujących roślin. Rokitnik, ogórecznik, wiesiołek i żeń-szeń. Cztery rośliny, które są nadzieją światowej medycyny. Medycyny bez chemii. - Mam za sobą specjalizację I i II stopnia z interny. Leczę już większą część mojego życia. Wiem jedno, że z chemią trzeba bardzo uważać. Weźmy na przykład reumatyzm, przewlekły gościec, korzonki, ischias. Choroby, które trudno się leczą. Najczęściej chemią można znieczulić chorego. - Leczenie jadem musi odbywać się pod ścisłym nadzorem lekarza - wyjaśnia dr Jan Giza. I dodaje: W wymienionych chorobach zaledwie 10 proc. pacjentów nie odczuwa poprawy. Apitoksynoterapię, bo tak nazywa się metoda dr. Gizy - wspomaga preparat Res Oenothera. Mieszanka miodu, pyłku, propolisu, korzeni żeń-szenia i zielonych nasion wiesiołka - robiona osobiście przez doktora. 9 lat temu dr Jan Giza kupił w Witoszynie rozległą dolinę z podniszczonym budynkiem szkoły. Po drugiej stronie szosy dokupił kawałek potoku i źródełko z krystalicznie czystą wodą. Powoli wyremontował szkołę. Zbudował egipskie koło wodne, które czerpie wodę z potoku i rurą wpuszczoną pod szosą napełni kilka stawów. Na malowniczych zboczach stoją ule. - To jest moje drugie Centrum Medycyny Naturalnej. Na receptę wypisuję oddychanie tutejszym powietrzem, słuchanie szumu wodospadu, żądło pszczoły, dietę ubogą w węglowodany. I koniecznie: podrapać kózki po rogach - śmieję się niezwykły lekarz. Ma w sobie tyle energii. I w żaden sposób nie wygląda na swoje 69 lat. Skąd? Z ziemi. I z kosmosu. Między stawami znajdują się dwa energetyczne kręgi. Jeden ma 7, drugi 9 metrów średnicy. W środku każdego kamienne głazy. Każdy krąg tworzy nieckę nachyloną ku ziemi pod specjalnie dobranym kątem. - Zbudowałem te kręgi na pamiątkę kosmitów, którzy 20 tysięcy lat temu wylądowali z Witoszynie. Przylecieli rakietą plazmową. Zostawili ludziom nasiona słonecznika. Kiedy pan spojrzy na układ ziaren w koronie słonecznika - przypominają wirujące galaktyki. Każde ziarenko jest szarobiałe. To kod kreskowy. Kto go złamie - pozna receptę na szczęście - mówi dr Jan Giza. Nie do wiary. Ale gdy posadzić rośliny w kosmicznym kręgu i obok na zwykłej grządce - te z kręgu rosną 2 razy szybciej. - Mocno wierzę w to, że gdy siedzę przy kręgu wieczorem, to kamienie w środku oddają energię, którą za dnia pobrały z kosmosu. Czy ja wyglądam na swoje lata? Wciąż czuję się młodo - śmieje się doktor. Na słonku wygrzewa się pacjent. Inżynier Zygmunt Koziara z AGH w Krakowie. Przyjechał z Ustrzyk, gdzie w eksperymentalnym ośrodku zajmuje się wyrobem biopaliwa z oleju rzepakowego. Kilka tygodni temu spuchła mu stopa. Nie pasował żaden but. Po kuracji dr. Gizy wszystko wróciło do normy. Bez chemii. - Miłość. Do świata i do ludzi. Jeśli w sercu człowiek ją ma, to wtedy szczęście widać jak na dłoni - mówi niezwykły lekarz. Pan pójdzie wzdłuż potoku witoszyńskiego, zwanego u nas z chińska Zieloną Wstęgą. Napije się wody ze źródełka. Przysiądzie na brzegu. Spróbuje wypatrzyć srebrzystego pstrąga. Popatrzy na zielone wzgórza. Zajrzy do zagrody, podrapie kozę po rogach. To się nazywa szczęście...  Czytaj więcej o leczeniu jadem w jutrzejszym dodatku Zdrowie
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama