Gitarzysta stojący z prawej strony to ubiegłoroczny laureat konkursu \"Solo życia\" - Piotr Koszałka. Wygląda na najmniejszego, ale gdybym fotografował tę scenę z jego strony byłby równy Sygitowiczowi. Chciałbym usłyszeć od niego zdanie na temat jak to jest nie tylko stać, ale grać na równi z tymi, o których już teraz (od lewej): Ryszard Sygitowicz z Music Manem Jerzy Styczyński z Gibsonem Custom L-5, Mieczysław Jurecki z pięciostrunnym basem, na którym widnieją literki \"Smith\", Jacek Królik z Music Manem z wajchą i Wojciech Hoffman z niklowanym Ibanezem. U stóp każdy z nich, poza Hoffmanem, miał co najmniej dwa efekty gitarowe.
Panowie, wraz z Piotrem Królikiem na perkusji, dając ucztę dźwiękową publiczności, która tym razem nie zawiodła, grali znane kawałki, mieli swoje sola, ale głównie tworzyli tło muzyczne dla śpiewających panów: Marcina Furmańskiego, Krzysztofa Wałeckiego i Krzysztofa Zalewskiego. Żywiołowe granie i zachowanie się ludzi z estrady udzielało się również słuchaczom; nie była to statyczna widownia tylko pulsujacy rytmem wielki organizm. Znamy, oczywiście, gitarzystów leworęcznych (m.in.: McCartney, Hendrix, Cobain, Kaczmarski - ten nawet nie przekładał strun) lecz na estradzie znaleźli się tylko gitarzyści praworęczni, nad którymi wisiała świetlna gitara leworęczna.
Oj, warto było tam być!
Reklama













Komentarze