Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Tajemnicze paciorki

Cztery tysiące lat temu sporo się działo. Chińczycy właśnie wymyślili pismo. Hetyci byli o krok od wynalezienia żelaza, a niejaki Amenemhat III budował skomplikowane labirynty. Tymczasem po Morzu Śródziemnym rozbijali się Kreteńczycy, a Hammurabi wprowadził nowe, niezwykle surowe, prawo: oko za oko, ząb za ząb. U nas było raczej spokojnie. Do czasów Mieszka I było jeszcze dwa tysiące lat z okładem. I właśnie wtedy w Horodysku pojawiły się fajansowe paciorki. Odnaleźli je archeologowie z Muzeum Lubelskiego w Horodysku w 1967 roku.
Niemal natychmiast ruszyło śledztwo. Po pierwsze: takie paciorki robili wtedy Egipcjanie. Po drugie: jakim cudem trafiły pod Chełm?! Dokładne badania znaleziska wprowadziły dalsze komplikacje. Otóż paciorki znalazły się u nas zaraz po wyprodukowaniu, o czym świadczy rodzaj ceramiki, w jakim paciorki znaleziono. Kto przewiózł paciorki przez pół świata? I jakim sposobem tak szybko? Podejrzenia kierowano przede wszystkim na Kreteńczyków. Ówcześni Egipcjanie podróżowali niezwykle rzadko i próżno szukać ich śladów z dala od ojczyzny. Co innego mieszkańcy Krety. Istniał wtedy nawet szlak handlowy doliną Wisły, a potem Dniestru i dalej nad Morze Śródziemne. Służył do sprowadzania bursztynu, ale... pod Chełmem bursztynu nie ma. Może nasz daleki prapraprzodek je znalazł? Kupił? Zrabował? A może robił za tragarza u kupców kreteńskich? Pytań było coraz więcej, a odpowiedzi żadnej. Archeolodzy drążyli temat dalej. - Produkcja paciorków była bardzo prosta - wyjaśnia Marta Polańska, kierownik Działu Archeologii Muzeum Lubelskiego, gdzie są przechowywane paciorki z Horodyska. - Trzeba tylko wiedzieć jak. Z gęstej masy ugniecionej z gliny i sproszkowanej krzemionki należało ulepić wałek, otaczając rozciągniętą nitkę lub sznurek, następnie pociąć na walcowate kawałki, podsuszyć, po czym zanurzyć w roztworze barwiących na niebiesko i zielonkawo tlenków miedzi. Wypalić, od biedy nawet w zwykłym ognisku. I gotowe. Tu pojawia się kolejna zagadka. Otóż paciorki znalezione w Horodysku były robione ultranowoczesną - jak na owe czasy - metodą. Majster miał specjalną formę, do której wkładał glinę i paciorki gotowe. To była właściwie taśma produkcyjna. Dzięki temu paciorki robiono szybciej i były one do siebie podobne. Przy ręcznej robocie każdy był inny. Dlatego naukowcy uważali, że paciorki pochodziły z miejsca, gdzie technologie były już niezwykle zaawansowane. Tu na scenę wkraczają i Anglicy z Uniwersytetu Nottingham, zwolennicy teorii, że wyroby fajansowe sprzed niemal czterech tysięcy lat odkrywane na ziemiach polskich i w innych regionach Europy Środkowej, wcale nie muszą być egipskie. A tak! Wcześniej, nawet jak ktoś podejrzewał rodzimą produkcję, nie był w stanie tego udowodnić. - Do tego trzeba by zbadać paciorki elektronowym mikroskopem skaningowym - informuje Polańska. - W Polsce jest taka aparatura, ale brakuje materiałów porównawczych w postaci serii wyników analiz paciorków fajansowych wytwarzanych w Egipcie w okresie Starego i Średniego Państwa. Koszty badań za granicą były dla nas wręcz niewyobrażalne. Anglicy zaproponowali udział w specjalnym programie badawczym. Marta Polańska, która koordynowała projekt w Polsce, zaprosiła archeologów z Lubelszczyzny, dzięki czemu przebadano paciorki z aż jedenastu stanowisk z naszego regionu. Wynik badań był jednoznaczny; paciorki na pewno nie pochodzą znad Morza Śródziemnego. Są nasze, rodzime!

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama