Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Po ciemnej stronie mocy

Rozmowa z Markiem Wójtowiczem, dyrektorem oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Lublinie
- Koledzy-dyrektorzy gratulowali mi \"przejścia na ciemną stronę mocy”. Bo rzeczywiście, przez lata wytworzyła się barykada między szpitalami, a kasą chorych oraz jej następcą funduszem zdrowia. Na szczęście te relacje zmieniają się na bardziej partnerskie. - Takie uczucie mógł mieć pierwszy dyrektor, który tworzył system. W funduszu pracują teraz profesjonaliści, dzięki którym sprawy toczą się sprawniej. Uczucie ciężaru, paradoksalnie, pojawia się przy indywidualnych negocjacjach o kilkadziesiąt lub kilkaset tysięcy zł dla konkretnej poradni czy oddziału szpitalnego. Oczekiwania drugiej strony są większe niż możliwości NFZ. Wszedłem w trudny okres. Przyszły rok będzie chudy. Z budżetu NFZ są wypłacane - i będą w przyszłym roku - 30-proc. podwyżki dla służby zdrowia. Cała \"górka” ze wzrostu składki w 2007 r. pójdzie na sfinansowanie podwyżek. - Czytałem, że rozłożyłem szpital w Puławach, w którym dyrektorem byłem 3 miesiące. Cóż, mam kilka \"życzliwych” osób, które pilnują, aby w Internecie pojawiały się takie wpisy. Autorami mogą być osoby zwolnione albo takie, którym się nie udało nic ze mną \"załatwić”. W Lubartowie pracowałem 24 lata. Najpierw jako lekarz, później dyrektor. Nigdy nie wchodziłem w żadne układy. Działałem rzetelnie i sprawiedliwie, co potwierdziły dziesiątki kontroli. Nie należę do osób, którym można wyciągnąć jakieś grzeszki. Szpital jak każdy inny ma długi z powodu ustawy \"203”, niezapłaconych nadlimitów i ostrego inwestowania w modernizację. Rok 2005 zakończyłem spadkiem kosztów do poziomu przychodów. - Utrzymanie wojewódzkiego profilu świadczeń w Lubartowie nie wchodziło w grę. Za blisko jest Lublin i konkurencja jego szpitali. Ale dzięki moim przekształceniom szpital utrzymał profil specjalistyczny. Zamknąłem laryngologię, okulistykę i - niestety - zwolniłem ponad 150 osób. Największe emocje wywoływał tzw. outsourcing, czyli zlecanie wykonania usług firmom zewnętrznym, celem zmniejszenia kosztów i podniesienia jakości. Tak zrobiłem m.in. ze stacją dializ, karetkami pogotowia, rentgenem, laboratorium, z obsadą anestezjologiczną. - Żaden dyrektor nie działa bez akceptacji organu założycielskiego szpitala. Starosta i Rada Powiatu lubartowskiego wiedzieli, że moja metoda na podźwignięcie szpitala była do tej pory stosowana przez niewiele placówek, ale ją zaakceptowali. Szpital miał być wynajęty - a nie sprzedany - na 10 lat za około 13 mln zł. Z tych pieniędzy chciałem spłacić długi. To byłoby pierwsze tego typu przekształcenie dużego ośrodka, mające w Polsce już swoją nazwę - wariant lubartowski. Nie było w tym żadnego złodziejstwa ani nieprofesjonalizmu. Długo próbowałem wydusić decyzję radnych: na \"tak” lub na \"nie”. Sytuacja zmęczyła mnie, więc zrezygnowałem z funkcji. Poszedłem do szpitala w Puławach. Tam odżyłem zawodowo. Bo wie pani, ja zawsze wychodziłem przed szereg. Jest takie powiedzenie, że pionierów poznaje się po strzałach w plecy. W wielu miejscach w Polsce, gdzie prezentowałem swoje rozwiązania, zdobyłem szacunek i uznanie. Na swoim terenie głównie obrywam. - To inny typ pracy: nierewolucyjny, a ewolucyjny. Dyrektor szpitala ma duże możliwości w kreowaniu samodzielnych rozwiązań, a dyrektor oddziału NFZ jest podległy prezesowi centrali. Wiem, że z inicjatywy prezesa ma się zmienić struktura wydziałów w oddziałach NFZ. Jedne znikną, inne się pojawią. Konieczne będą co najmniej przesunięcia pracowników. Co ja mogę zrobić? Mogę walczyć o większe pieniądze dla Lubelszczyzny oraz sugerować rozwiązania. - Chciałbym, by nasze województwo wprowadziło system elektronicznego monitorowania rynku medycznego. Zamiast książeczki, być może będzie karta magnetyczna podobna do bankowej. To uprości wszystko, łącznie z konkursami ofert, w których zużywane są tony papieru. - Wszystko. Praca chirurga, kierownika izby przyjęć, zastępcy dyrektora i dyrektora szpitala, wykładowcy, publicysty w prasie medycznej. Trzecią kadencję jestem prezesem ogólnopolskiego Stowarzyszenia Menedżerów Opieki Zdrowotnej STOMOZ, ale zawieszam tę funkcję, nie dam rady udźwignąć wszystkiego. Dzięki STOMOZ brałem od lat udział w pracach ministerstwa zdrowia, a jako ekspert projektów Banku Światowego i PHARE podpatrywałem rozwiązania w organizacji i finansowaniu opieki zdrowotnej w kilkunastu krajach. - Byłem społecznym konsultantem przez 2 lata. Był potrzebny ktoś, kto spojrzałby na sprawy niezależnym, krytycznym okiem. Formułowałem w zespole minister Barbary Labudy opinie na temat reformy rynku zdrowotnego. Doświadczenie w pracy na tak wysokim szczeblu było dla mnie dużym przeżyciem. Minister Labuda mówiła: \"Marek, pamiętaj, my to robimy dla Polski, a inni niech sobie myślą co chcą”. - Gdy zobaczyłem reklamę w telewizji, powiedziałem do żony: \"będzie afera”. I była. Temat łączenia instytucji publicznej z wyborami to delikatna materia. Wysłałem pismo do senatora Cugowskiego z przeprosinami oraz obietnicą, że za mojej kadencji takie rzeczy nie będą miały miejsca.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama