Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kto zapłaci za to draństwo?

Prokurator Lech K., Grzegorz J., sędzia Krzysztof O., który dziś pracuje w Sądzie Okręgowym w Lublinie. W stanie wojennym oskarżali, wydawali wyroki.
Dziś pracują w wymiarze sprawiedliwości. Chociaż nie wszyscy. - Prokurator, który mnie oskarżał, pracuje teraz w Instytucie Pamięci Narodowej w Warszawie - mówi Stanisław Pietruszewski, solidarnościowiec ze Świdnika. - Jak on może pomagać ludziom szukającym sprawiedliwości w IPN? A jego kolega, dziś sędzia Wojskowego Sądu Najwyższego. Noc z 12 na 13 grudnia. Po północy do siedziby Zarządu Środkowowschodniego Solidarności przy ulicy Królewskiej w Lublinie wkracza ZOMO. Zaczynają się aresztowania. - Zabrali mnie stamtąd tak, jak stałem - wspomina Waldemar Jakson, który od 3 miesięcy pracował wtedy w biurze Solidarności. - Tak zaczęła się moja prawie roczna wędrówka po więzieniach: Włodawa, Załęż, Rzeszów, Kielce, Piaski. - O 6 rano obudził mnie łomot do drzwi, wpadło trzech panów - wspomina Teresa Teske, działaczka Solidarności. - Brali do ręki każdą książkę, przewracali stronę po stronie. Setki, tysiące książek... Kilka ze sobą zabrali. A w siatce na zakupy, która wisiała na krześle, była kartoteka ze wszystkimi represjonowanymi z regionu. Ale to im nie przyszło do głowy. W lubelskich zakładach szybko przychodzi odpowiedź na wprowadzenie stanu wojennego. Strajki wybuchają w Agromecie, UMCS, cukrowniach \"Lublin” i \"Opole”. 13 grudnia w WSK Świdnik zaczyna się strajk okupacyjny. Na czele regionalnego komitetu protestacyjnego staje Norbert Wojciechowski, jedyny niearesztowany członek Zarządu Regionu Środkowowschodniego. - W nocy z 15 na 16 grudnia zaczęła się pacyfikacja zakładu - wspomina Stanisław Pietruszewski, przewodniczący strajku w WSK Świdnik. Kilkadziesiąt czołgów rozjechało ogrodzenie i otoczyło zakład. Pracownicy w locie chwytali petardy. Ta nierówna walka trwała 2,5 godziny. Potem padły strzały; tuż nad głowami ludzi. - O 16 zdecydowaliśmy się opuścić zakład. Żeby nie doszło do rozlewu krwi, do bratobójczej walki - dodaje Pietruszewski. - Kiedy wróciłem do domu w Lublinie, już tam na mnie czekali. To dopiero początek fali prześladowań i represji, które dotknęły działaczy Solidarności po 13 grudnia. Zwolnienia z pracy, zastraszanie, szykanowanie, wreszcie wielomiesięczne aresztowania. - Po tym, jak uczestniczyłem w strajkach, dyrektor instytutu Maciej Latalski przysłał do zakładu kadrową, żebym złożył podanie o urlop. To wtedy nie będzie musiał wyrzucać mnie z roboty - opowiada Józef Krzyżanowski. Włodzimierz Blajerski, dziś szef stowarzyszenia \"Ujawnić Prawdę” został aresztowany 22 września \'83. Najpierw siedział w areszcie na Północnej, potem na Południowej, wreszcie przewieziono go do Warszawy na Rakowiecką, żeby z powrotem, tuż przed ogłoszeniem amnestii w \'84, przywieźć do Lublina. - Przez kilkanaście dni przetrzymywali mnie w strasznych warunkach, urągających człowieczeństwu. W głodzie i brudzie. Siedziałem w jednej celi z agentem, który wyglądał makabrycznie. Całe ciało porysowane. Nieustannie próbował mnie zastraszyć. Raz na dzień wyprowadzali mnie z celi, żebym umył twarz zimną wodą. Ci, którzy siedzieli w areszcie, niechętnie dziś do tego wracają. Z oporami mówią o upokorzeniu, strachu, bólu. I o niepewności jutra. Waldemar Jakson chwile grozy przeżył podczas transportu do więzienia we Włodawie. - Kierowca zjechał z drogi. Nagle, siedząc między dwoma wielkimi zomowcami usłyszałem, że jedziemy do obozu w Mongolii. Poczułem, jak po czole ścieka mi strużka potu. Przed oczami stanęły mi straszne obrazy z \"Archipelagu Gułag” Sołżenicyna. I pierwsza spokojna myśl: Przecież z gułagów też ludzie wychodzili. Nawet po 20 latach... Po 13 grudnia zmienia się wszystko. Władzę w terenie obejmują komisarze wojskowi. Puste półki w sklepach, godzina milicyjna, głuche telefony. Wreszcie drastyczne podwyżki cen, które miały zmusić społeczeństwo do uległości. To pamiętają wszyscy. Ci, którzy w tym czasie czekali w więzieniach na swój proces, pamiętają coś jeszcze. Nazwiska osób, które stały za ich aresztowaniem. Tych, którzy ich oskarżali, sądzili i wydawali wyroki. To nazwiska znane w świecie prawniczym. Prokuratorzy i sędziowie piastujący dziś wysokie stanowiska w organach wymiaru sprawiedliwości. - Prokurator, który mnie oskarżał, dziś pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej w Warszawie - mówi z goryczą Stanisław Pietruszewski, który w więzieniach spędził rok i dziewięć miesięcy. - Jak on może pomagać ludziom szukającym sprawiedliwości w IPN? Podobnie zresztą jak jego koledzy, z których jeden jest dziś sędzią Wojskowego Sądu Najwyższego. W lubelskich sądach wciąż pracują ci, którzy nas wtedy sądzili. Padają nazwiska: prokurator Lech K., Grzegorz J., sędzia Krzysztof O., który dziś pracuje w Sądzie Okręgowym w Lublinie. - Znana postać ze stanu wojennego. Występował do Sądu Najwyższego o przedłużenie mojego aresztu - potwierdza Blajerski. Nakaz aresztowania Jerzego Leziaka i Waldemara Robaka (działaczy Solidarności w lubelskim Polmozbycie) wydał znany i ceniony lubelski prokurator z Prokuratury Apelacyjnej, który w okresie stanu wojennego pracował w Prokuraturze Wojskowej. I stał za aresztowaniami działaczy lubelskiej Solidarności. - Ja nie chcę do tego wracać, zostawiam to jego sumieniu - ucina Leziak, który w więzieniu spędził ponad pół roku i miał być sądzony w trybie doraźnym. Są jednak tacy, którzy nie zamierzają zapomnieć. - Jako prezes stowarzyszenia represjonowanych domagam się, by ci ludzie zostali pociągnięci do odpowiedzialności - mówi Pietruszewski. - Oni muszą odejść z wymiaru sprawiedliwości. - I sędziowie, i prokuratorzy mieli jakiś margines swobody. Mogli być po prostu ludźmi - uważa Jakson. - Ale nie wszyscy nimi byli. Pamiętam, że gdy wyszedłem z więzienia i szukałem pracy jako nauczyciel historii, inspektorka oświaty zmieszała mnie z błotem. Zaczęła na mnie krzyczeć: Pan chce uczyć historii polskie dzieci?! - Rozliczać - mówi kategorycznie Blajerski. - Kodeks moralny to standard demokratycznego państwa. A tu chodzi o etykę postępowania. Blajerski pamięta szczególnie jednego prokuratora, Tadeusza K., który wciąż aktywnie działa w prokuraturze, a też i swojego kolegę z II LO im. J. Zamoyskiego. - Wydał zgodę rodzinie na widzenie ze mną, wiedząc, że dwa dni wcześniej przetransportowano mnie do Warszawy. Moje córki - 5- i 6-letnia stały w trzaskającym mrozie od 8 do 16, czekając na to widzenie. Rozchorowały się po tym. I tego uderzenia w moją rodzinę nie mogę mu zapomnieć. To była podłość; zwykłe draństwo. Nigdy mnie za to nie przeprosił. Nie podajemy sobie ręki. Robert Bednarczyk, prokurator apelacyjny w Lublinie zapewnia, że w roku \'90 i \'91 prokuratorzy zostali poddani obowiązkowej weryfikacji. - Z tego co pamiętam wszyscy przeszli tę weryfikację pozytywnie. Wiem też, że kilka osób, szczególnie aktywnych w okresie stanu wojennego zrezygnowało z pracy. Jeżeli jednak ktoś zachowywał się godnie i nie dopuścił się w związku ze stanem wojennym przestępstwa, to nie można go dyskredytować. Inna sprawa, czy te osoby powinny dzisiaj awansować. Ale to już kwestia naszej skomplikowanej polskiej rzeczywistości... W tej rzeczywistości trudno dziś znaleźć miejsce na jednoznaczną opinię i ocenę tego, co wydarzyło się 13 grudnia 1981 roku. Mniejsze zło? Polityczna konieczność? Czy brutalna demonstracja siły, która pociągnęła za sobą setki ofiar? - To był zamach stanu. Polityczna zbrodnia - nie ma wątpliwości Marcin Dąbrowski, historyk IPN w Lublinie. - To była narodowa tragedia. I nie chodzi o to, żeby zamknąć Jaruzelskiego, ale żeby to wszystko rozliczyć - dodaje Marian Król, przewodniczący Zarządu Regionu Środkowowschodniego NSZZ Solidarność. Są też i tacy, którzy generała Jaruzelskiego porównują z marszałkiem Józefem Piłsudskim. I domagają się należnego mu hołdu. - Generał Jaruzelski obronił nasz kraj przed niczym nieokiełznaną rewolucją, dramatem, który nas czekał - twierdzi Piotr Zawrotniak, przewodniczący Rady Miejskiej SLD w Lublinie. - Chciał utrzymać naszą względną samodzielność w bloku sowieckim. Za 20-30 lat, gdy poznamy wszystkie tajniki archiwów, także radzieckich, będziemy potrafili to docenić. Pod jednym warunkiem: jeśli będzie ktoś, kto do archiwów będzie chciał zajrzeć. Jeśli to kogoś będzie jeszcze interesować. - Kiedy spytałem swoich uczniów, czy słyszeli o stanie wojennym, to zaledwie 2, 3 osoby podniosły rękę - mówi Ryszard Gałązka, dyrektor liceum, represjonowany po 13 grudnia. - Młodzi ludzie wiedzą dziś mniej o wydarzeniach po 13 grudnia \'81, niż o powstaniu styczniowym. I to jest też dramatyczna prawda o tamtych czasach.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama