Zagrzebani w śniegu
Zimą, kiedy wreszcie spadnie śnieg, zwykli miłośnicy białego szaleństwa biorą narty i jadą w góry.
- 01.02.2007 18:25
Bogatsi w Alpy. Spokojniejsi wybiora niższe góry w naszym kraju. Najbardziej ekstrawaganccy białe szaleństwo uprawiają w okolicach Kraśnika. Żeby było jeszcze dziwniej, to nie używają nart.
Irek, Sławek, Piotrek \"Kudłaty”, Sławek \"Gała”, Konrad, Czarek, Arek i Marek z niecierpliwością czekali na pierwszy śnieg. Kiedy się już doczekali, założyli pancerze i ochraniacze. Jeszcze tylko posprawdzali wszystko, zatankowali i na piekielnie szybkich ruadach ruszyli na śnieżne bezdroża.
W Kraśniku grupa entuzjastów ekstremalnych wrażeń w każdej wolnej chwili jeździ po polach i bezdrożach. Na quadach.
- Zaczęło się ponad rok temu - opowiada Irek. - Jeden z naszych znajomych kupił quada. Spodobało mi się, to też kupiłem. Później spotkałem innych zapaleńców. Wspólnie wymyśliliśmy interes i tak się już kręci wspomina Irek.
Dziś w swojej firmie mają do wypożyczenia aż 17 quadów. Od mniejszych, przeznaczonych dla dzieci, po wyczynowe Raptory rozwijające prędkość 160 km/h. Ale to niewiele mówi: setka na liczniku pojawia się już po 4 sekundach. Wypożyczalnia na brak klientów nie narzeka, a jeszcze odśnieżają.
- Furorę robi nasza usługa odśnieżania - przyznaje Czarek, kierownik Salonu Sprzedaży i Wypożyczalni Quadów SMK Extreme w Kraśniku.
Te maszyny przedrą się przez najgłębszy śnieg. Wjadą niemalże na każda górę i wyjadą z każdego dołu. Ryk silników słychać z oddali. Nagle wyłaniają się zza zakrętu i jeszcze szybciej przemykają obo, zostawiając po sobie tuman śniegu i koleiny.
- Adrenalina skacze maksymalnie. Najfajniejsze jest balansowanie na granicy ryzyka i tajemnica, bo nigdy tak dokładnie nie wiemy gdzie pojedziemy i co spotka nas po drodze - cieszy się Sławek.
To zabawa dla dużych chłopców. - Mali mają sterowne radiem samochodziki, a my quady - z duma oznajmia Irek.
Zima tylko zwielokrotnia doznania. - Najlepiej jest wtedy, gdy jedziesz nieprzetartą trasą i tak naprawdę nie wiesz czy przejdziesz, czy ugrzęźniesz za kilka metrów albo wpadniesz w dół, którego nie widać. Zwykle jeżdżę pierwszy na najsilniejszym sprzęcie jako najbardziej doświadczony i toruje trasę ale nie wszędzie da się przejechać - przyznaje Sławek \"Gała”.
- Z tego jest zabawa cały rok. Latem możemy pędzić w kurzu z maksymalna prędkością. Na raptorach nawet 160 km/h. Czasami tak jeździmy, ale to bardzo niebezpieczne - dodaje Konrad. - Lepsze jest błoto. Z takiej \"wycieczki” wracamy cali w błocie.
Chłopaki organizują też sobie nocne wyprawy. Wokół ciemność, las, cisza, pustka i tylko warkot silników.
- Nie tylko szalejemy, ale zwiedzamy okolice, bo często robimy nawet kilkuset kilometrowe rajdy; na Roztocze albo wzdłuż Wisły opowiada Piotrek zwany \"Kudłatym”
Ale początki były koszmarne. - Po pierwszej jeździe mi się nie podobało. Dopiero z czasem, jak poznałem możliwości sprzętu, nauczyłem się jak nim jeździć, układać ciało i wykonywać poszczególne manewry na dobre załapałem bakcyla - przyznaje Gała. Inni też tak mieli.
Zdarzają się i wypadki. Jeden z quadowców złamał sobie kostkę. Drugi ponaciągał dotkliwie wiązadła. - Z quada się spada - przyznaja chórem. - Wtedy trzeba szybko wyskakiwać. A jak cię juz przygniecie, to trzeba walczyć żeby wyjść jakoś. Nie można pozwolić, żeby te kilkaset kilo stali przygniotło człowieka - mówi Marek.
Są tez straty materialne. Podczas ostatniej wyprawy Irek stracił komórkę. Piotr stracił pół godziny na wygrzebanie się z dołu. Jeden z quadów wrócił bez kierunkowskazu, drugi z rozbitą tylną lampą.
Reklama













Komentarze